Komentarz do artykułu:
Klęska amatorów geotermii

Wklejam ciekawy tekst z portalu kontrowersje: Wyobrażam sobie człowieka, który w jednym dniu traci nie tylko brata i bratową, przyjaciół i współpracowników, ale wszystkie plany życiowe i zawodowe, dodatkowo w powietrzu wisi kolejna osobista katastrofa jaką jest śmierć matki. W takim stanie ten człowiek i to niemal od ręki musi podejmować rozmaite decyzje, decyzje osobiste i służbowe, decyzje tak zwanej wagi państwowej, a już na pewno partyjnej. Znam tego człowieka, długo się nim zajmowałem, bo on próbował zajmować się mną, to jest człowiek, który nie miał nic oprócz brata i matki, a brak osobistego życia zastępowała mu polityka. Stracił brata, traci matkę, umiera jego polityczny projekt, wiem co on czuje, on się przede wszystkim czuje jeszcze bardziej samotny i jeszcze bardziej rozwścieczony na los, Boga i swoim tradycyjnym prostym wytłumaczeniem szuka przyczyn nieszczęścia w działaniach wrogów. On myśli, że znów Rosjanie zamordowali Polaków, jeden z jego posłów powiedział to oficjalnie, że nie szanowano jego brata, choć jego brat to był wielki Polak, wielki patriota i samotny wojownik walczący z wrogami Polski. On myśli, że gdyby nie małość przeciwników politycznych, wrogich mediów, zakłamanych elit, jego brat zostałby potraktowany jak głowa państwa, a nie drugorzędny polityk, który musi walczyć o samoloty i ginie w tej walce. On pamięta jak mu jego największy wróg sponiewierał brata, zabierając mu krzesło i samolot europejski, on musi łączyć tamto wydarzenie, z tą tragedią. On widzi, że jego wrogowie mają niemal pewną wygraną, że wygrywa ta Polska, która jest Polską fałszywą, zakłamaną historycznie, skorumpowaną i rozdrapywaną przez kombinatorów i cwaniaków. Tym żył ostatnie 20 lat, tak myślał, wokół tego budował wszystkie polityczne plany i barykady, ale teraz jest utopiony w bólu, jest zdezorientowany, ma w głowie 1000 myśli, musi pilnować, aby matka nie dowiedziała się o tragedii, musi ratować resztki swojego projektu politycznego i musi przyjąć rolę głowy rodziny, zająć się opłakującym dzieckiem i wnuczką, a nie ma o tym za dużo pojęcia, nigdy nie potrafił tego robić. Przy tym człowieku, w takim stanie, znajdują się ludzie i w większości nie są to już ludzie na poziomie Ludwika Dorna, inteligentni i odważni w sądach, ale posła Suskiego, posła Karskiego, posłanki Szczypińskiej. Są też, a może przede wszystkim walczący ze sobą o schedę i wpływy, partyjni propagandziści Bielan i Kurski, Kamiński i Brudziński, pewnie trochę z boku Ziobro. Oni nie stracili tak wiele, oni nie są w tak podłej emocjonalnej i życiowej sytuacji, oni przede wszystkim mają mało skomplikowane osobowości i proste umysły. Kto w tak skrojonym scenariuszu może wpaść na podobny pomysł jak pogrzeb na Wawelu? Oni, nie on, on może i by wpadł gdyby nie miał w głowie innych rzeczy. Oni, którzy biegają wokół prezesa i jak to zawsze było w tej partii okazują jak bardzo są wierni, jak bardzo oddani i jak genialni w projektach politycznych. Panie prezesie wiem, że to nieodpowiedni moment i naprawdę nie wiem jak to powiedzieć, ale muszę to powiedzieć. Panie prezesie wielki Polak Lech Kaczyński za niewyobrażalne zasługi dla Polski powinien spocząć na Wawelu…. I temu człowiekowi zapala się lampka, zaczyna myśleć, że cała ofiara i wszystkie triumfy wrogów można jednym ruchem zmienić w wielkie zwycięstwo i to zwycięstwo wieczne. Ten człowiek już przepadł, on już nie myśli o niczym innym, tym bardziej, że kolejny Bielan podpowiada, żeby obok Marszałka Piłsudskiego, a następny Suski, że bezwzględnie z Panią Marią Kaczyńską. Dalej jest już tak jak było zawsze, ten człowiek nie myśli