Bruksela chce, by Polska, Niemcy i kraje bałtyckie stworzyły tzw. region gazowy. To nie zagwarantuje nam ciągłości dostaw surowca. Jeśli Rosja przykręci kurek, mechanizmy pomocy unijnej nie zadziałają - ostrzega w poniedziałek "Dziennik Gazeta Prawna".
Wyznaczony Polsce region gazowy (UE chce podzielić na nie Europę) będzie dla nas niekorzystny głównie ze względu na ogromne niemieckie zużycie gazu. Łączna konsumpcja gazu w Polsce, na Litwie, Łotwie oraz w Estonii jest ponadczterokrotnie niższa niż u naszych zachodnich sąsiadów.
Wielkość tych dostaw to niezwykle istotny element, mający decydujący wpływ na to, czy w razie problemów z dostawami surowca w innych krajach regionu KE zdecyduje się ogłosić stan alarmowy. A to jego ogłoszenie uruchamiać ma dopiero mechanizmy solidarności energetycznej - wyjaśniają eksperci na łamach "Dziennika Gazety Prawnej".
Zgodnie z przyjętymi ostatnio zasadami bezpieczeństwa gazowego KE i państwa członkowskie będą zobowiązane przyjść z pomocą krajom odciętym od dostaw gazu wtedy, gdy m.in. gdy dzienny przepływ paliwa w regionie spadnie o 10 proc. Eksperci twierdzą, że osiągnięcie takiego poziomu w naszej grupie nie będzie nigdy praktycznie możliwe.
Gdyby zatem Gazprom wstrzymał nawet całkowicie dostawy paliwa dla Polski, mechanizmy pomocowe nie zostaną uruchomione. Gdyby gaz przestał płynąć do wszystkich państw bałtyckich, stan alarmowy również nie byłby osiągnięty. Niemcy zawyżają po prostu średnią w regionie. Analitycy twierdzą, że zdecydowanie bardziej korzystne byłoby zatem stworzenie regionu w składzie: Polska, Czechy, Słowacja, Litwa, Łotwa, Estonia - napisał "Dziennik Gazeta Prawna".
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
tylko, że Niemcom Rosjanie kurka nie przykręcą a byłym "demoludom" z przyjemnością...