Panie atech _Ontario! Wydaje mi się, że się nie rozumiemy, lub może dokładniej, nie jestem zrozumiany. To, co Pan pisze to wszystko prawda i ja też jestem tego samego zdania. Wydaje mi się, ze moje opinie Pan przekłada na wszystkich Polaków, a tak nie jest. Piszę tylko o tych, którzy sprawują rządy. Ani Daniel Olbrychski, ani Zapasiewicz nie mają tam wiele do powiedzenia, aby nie powiedzieć, że nic. Proszę lepiej się przyjrzeć elitom politycznym, biznesowym (tu przyglądamy się naszym milusińskimm z Torunia), ekonomicznym, bo one decydują o tym, co się w Polsce dzieje. O nich jest mowa, a nie o wszystkich Polakach, którzy nie są już pod okupacją polityczną, ale gospodarczą, ekonomiczną, a nawet cywilizacyjną. Jednym się to nawet podoba, a inni niezależnie od posiadanych kwalifikacji są na przymusowym bezrobociu. Szkoda, że nie odniósł się Pan do zaproponowanej lektury. Proszę się nie obrażać, gdyż nie mam zamiaru kogokolwiek pouczać, ale chciałem w dobrej wierze przedstwić tylko informację. Trudno tu w wielkim skrócie wszystko wyłożyc. Chciałem jednak Pana zapytać, czy zna Pan prof. Wiktora Kieżuna, który przez wiele lat był wykładowcą organizacji pracy na uniwersytetach w USA. Jeszcze na początku lat siedemdziesiątych wykładał on w Polsce i uczyłem się z jego publikacji naukowych. Proszę posłuchać, co mówi na ten sam temat uczony, któremu chyba nie można zarzucić ani nieznajomości rzeczy, ani żadnej innej agenturalnej, czy też interesownej przypadłości. To w sprawach ogólnych. Ta zazdrość o której Pan pisze, jest oczywiście bardzo popularna. Była ona za czasów komunistycznych rozwijana i wspomagana na wszystkie sposoby, aby zatomizować społeczeństwo i uniemozliwić jego samoorganizację, która była śmiertelnym zagrożeniem dla dawnej władzy komunistycznej , a teraz jest nim dla postkomunistycznej władzy. Zazdrość jest wszędzie i nadal na wszystkich szczeblach drabiny rządowej, samorządowej i każdej innej wysoko nagradzana, promowana, rozwijana i na wszystkie sposoby wspomagana. Ktoś, kto nie jest czynnie zazdrosny i nie podkłada przysłowiowej "świni" swoim kolegom jest dziwakiem, nieudacznikiem uznawanym za "samoluba", którego wszyscy starają się wykończyć, bo nie wiadomo komu donosi i z kim trzyma. Atmosfera ta jest tym gęstsza im wyższa władza. Pracując na róznych jej szczeblach już po roku 1989 miałem okazję widzieć te pałacowe rozgrywki. Proszę się zatem nie dziwić, że jest jak jest. Oskarżam o to władze III RP, które pod tym względem siermięzne donosicielstwo z czasów PRL doprowadziło do nobilitacji, zasługi i jedynego kryterium wysokiego awansu politycznego i państwowego.