Od czasu, kiedy prawie dwieście lat temu Napoleon Bonaparte musiał na skutek pożaru uchodzić z Moskwy, takich dymów w metropolii tej jeszcze nie było. Na skutek panujących ostatnio długotrwałych upałów i temperatury w granicach 40 stopni Celsjusza wysychają otaczające stolicę Rosji bagna i torfy. Tak, jak wszystko w Rosji jest nieogarnięte, tak i przestrzeń tych wyschniętych torfowisk w otoczeniu miasta wynosi około 120 tysięcy kilometrów kwadratowych!
To trochę więcej niż jedna trzecia część powierzchni Polski. Akcją gaszenia zajęci są najwyżsi dostojnicy rosyjskiego państwa. Sprawa wygląda poważnie. Ta powaga wiąże się z coraz większym przekonaniem fachowców, że ugaszenie tych pożarów będzie niezwykle trudne, a być może, że przez wiele miesięcy jeszcze niemożliwe.
Wszystko wskazuje na to, że ich kresem będzie dopiero śnieżna zima. Gruba warstwa białego puchu zasili w wodę gorące podłoże oraz odetnie dostęp tlenu do stale tlącej się pod powierzchnią wysuszonej roślinności.
Torfy
Od czasów wczesnego średniowiecza rozbudowywano Moskwę kosztem osuszanych wokoło błot i bagien znajdujących się w centralnej części Niżu Wschodnioeuropejskiego. Tysiąc lat ich zagospodarowywania wywarło efekt regionalnego obniżenia zwierciadła wody.
Szczególnie miasto zaczęło rozbudowywać się w XX wieku dochodząc do wielkości ok. 15 milionowej aglomeracji miejskiej. Dotąd, dokąd w ramach umiarkowanego klimatu opady pozwalały na stałe zasilanie wyschniętej warstwy torfów w wilgoć nie było większych kłopotów.
Jednak ostatnie zaburzenia klimatyczne w Europie i na świecie dały o sobie znać również w Moskwie. Zwierciadło wody uległo tak wielkiemu obniżeniu, że normalne do około pół metra podsiąkanie i drugie tyle jeszcze wilgotnego torfu stało się suche jak pieprz. W tej sytuacji każda iskra, każda porzucona butelka stawała się soczewką zapalającą ściółkę.
Być może, zapłon był spowodowany pozostawionym ogniskiem, porzuconym niedopałkiem papierosa itp., wydarzeniem losowym. Pożar początkowo rozprzestrzeniający się na powierzchni lasów, wysuszonych łąk i zagajników, zaczął schodzić w głąb ziemi.
Wobec ograniczonego dostępu tlenu do blisko 2 metrowej grubości torfu zaczął się on tlić wydzielając ogromne ilości dymu. Ten właśnie coraz gęstszy dym spowija miasto i całą przyległą do niego aglomerację.
Syzyfowe prace
Gaszenie pożaru wydaje się przedsięwzięciem beznadziejnym. Na powierzchni udaje się to dzięki polewaniu jej wodą, pianą i innymi środkami likwidując kolejne ogniska ognia. Jest to jednak praca syzyfowa. Po krótkiej przerwie za kilka dni znów odnawiają się dymy, płonące łąki i wyschnięte lasy, w miejscach, gdzie ogień był już wygaszony.
Na razie nie ma sposobu, aby go stłumić pod powierzchnią ziemi. Potrzebne są na to miliony metrów sześciennych wody, a nie tylko polewanie terenu z sikawki, konewki i helikoptera z jednakowym skutkiem.
Płonie dwumetrowej grubości warstwa suchego torfu. Tak praktycznie, to ona nie płonie, a naprawdę tylko się tli. To znaczy spala się przy bardzo ograniczonym, lecz jednak stałym dopływie tlenu z powierzchni.
Górnicy dobrze wiedzą, jak w podobny sposób tli się węgiel na hałdach. Jego skuteczne ugaszenie polega na odcięciu dostępu tlenu do ognia. O ile w skali hałdy jest to możliwe, o tyle w tak wielkim regionie nie ma na to żadnych możliwości technicznych i organizacyjnych.
W tej sytuacji raczej trzeba nie dopuszczać do rozprzestrzeniania się ognia, i zwalczać go choćby tylko przejściowo i doraźnie oczekując na jego samoczynne wygaszenie się.
