Dla Jana Brzozy, byłego ślusarza kombajnisty z kopalni „Halemba”, majsterkowanie to hobby, sposób spędzania wolnego czasu. Na hasło „wskrzeszamy stare graty” reaguje wręcz entuzjastycznie.
Gdy wpadł mu w ręce kwietniowy numer „Trybuny Górniczej”, w którym ogłosiliśmy wraz z Vattenfallem konkurs „Stylowy recycling”, wiedział, że musi wziąć w nim udział i wygrać. Kolektor słoneczny, który własnoręcznie wykonał, zdobył jedną z trzech nagród.
– Cieszę się, bo to jest wspaniałe urządzenie, łatwe do wykonania i pozwalające zaoszczędzić kilka tysięcy złotych w skali roku – zachwala Brzoza, mieszkający w wolno stojącym domku na peryferiach Mikołowa.
Jego solarne cacko w całości powstało z resztek rozmaitych materiałów, niepotrzebnych przedmiotów, które – zdawałoby się – na nic się już nie przydadzą.
Plątanina węży, drutów, zawory i zbiorniki, składające się na kolektor słoneczny własnej roboty, to na pierwszy rzut oka patent nie do skopiowania. – Niczego wcześniej nie podglądałem, nikomu pomysłu nie ukradłem. Trochę tylko czytałem o samej technice wykonania – tłumaczy, prezentując urządzenie.
Stary bojler albo beczka
Do budowy własnego solara dobrze jest wykorzystać stary bojler lub metalową beczkę, która powinna być zaopatrzona w odpowiednią liczbę króćców dolotowych i odlotowych w zależności od liczby kolektorów – grzejników płytowych. Można je połączyć wężami gumowymi. Grzejnik płytowy należy pomalować czarną farbą, ponieważ znakomicie absorbuje promieniowanie słoneczne. Następnie trzeba go umocować na drewnianej płycie, izolując od spodu i pokrywając szkłem od góry
– Podstawę, na której umocowałem wymiennik ciepła, wykonałem ze starych rur, służących dawniej jako słupki w ogrodzeniu. Z kolei wymiennik ciepła zrobiłem ze zdemontowanych paneli ściennych, a kolektory słoneczne ze sprężynowych stelaży po łóżkach. Wężownica powstała już z nowych rurek miedzianych, pod którymi umieściłem styropian jako izolator – opisuje.
Urządzenie Jana Brzozy nie zostało zamontowane na dachu, ale na podwórku. Wykorzystuje cyrkulację grawitacyjną, a zatem zbędne jest dodatkowe montowanie pompki. Czynnikiem przenoszącym ciepło jest glikol. W upalne dni glikol osiąga temperaturę wrzenia. Ciecz rozszerza się, a jej nadmiar trafia do zbiornika wyrównawczego, czyli kanistra po płynie do mycia naczyń.
W trwającym od maja do października sezonie solar ogrzewa około 140 litrów wody na dobę! To mniej więcej tyle, ile ciepłej i zimnej łącznie zużywasz co dnia. Wielu ludzi z sąsiedztwa chciałoby się zabrać za stworzenie czegoś podobnego. Kalkulują, przeliczają, ale na robotę nikt się nie zdecydował.
„Złota rączka”
– Bo do tego trzeba mieć „złote rączki”, tak jak Brzoza – tłumaczą, odkładając narzędzia.
I pewnie jest w tym dużo racji. Solar nie jest bowiem pierwszym urządzeniem jakie skonstruował były ślusarz z „Halemby”. Jego główną specjalnością są pompy odwadniające wykonane z garnków.
– Marzy mi się dom samowystarczalny energetycznie. To kwestia kilku najbliższych lat. Trzeba tylko zebrać odpowiednie materiały, dużo czytać i projektować. Nie ma rzeczy nie do zrobienia – zapewnia.
W najbliższym czasie zamierza skonstruować kolejną pompę, tym razem ciepła. Z czego? Ze starej lodówki, ma się rozumieć...
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.