Dawno, dawno temu... W naszej galaktyce... W naszym układzie słonecznym... Na naszej planecie... Panowały warunki, w których współczesny człowiek by nie przetrwał. Atmosfera zawierała dużo dwutlenku węgla, mało tlenu. Woda była wodnym roztworem kwasu węglowego. Jenak życie się rozwijało. Z czasem bujnie wegetujące rośliny 'pożarły' znaczną część CO2 wiążąc w swoich organizmach węgiel i uwolniły tlen. Spowodowało to powstanie warunków do życia dla nas. Obumarłe rośliny przez wiele tysiącleci zamieniły się w pokłady węgla. Podobna historia dotyczy ropy naftowej i gazu. Spalając teraz te kopalne nośniki energii dokonujemy odwrotnej przemiany. Łączymy tlen z atmosfery z węglem (i wodorem w przypadku ropy naftowej i gazu) zmniejszając ilość tlenu w atmosferze, a zwiększając ilość dwutlenku węgla i ... wody. Woda niby jest fajna i czego tu się czepiać? Niczego - oprócz tego, że wiąże tlen, który przydałby się nam (oraz roślinom i zwierzętom) do oddychania. Nie, zasoby tlenu nie są nieskończone. I ja spalimy wszystko, co przed latami zaległo pod ziemią to będziemy mieć podobne warunki. Mało nam przyjazne. W układzie zamkniętym będziemy mieli tyle samo węgla, wodoru, tlenu itd. - pytanie, w jakich związkach. O ile lubimy tlen, to związany z węglem już nie bardzo. Podsumowując - spalanie paliw kopalnych jest złe, bo odwracamy proces, który trwał miliony lat i zmieniamy skład atmosfery na szkodliwy dla nas. Poza jądrową, która praktycznie nie wpływa na skład atmosfery (a i wytwarza mniej odpadów promieniotwórczych, stężonych i łatwych do zabezpieczenia, w przeciwieństwie do pyłów i popiołów z elektrowni węglowych) chwalić należy wykorzystywanie energii, która niedawno przybyła ze słońca. Bo tak naprawdę wszystko co spalamy, to korzystanie z energii słonecznej. Nie tylko panele i kolektory. Nawet węgiel - to przecież zmagazynowana w procesie fotosyntezy energia słoneczna. Więc chwalmy spalanie drewna, które ma stosunkowo krótki cykl i już za chwilę z CO2 drzewa uwolnią O2