Piotr Buchwald, były prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach tak skomentował dla jednego z portali sprawę związaną z negatywną opinią prezydenta Bytomia do planu ruchu kopalni "Bobrek-Centrum". Pisze on: "Tragikomedia to utwór dramatyczny łączący pierwiastki tragiczne z komediowymi".
Zaraz potem zastrzega się jednak, że nie chciałby tej poważnej sprawy definicyjnie porównywać do utworu literackiego, który wcześniej wymienił. Nie sposób nie zgodzić się z oceną byłego prezesa. Wie, co mówi.
Pozostawiając na boku wszystkie jego fachowe rady, co i jak należy zmienić w tym planie ruchu, aby został on zatwierdzony, jego uwaga o "tragikomedii" wydaje się jak najbardziej na miejscu.
Urzędnik
Jako kiedyś najwyższy urzędnik w hierarchii górniczej pilnował on i zatwierdzał plany ruchów dziesiątek i setek zakładów górniczych w naszym kraju. Może nie dosłownie, ale z jego nominacji robili to dyrektorzy Okręgowych Urzędów Górniczych (OUG). Wie on dobrze, że żaden dyrektor nie odważy się samodzielnie nie zatwierdzić planu ruchu znaczącego w skali gospodarki państwa zakładu górniczego, niezależnie od tego, kto, kiedy i jakie wydał formalne w tej sprawie decyzje. Nic jednak prawnie nie stoi na przeszkodzie, aby dyrektor to zrobił. Ma ku temu wystarczające uprawnienia wynikające z prawa geologicznego i górniczego. Może w każdej chwili z tych uprawnień skorzystać. Tylko prawda jest taka, że jak podejmie samodzielnie tak znaczącą decyzję, to na drugi dzień nie jest już dyrektorem OUG.
Wszak dyrektor OUG też ma swoich zwierzchników, w stosunku do których obowiązuje go niepisane prawo lojalności i informowania swojego szefa o wszystkich swoich trudnościach i kłopotach. Tym jego szefem jest prezes WUG. To on w tej sytuacji podejmuje ostateczną decyzję. Jeżeli by nawet się na to z różnych powodów zdecydował, to wie on, że ma także swojego szefa, a ci mają swoich zwierzchników, aż do premiera. Być może nie byłoby potrzeby zawracać głowę premierowi jakimś tam planem ruchu. Na pewno jednak zgodę na to musiałby wyrazić ktoś w randze przynajmniej wiceministra. Zwierzchnikiem prezesa WUG jest Główny Geolog Kraju, właśnie w randze podsekretarza stanu. Jego zapewne decyzja byłaby w tej sprawie wiążąca, choć i on wolałby wcześniej uprzedzić o tym zainteresowanego ministra skarbu i wicepremiera, a zarazem ministra gospodarki.
Doprawdy, musiałby zaistnieć jakaś niezwykła sytuacja związana z globalną katastrofą górniczą, aby wszyscy ci wymienieni naraz urzędnicy zgodzili się na nie zatwierdzenie planu ruchu i wstrzymanie pracy kopalni oraz jej likwidację. Trzeba przyznać, że w stosunku do najważniejszych krajowych kopalń sytuacja taka od czasów drugiej wojny światowej jeszcze się w Polsce nie zdarzyła. I nic nadal nie wskazuje na to, aby była ona chociaż prawdopodobna. Nic podobnego.
Podczas zatwierdzania planów ruchu zawsze dochodzi do kontrowersji z zakładami górniczymi. Kluczowe znaczenie ma pisemne stanowisko dyrektora OUG, które wcześniej przed upływem terminu nakazuje kopalni tak zmienić plan ruchu, aby mógł być on zatwierdzony. Tu też jeszcze w powojennej historii polskiego górnictwa nie zdarzyło się, aby zakład górniczy odmówił wprowadzenia nakazanych mu przez dyrektora OUG poprawek. Dyrektor kopalni, gdyby odmówił dokonania czegoś takiego, na drugi dzień ma kontrolę, w której wyniku przestaje pełnić obowiązki kierownika ruchu zakładu górniczego. Takie są w tej sprawie procedury i jak dotąd nikt ich jeszcze nie zmienił. Dlatego można być spokojnym o zatwierdzenie części szczegółowej, a nawet podstawowej planu ruchu kopalni "Bobrek - Centrum".