o konsekwencjach politycznych, o konsekwencjach społecznych o tym, że znów sam sobie zakłada pętle na szyję, ale robi na oślep rzeczy, które nie przysporzą mu nowych zwolenników i przyjaciół. Dzwoni i targuje z gospodarzem katedry samo miejsce, potem targuje liczbę miejsc i robi to w głębokim poczuciu, że znów musi stanąć na wysokości zdania w tym najpodlejszym czasie, że znów musi ratować Polskę, pisać prawdziwą historię. Jego działania są siermiężne, ocierające się o groteskę, nawet o farsę, ale on tego nie widzi, ponieważ wokół niego są groteskowi ludzie popychający go w tym odwiecznym kierunku, który zawsze kończył się błądzeniem. Czy można mieć pretensje do tego człowieka, w jego stanie emocjonalnym i jego sytuacji, która jeszcze nie znalazła finału? Nawet najgłupszy psycholog odpowie, że jest to sytuacja takiego klinczu emocjonalnego, w którym człowiek ma niewielkie szanse na odrobinę racjonalizmu i działa instynktownie, wręcz odruchowo, po prostu szuka wytłumaczenia i rekompensaty emocjonalnej. Tak widzę tę niedawną historię, ale piszę o niej w konkretnym kontekście, w przeciwnym razie nie bawiłbym się tym. Na Wawelu niech spoczywają w spokoju, nie ma żadnego oburzenia, żadnej profanacji, żadnej tragedii, może nawet jest zasługa. Wawel ma jednak drugie dużo ważniejsze dla losów Polski dno, tej Polski co w niej będę żył i po to te domysły, w moim odczuciu graniczące z bardzo dużym prawdopodobieństwem . Tych domysłów potrzebuję do innej odpowiedzi. Czy Jarosław Kaczyński zdecyduje się kandydować? Odpowiedź zawiera bardzo podobne kroki jak w przypadku Wawelu, to samo otocznie walczące o schedę będzie podpowiadać, że partia i Polska nie ma lepszego kandydata, że musimy z szacunku dla naszych zmarłych podjąć to wyzwanie, że jesteśmy im to winni. To będzie drugie wytłumaczenie nieszczęścia i druga rekompensata osobistego bólu i znów bez względu na polityczne i racjonalne koszty Jarosław Kaczyński sięgnie po to paliwo i będzie pędził na oślep. Zanim się tak stanie jego partia musi zrobić kilka rzeczy. Przede wszystkim da na mszę za powodzenie przedsięwzięcia, a jak msza to i ofiara, na ołtarzu intencji trzeba zarżnąć ofiarnego koziołka. Musi partia PiS poświęcić jednego koziołka, który weźmie na siebie Wawel i to nie może być byle kto, to musi być ktoś ważny i najlepiej, żeby nie był całkiem głupi. Nie wiem kto to będzie, jak dla mnie PR-owsko idealne byłoby następujące powiedzenie: „Bielan się kolejny raz sponiewierał, Kowala na ołtarzu partyjnym powiesili, czy jak kto lubi zarżnęli”. Po tym jak już kozioł stanie się ofiarą, można pokazać obraz umęczonego brata, syna, lidera partii i zasługującego jak żaden inny na przejęcie prezydentury po wielkim Polaku, bo kto inny jeśli nie brat bliźniak wielkiego Polaka, może go zastąpić? Brutalne co napiszę, ale dopóki trwają uroczystości żałobne, dopóki widać trumnę, jest lżej, najgorszy moment jest wtedy gdy żałobnicy wychodzą z cmentarza, jeszcze gorszy następny dzień rano. Wtedy jest pustka i trzeba się czymś zająć. W takich warunkach Jarosław Kaczyński będzie podejmował ostateczną decyzję i odruchowo będzie szukał wypełnienia tej pustki, a po takich silnych doznaniach emocjonalnych, będzie też potrzebował równie silnego antidotum. Psychicznie jest w dołku, jednak jeśli znów brutalnie patrzeć na okoliczności polityczne, to nie mógł nawet marzyć, i nie podejrzewam go, że marzył o takich idealnych warunkach. Ma w tej chwili wszystko, naturalny mandat, partia mu nie będzie się rozjeżdżać, bo nikt się nie odważy w tych realiach robić za „kreta”, nawet jeśli przegra i tak będzie mógł wrócić na fotel prezesa. Ma społeczne współczucie i dzięki Lechowi