panie analityku, skądinąd ciekawą pana analizę uzupełniłbym o brutalnie prostą spekulację: firma v. (jak victoria ?) kupuje w kraju p. (jak plantacja?) od niezdarnych zarządców kawał rynku za niewielkie pieniądze (worek koralików?). bez dodatkowych nakładów (pomijam cudotwórcze programy komputerowe i systemy zarządzania które kosztują tylko tego, kto ich nie ma)przez lata eksploatuje nadanie wyciskając jak cytrynę (ile wyciśnięto? - wyniki firmy v.).gdy sypią się drogi (przesyłu - ponoć trzeba wyłożyć jakieś głupie kilkadziesiąt miliardów) firma v. rozsądnie i korzystnie (dla niej) decyduje porzucić p. jak plantację. część autochtonów w kraju p. roni łzy, że straciła "poważnego inwestora". the end.