Polityk
Całe zamieszanie związane z zatwierdzeniem planu ruchu tej kopalni ma jednoznaczny kontekst polityczny. Dlatego odpowiedzialni za zatwierdzenie tego planu ruchu urzędnicy milczą jak zaklęci. Wykonują oni jednak swoje rutynowe czynności, nikogo z zewnątrz o niczym nie informując. Po prostu, nie chcą uczestniczyć w publicznych sporach, co mogło by mieć dla nich skutek raczej mało przyjemny. Dlatego obecny prezes WUG oraz dyrektor OUG, któremu podlega ta kopalnia, milczą.
Najwięcej szumu koło tej sprawy wywołuje prezydent Bytomia. Pozostawiam na boku jego racje, gdyż decyduje o nich właśnie osoba zatwierdzająca plan ruchu, a nie wynik publicznej debaty. Pan prezydent Bytomia jest politykiem. Zależy mu na rozgłosie i poparciu wyborców. Nie ma w tym nic nagannego, gdyż na tym polega polityka, przynajmniej lokalna. Chcąc tych wyborców pozyskać, polityk musi wystąpić z jakąś bulwersująca sprawą. Oczywiście, najlepiej w obronie swoich wyborców.
Sprawa jest wielce skomplikowana. Tym lepiej. Polityk może zawsze znaleźć dość zwolenników dla swoich racji. Tak też postępuje pan prezydent Bytomia. Zwołuje konferencje prasowe. Zatrudniony u niego pracownik do spraw szkód górniczych jednoznacznie wypowiada się w sprawach bulwersujących miejscową społeczność. Im bardziej pan prezydent trwa przy swoim uporze, tym dla niego lepiej. Będzie miał przydomek "twardziela". Tacy to mają już zapewnione miejsce nie w samorządzie, ale już w ławach sejmowych i senatorskich. Tak jest procedura polityczna.
Redaktor
Słuchając "twardych" wypowiedzi zręcznego polityka, jakim jest prezydent Bytomia, każdy redaktor zaraz przenosi to na antenę, szpaltę i do internetowych wydań swoich wiadomości. O to właśnie chodzi. Dlatego prezydent nie ustępuje, aby redaktorzy mieli o czym pisać. Im więcej wiadomości o prezydencie Bytomia pojawi się w mediach lokalnych i centralnych, tym dla niego lepiej. Jest to tym bardziej dla niego ważne, że wszystkie te medialnie promujące go teksty ma całkiem za darmo i poza kampanią wyborczą.
Media robią z tego dramat. Piszą o realnych możliwościach zamknięcia kopalni. Ludzie, czytając to wszystko, zaczynają się bać. Stracą pracę. Muszą protestować. I o to też chodzi, będzie jeszcze głośniej. Zręczny polityk zaciera tylko ręce. Po prostu, znalazł propagandowy samograj w swojej sprawie. Teraz tylko dba o to, aby sprawa, broń Boże jakoś się sama nie wyciszyła i nie upadła, bo zaraz o nim wszyscy zapomną.
Związkowiec
Dobry związkowiec najlepiej potrafi protestować. Oczywiście zamknięcie kopalni, o czym na okrągło piszą i mówią wszystkie media, wprawia w ruch związkową maszynę. Najpierw suną związkowe delegacje do prezydenta Bytomia, aby go udobruchać i uprosić. Oto też chodzi. Prezydent nie ustępuje jednak ani na jeden krok. Im większy jego upór, tym więcej zjawia się delegacji w magistracie. Popularność prezydenta stale zwyżkuje. I o to właśnie chodzi. Związkowcy zauważają, że ich wizyty u prezydenta są nieskuteczne. Będą więc organizować manifestacje, masówki, a w ostateczności być może nawet dojdzie do strajku. Związkowa determinacja w obronie swoich miejsc pracy narasta. I o to chodzi.