Kaczyńskiemu inaczej na Kaczyńskich wielu zaczęło patrzeć. W zasadzie ma czas, nie musi już teraz wyznaczać swoich zastępców, wystarczy, że tym najwierniejszym, co się kolejny raz przysłużyli odda partyjne funkcje, reszta będzie siedzieć cicho. Nie wyobrażam sobie, aby w tej kampanii ktoś się odważył na jakąś debatę z Jarosławem Kaczyńskim, zresztą uważam, że to będzie w ogóle dziwna i oddzielna kampania, oni sobie, my sobie, kto pójdzie na ostro ten przegra…. i tu jest klucz. Staram się precyzyjnie wyrażać, gdy usiłuję analizować możliwe polityczne scenariusze. Polityczny scenariusz, który uznałbym za idealny to Jarosław Kaczyński prezydent, Donald Tusk premier, ALE koalicja rządząca POPiSPSL. Jedni piszą, że to naiwność inni, że to polityczna fikcja, ja twierdzę, że to jest polityczna i naturalna konsekwencja, tak stałoby się w każdej ugruntowanej demokracji. Cały ten projekt jest dla Polski idealny, przynajmniej w teorii i potencjale, ale wystarczy zmienić jedno i staje się tragedią, jakiej ja już przechodzić nie chce. Wystarczy wyrzucić ze skrótu POPiSPSL, trzy litery PiS i mamy najgorszy możliwy scenariusz, który widzę tak. Pogubiony emocjonalnie Jarosław Kaczyński, napakowany przez swoich prostych i fałszywych doradców wizjami wielkiej Polski, rewanżem na wrogach i budowaniem VRP staje do boju o prezydenturę. Motywacją jest dla niego zemsta, odkucie się, bo wcześniej łże elity rozkradały Polskę, Ruskie mordowały przodków, teraz zabiły mu brata i partyjnych liderów. On nie ma szans na inne wiano w tych wyborach sam będzie szukał prostych wytłumaczeń i prymitywne otoczenie dostarczy mu tego czego szukać będzie. Stawiam, że nie wytrzyma w kampanii, palnie nie jedno głupstwo, ale za kulisami lub ustami swoich przybocznych i szybko wyborca zapomni o tragedii. Dlaczego na zapleczu? Ponieważ okrutny los dał Jarosławowi jeszcze jedno narzędzie, w tej kampanii bez trudu można zrobić to co się dotąd nie udawało. Można wystawić Jarosława jako kandydata i schować go jednocześnie medialnie, tłumacząc, że Jarosław w poczuciu obowiązku staruje, ale z powodu żałoby w kampanii nie będzie brał udziału. Absurdalne? Nie! Genialne, bo proste i w tych okolicznościach naturalne. Przeczyta, albo powie ze dwa wystąpienia z apelem do Polaków i to w tej kampanii wybitnie działałoby na jego korzyść, to w tej kampanii wystarczy. Jarosław pokazujący się jako zesłany przez niebiosa od szczególnych okazji, gotowa kampania, genialna kampania bez tych wszystkich rzeczy, które zawsze Jarosława Kaczyńskiego ośmieszały i burzyły krew widzom. Pada też główne pytanie, czy Jarosław jest w stanie prowadzić politykę? Jak to czy jest w stanie? Przebóg, on już to udowodnił, przecież rozmowy z Dziwiszem to były klasyczne i na niewyobrażalnie wysokim szczeblu działania polityczne. Mnie irytowały komentarze, które mówiły o minach i gestach, w dniu tragedii, bo to są rzeczy naturalne w każdym człowieku, spontaniczne. Też chciałbym być sam w takiej chwili, to nie polityka, to emocje, ludzkie emocje. Ale negocjacje z Dziwiszem to już nie emocje, to polityka pełną gębą, polityka emocjonalna, ale taką Kaczyński zawsze uprawiał. Kaczyński jest politycznie przygotowany, niczego poza polityką już nie ma. Jarosława trudno będzie złapać na tym co myśli, trzeba będzie słuchać posłów i halabardników, którzy na pewno powtórzą tu i tam co słyszeli i dlatego to będzie niebezpieczna kampania Jarosława i sam Jarosław Groźny. Jego brat to był ktoś inny, zawsze to powtarzałem, przynajmniej mógł się przytulić do żony, pobawić z wnukami, Jarosław nie miał nikogo i teraz jeszcze stracił wszystko, on jest niebezpieczny jak nigdy dotąd. On nie