Może ono nastąpić w kilku przypadkach. Mało prawdopodobne są obfite opady deszczu, które w naturalny sposób odtworzą środowisko wodne torfów i wygaszą trawiący je ogień. Mogą one nadejść dopiero późną jesienią. Być może, że i one nie do końca sobie poradzą z ogniem, gdyż w różnych fragmentach tego płonącego obszaru mogą one wystąpić z różnym natężeniem.
Pewne natomiast jest, że gruba warstwa śniegu odetnie gniazda ogniowe od dostępu do tlenu, a jednocześnie doprowadzi wodę do wcześniej rozgrzanych warstw torfu. Ten proces jest dopiero w stanie dogłębnie i na stałe wygasić ogniska ognia i uwolnić miasto od zalewającego go fal duszącego dymu.
Węgiel brunatny
Od strony przyczyn i skali pożarów napływające z Rosji informacje są bardzo skąpe. Wiadomo jednak, że miasto z trzech stron otoczone jest pasem szerokości ok. 150 km występowania złóż węgla brunatnego. Jest on jednak całkiem inny niż ten, który znamy w Polsce.
Podmoskiewski węgiel brunatny jest masywny, lity, lekki i wysokokaloryczny. W przeciwieństwie do naszego węgla brunatnego, który zwiera ok. 45 % wody, tamten jest prawie suchy. Jego zasoby wynoszą tu ok. 17,5 miliarda ton, czyli trochę więcej niż wszystkie jego złoża w Polsce.
Płytko występujące jego pokłady są eksploatowane odkrywkowo w rejonie Tuły. Zagłębie to położone jest na zachód od Moskwy. Czy w tej sytuacji łatwopalny węgiel brunatny też płonie, trudno powiedzieć. Wszystko wskazuje na to, że tak, a zachodni wiatr cały unoszący się z niego dym kieruje wprost na centrum miasta.
Być może, że w tym akurat rejonie razem z węglem brunatnym płoną również torfy. Oba pożary, jak gdyby się wzajemnie tutaj wspierają i uzupełniają. Naturalny ich koniec najpewniejszy jest w momencie dużych opadów deszczów i zimowych śniegów odcinających dostęp tlenu do płonących warstw.
Krótko mówiąc walka z tymi pożarami nie jest łatwa i będzie kosztować jeszcze wiele wysiłku, ofiar i pieniędzy. Najpewniej, tak jak w sposób naturalny się one rozpoczęły, tak też i w naturalnych warunkach się one zakończą.
Profilaktyka
Katastrofy naturalne są zawsze w jakiejś mierze z jednej strony zaskoczeniem, a z drugiej sprawdzianem, mobilności i sprawności w zwalczaniu ich skutków.
Tym, czym dla Rosji jest katastrofalna susza oraz pożary i duszący dym, który spowija Moskwę, tym dla nas są nadmierne opady i kolejne powodzie. Nie można krytykować tylko naszych sąsiadów nie zauważając identycznych błędów w naszym własnym zwalczaniu podobnych klęsk żywiołowych. Ich wspólną cechą jest lekceważenie wszelkiej w tym zakresie profilaktyki.
Jestem głęboko przekonany, że wybitni rosyjscy przyrodnicy od dawna ostrzegali o możliwości podobnych wydarzeń, jak pożar torfowisk i złóż węgla brunatnego. Podobnie, jak w Polsce od wielkiej powodzi w 1997 roku ostrzegano, że jeżeli nic się nie będzie robić, to sytuacja ta wkrótce może się powtórzyć. Tak też i się stało.
Ponieważ nasza mentalność niewiele odbiega od rosyjskich w tym zakresie standardów stąd też i w obu państwach skutki lekceważenia naturalnych zjawisk są katastrofalne.
Jeżeli nie będziemy przewidywać i zawczasu zapobiegać podobnym wydarzeniom będą się one coraz częściej się powtarzać. Wszelkie oskarżenia o czarnowidztwo, pesymizm i straszenie są wielce popularne, dotąd dopóki się one nie sprawdzają. Potem jest już jednak za późno na wszelkie biadolenia i straty stają się niewyobrażalne.
W tym wypadku na zadymaniu Moskwy, które potrwa znacznie dłużej niż historyczny pożar po zdobyciu jej przez Napoleona Bonaparte.
Czytaj: Felietony Adama Maksymowicza
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Dziękuję za uwagę. "Moskwiczanie", to mój błąd. Jeszcze raz bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi na poprawną pisownię "Moskwianie".
Odnośnie "Dym w Moskwie" - nie "moskwiczenie", lecz "moskwianie".