Prezydent Bytomia wstrząsnął nie tylko mediami, ale też szarym człowiekiem, którego los, jak się wszystkim wydaje, zawisł tylko od jego dobrej i złej woli. Jeden ze związkowców trafnie zauważył, że chodzi tu też o wojnę samorządów z kopalniami. Samorządy przegrały ją i jeszcze mogą zwracać miliony złotych niesłusznie pobranego podatku. W tym wypadku prezydent chce pokazać, że on będzie górą. W jednym z wywiadów wreszcie związkowcy przeszli do ofensywy. Przewodniczący Solidarności kopalni Bobrek-Centrum przypomniał prezydentowi, że kiedyś w Rudzie Śląskiej też prowadzono wojnę z górnikami. Teraz kopalnie nadal tam pracują, a tego prezydenta już nie ma. Być może, że sprawa ta znajdzie swój nieoczekiwany finał w tym samym kontekście, zgodnie z przysłowiem, że "kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada".
Prezydent Bytomia walczy z kopalnią Bobrek-Centrum mając iluzoryczny wpływ na zatwierdzenie planu ruchu tejże kopalni. Jednak korzystając z nadarzającej się okazji, znaczenie polityczne swojej osoby i stanowiska potrafi wykorzystać w stopniu najwyższym. Sprzyja mu mała znajomość procedur zatwierdzania tego rodzaju planów ruchu. Gdyby była ona trochę większa, nikt nie zwróciłby uwagi na zastrzeżenia prezydenta, które prawdopodobnie dyrektor OUG przyjmie jako swoje stanowisko, nie w sprawach zatrzymania ruchu zakładu górniczego, ale raczej w obostrzeniu warunków eksploatacji spornych pokładów węgla.
Drodzy górnicy
Zapewniam was, że plan ruchu będzie zatwierdzony i kopalnia Bobrek-Centrum nie zostanie zamknięta. Jeżeli miałoby do tego dojść, to na pewno nie z powodu braku zatwierdzenia tego dokumentu. Dyrektor OUG też jest górnikiem. Nie zawsze przecież będzie na tym stanowisku. Być może, że kiedyś może zostać waszym szefem. Przypadki takie nie jeden już raz miały miejsce.
Górnicy śpijcie spokojnie, w tej akurat sprawie ani WUG, ani OUG nie zrobią wam krzywdy. Oni są po waszej stronie, tylko nie wypada im głośno o tym mówić.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Kopalnie odkrywkowe to calkowicie inne podejscie do problemu. Mnie chodzilo o stosunki panujace na linii gminy i kopalnie wegla kamiennego. Nie lepiej jest na terenach gdzie egzystuje KGHM.
Kopalnie odkrywkowe to inna sprawa tam wszystko widać i jak zabierają to całość nic ukryć się nie da , no może z wodami podziemnymi , na skarpie nie zostawia się budynku który może się zawalić .
Proszę powiedzieć, jak to jest z gminami, gdzie są kopalnie węgla brunatnego. Jedni głoszą, ze to "lobby" z niczym i z nikim sie nie liczy. Tymczasem gminy wszystkie są bardzo zadowolone. Należą do najbogatszych w Polsce. Nie chcę rozstrząsać, kto na weglu kamiennym jest bardziej winien, i kto ma większe obowiązki względem partnera. To coś jak w małżeństwie bez prawa rozwodu. Są na siebie skazani. Muszą się dogadać. Publiczna awantura na pewno temu nie sprzyja. Wydaje mi się, że wina leży po obu stronach. Czy po równo? Na pewno nie. Powiem krótko, nawet w nieszczęściu zgoda buduje, a kłótnia rujnuje.