zaopiekował się bratanicą, on ją potraktował tak jak umiał – politycznie. Gdyby tragedia zmieniła Jarosława w człowieka, który rozumie, że wobec ostateczności marne są nasze durne spory, gdyby się przełamał w stronę budowania Polski w inny sposób niż robił to dotychczas, byłoby świetnie. Ale on już wie, że Tusk ściskał się z Putinem i Wałęsa nie podszedł do niego przy trumnie brata, nie podał mu ręki. Wie, że znienawidzony Bartoszewski wykpił Lecha nazywając go prezydentem Warszawy. Wie, że Michnik już zaprzągł Wajdę i całe łże elity do pisania „listów intelektualistów” w sprawie Wawelu, teraz to do niego dociera, pierwszy szok minął, teraz szuka się przyczyn i profanatorów śmierci brata. Jemu to wystarczy, dla niego to stanowczo za dużo. Niech mi język sparszywieje jeśli gadam od rzeczy i rzucam słowa jak kamienie, ale ja już jestem niemal pewien, że Jarosław Kaczyński miał do wyboru dwa impulsy po tej tragedii: stać się lepszym lub gorszym. Stanie się gorszy, pomoże mu w tym głupota jego otoczenia i jego samotność, stanie się gorszy nie lepszy i ja takiego prezydenta Jarosława Kaczyńskiego nie poprę, ledwie mi się udawało z Jarosławem takim jakim jest, z takim jakim się stanie nie mogę się upierać przy pomyśle, który w ciągu kilku dni stracił na aktualności. Mało, że nie poprę, zrobię wszystko, aby Jarosław Kaczyński prezydentem nie został. Wystarczyło mi kilka dni, aby pozbyć się złudzeń co do możliwości powstania szerokiej koalicji, wystarczyło mi dokopanie się do drugiego dna Wawelu. Zapowiada się na kolejną krwawą wojnę polsko polską i taniec na grobach, na martyrologię, która zahamuje wszelkie działania na palcach budów. Tego nie chcę. Modliłem się ateistycznie, żeby Jarosław dostał emocjonalny impuls w przeciwnym kierunku, żeby miał koło siebie Kowala i Poncyliusza, ale tam stali i stać będą Bielan z Kamińskim, czai się tam Ziobro, po rękach całuje Suski i zaczęło się od Wawelu, a skończyć się może Bóg wie na czym. Jeszcze jest cień szansy, jeszcze nie przesądzam, może wystawią kogoś spoza, kogoś ze środka, jednak jeśli kandydatem będzie Jarosław i przy nim Bielan z Kamińskim w sztabie, do pomocy Brudziński i gdy usłyszę pierwszy wypowiedziany między wierszami slogan: „Jeszcze NASZA PRAWDZIWA Polska nie umarła”, wrócę do stylu „prawdziwej” Matki Kurki i będę się starał zapobiec następnej narodowej tragedii. Tak się w Polsce zmieniają polityczne scenariusze, z dnia na dzień i tu naprawdę trzeba uważać nie na to co się myślało wczoraj, ale o czym trzeba myśleć dziś, które do wczoraj nijak niepodobne. Jeśli się mylę i PiS oddeleguje kogoś „łagodnego” trzeba będzie pomyśleć jeszcze raz i znów inaczej, póki co stawiam na kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego i to niestety stawiam na najgorszą formułę tej kandydatury, stawiam bez żadnej satysfakcji, dużo bym dał, aby mój pierwszy pomysł się udał, ale to już staje się mało realne i z każdym dniem będzie coraz bardziej nierealne. Nierealne również dlatego, że Tusk i Komorowski nawet jakby chcieli coś zaproponować, to po sygnale wawelskim zabetonowali się na amen. Tusk prawdopodobnie bardziej się boi Jarosława po katastrofie niż sprzed katastrofy i słusznie się boi. Pozostaje nieśmiertelne mniejsze zło, wolę już, żeby nic nie było robione, niż żeby zmartwychwstały demony rozpieprzania wszystkiego. Śmiertelnie zraniony Jarosław Kaczyński, to nie Lech Kaczyński, któremu udałoby się utrzymać kadencję, to zupełnie inni ludzie i inni prezydenci, a przede wszystkim zupełnie inne warunki i realia. Niech się pomylę i skuj baba dziada, z prawdziwą przyjemnością odszczekam wszystko.

15 kwietnia 2010 20:51:35
Klęska amatorów geotermii