Jak Kuba Bogu , tak Bóg Kubie. Od kilku lat a może więcej trwa wojna o „kasę" między grupą trzymającą węgiel a smorządami. Nikomu z grupy nie przyszło do głowy, że po akcji jest reakcja, jak w tym przysłowiu. Argumentacja „grupy” jest prosta – kopalnia to żyła złota dla gmin lub jak słynnie powtarza to człowiek z miedzi tow. Zbrzyzny „kura znosząca złote jaja” dla Państwa. Ale patrząc na bilans „ma” i „winien” trudno doszukać się wielkich korzyści dla gmin w których te kopalnie prosperują , jedne lepiej drugie gorzej. Samorządy według tej grupy to „pasożyty” , które nie potrafią się gospodarować i tylko chcą wyciągnąć od „grupy” coraz większe daniny . Cała infrastruktura wokół kopalń jest finansowana z nieba lub chyba przez Franza i Helgę ze Szwabii. Szkolnictwo, drogi, opieka zdrowotna, porządki, służby , komunikacja , i tak dalej – to rola samorządów ale skąd niby mają na to wziąźć szmal to już „grupę” głowa nie boli. Prawo stoi za „grupą” więc uważają, że gminy i ich samorządy mogą być tylko natrętnymi petentami. Okazuje się po decyzji prezydenta (polityka) Koja , że tak wcale nie jest . Wygląda , że komuś w grupie coś „zajarzyło” bo teraz zaczęli używać słowa DIALOG. Z drugiej strony WUG szybko znalazł „przyczyny” rozwalających się domów. Czyżby strach w oczach „grupy” się ukazał?
Z tym klepaniem każdego dokumentu to trochę przesada. Z tego, co się orientuję wszystkie władze administarcyjne na ogół zgłaszają swoje uwagi do plan ruchu. Nikt jednak z tego nie robi przysłowiowej "zadymy". Jeżeli są to poważne zastrzeżenia, tak jak w tym przypadku, to zamiast konferencji prasowej, która jest typowym działaniem polityczny obliczonym na rozgłos, inni samorządowcy spotykają się z dyrektorem OUG, któremu referują swoje zastrzeżenia. Ten na ogół je uwzglednia w swoich wymaganiach w stosunku do kopalni w formie rygorów bezpiecznej eksploatacji i ochrony terenów górniczych. Te rygory to np. zastosowanie podsadzki, podsadzki utwardzonej, specjalnej, lub ustanowienie filara ochronnego itp. I to jest do załatwienia. Polityczny fajerwerek słuzy nie załatwieniu sprawy, ale politycznym interesom. Nie jest to naganne, bo każdy polityk musi dbać o swoje interesy, jeżeli chce się utrzymac na stanowisku. Piszę o tym tylko dla jasności sprawy. Dyrektor OUG zawsze takie opinie uwzględnia, co do zapobiegania szkodom, ale nie co do zatwierdzenia planu ruchu, bo ta sprawa jest w jego ręku, a nie w kompetencjach prezydenta.
Ok. Prezydent jest wybierany bezposrednio przez swoich mieszkancow i to on wg. mnie ma najbliszy kontakt z rzeczywistoscia i to on moze najszybciej "poleciec" gdy wyborcy/mieszkancy nie beda mu wierzyli, ze wykonuje swoja prace dla nich. Wszystko byloby cacy gdyby wzorem starych czasow po prostu klepal kazdy dokument. Dla grupy trzymajacej wegiel to swoj chlop, a jak sie postawil to jak w tym dowcipie o dobrym Indianinie. Raptem stal sie wrogiem publicznym nr 1 tej grupy. Wyglada , ze tylko ta GRUPA jest straznikiem JEDYNEJ prawdy co jest dobre dla gornictwa , gornikow i mieszkancow tego terenu. Nie ma sprzeciwu, wszyscy w jednym szyku. Cos to mi przypomina Jednomyslnosc z czasow niedawnych lub atmosfere z Korei Polnocnej. Chcialbym zauwazyc, ze stan gornictwa jest kiepski. Wyciskanie zyskow dla tej grupy sie wlasnie konczy. Ani podatnicy nie zamierzaja dawac na "inwestycje poczatkowe", ani ZUS nie bedzie wiecznie dotowal emerytow ktore ta grupa wypuszcza w wieku lat 45 czy 50, ani samorzady nie zamierzaja z wlasnych srodkow placic za szkody gornicze, bo panowie z grupy trzymajacej wegiel nie potrafia zaplanowac odpowiednio eksploatacji. Zreszta za istnienie na terenach gorniczych tez samorzadom nie zamierzaja placic wiec samorzady tez im pokaza gdzie ich maja predzej czy pozniej.
Pan prezydent jest politykiem nie dlatego, ze tak sobie to umyśliłem. Jest nim dlatego, że jego stanowisko jest z powszechnego wyboru. Każdy kto podlega demokratycznym wyborom, po to, aby je wygrac prowadzi odpowiednią politykę, nie koniecznie związaną z jakąś partią. Ten pejoratyw jest naciągany, bo zaznaczyłem w tekście, ze nie w tym nic złego. Taka jest rola każdego polityka. Natomist urzędnicy nie są wybierani w wyborach powszechnych tylko mianowani. I ich obowiązuje dyscyplina (niestety, z tym mogę się zgodzić, ze czasem bezmyślna), która w OUG i WUG zbliżona jest do wojskowej, wszak chodzi tu o zdrowie i życie innych ludzi. I też nie widzę w tym nic złgo, tylko opisuję rzeczywisty stan rzeczy. Proszę zauważyć, że urzędników WUG i OUG nie nazywam politykami, choć oni też często chcą coś dobrego zrobić dla ludzi. Po prostu prezydent nie jest urzędnikiem, tylko pełni urząd prezydenta, a to zasadnicza różnica. Jego podwładni, których powołuje na stanowiska już sa urzędnikami, bo nie są z wyboru, tylko z powołania.
Pan Buchwald stanowczy zbyt ogolnikowo wypowiada sie w tym temacie. Kto niby jest tym hamulcowym? Dlaczego unika nazwania aktorow po imieniu? A tak na marginiesie tej "tragikomedii". Gdy gmina ewidentnie ma juz dosc bezsensownego kopania pod nia z wynikajacymi dla niej samymi problemami i kosztami to prezydenta nazywa Pan "politykiem" , co w naszym slownictwie ma skojarzenie pejoratywne. Gdyby siedzial cicho to bylby prezydentem, tak jak reszta urzedasow, ktorzy dzialaja zgodnie jak Pan rowniez wymienia, Sila wyzsza , z ktora od lat musieli sie zgadzac bez kwestionowania racjonalnosci. Mamy wiec poslusznych urzednikow, ktorzy bezmyslnie i ulegliwie wypelniaja pisemne ale tez domyslne rozkazy przelozonych, ale gdy ten urzednik chce cos zrobic dla swoich ludzi , to wtedy staje sie "politykiem".
"Tragikomedia" ma z definicji szczęśliwe zakończenie. Oby tak było i w tym przypadku.
Dziekuję za propozycję, z której przy najbilższej okazji skorzystam.
Wielka szkoda ,że brakuje jeszcze jednego rozdziału " mieszkańcy bloków i domów prywatnych " o nich autor całkowicie zapomina . Dlaczego maja płacić za nie swoje błędy ? Może w końcu każdy właściciel może zażądać uczciwej wypłaty za swoja nieruchomość i wtedy przeniesie swoje mieszkanie , dom w miejsce gdzie nie będzie się obawiał szkód górniczych !