Pracownicy boją się, że orzeczenie choroby zawodowej doprowadzi ich do bezrobocia - twierdzi Małgorzata Góra, laryngolog, audiolog w Instytucie Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu.
W gospodarce rynkowej, a zwłaszcza w sytuacji ryzyka utraty dotychczasowego zatrudnienia, pracownicy nie ujawniają swoich problemów zdrowotnych. Patrząc wyłącznie na wskaźniki dotyczące chorób zawodowych, można byłoby wnioskować, że ochrona narządu słuchu w miejscu pracy jest o niebo lepsza niż 20 lat temu. Przebadałam około 500 górników, którzy trafili do naszego Instytutu w ramach programów profilaktycznych prowadzonych przez pracodawców. Wszyscy pracowali w warunkach uciążliwych pod względem hałasu przekraczającego 85 decybeli. Żaden z tych mężczyzn nie był badany w celu ustalenia orzeczenia o chorobie zawodowej. Pomimo tego okazało się, że 14 z nich mogłoby uzyskać rozpoznanie choroby zawodowej słuchu. Szkopuł w tym, że oni tego nie chcieli.
Pracownicy nie upominają się o poprawę warunków pracy. Wzrost tempa rozwoju gospodarczego nie przekłada się na poprawę stanu bhp w zakładach. Zmieniły się jednak przepisy i orzecznictwo dotyczące chorób zawodowych, co przekłada się na lepsze wskaźniki dotyczące epidemiologii. Do 2002 roku uzyskanie orzeczenia z reguły powodowało otrzymanie świadczeń finansowych z ZUS. Obecnie pracownik nawet z rozpoznaną chorobą zawodową woli pracować, niż być odsuniętym od pracy, ponieważ nie zawsze uzyskuje świadczenia rentowe stałe z tytułu choroby zawodowej. Stąd najważniejsze z punktu widzenia pracownika jest wzmożenie aktywności profilaktycznej w zakładzie pracy, gdzie istnieje obiektywne ryzyko uszkodzenia słuchu. Wpis nazwiska do rejestru chorób zawodowych powoduje natomiast, że nie może on być zatrudniony w innych zakładach w warunkach, które mogłyby pogorszyć jego stan zdrowia. Dla wielu ludzi oznacza to konieczność przekwalifikowania się, co nie zawsze jest możliwe. Pracownicy boją się, że orzeczenie choroby zawodowej doprowadzi ich do bezrobocia.
Już w 1999 roku, a zatem przed zmianą przepisów dotyczących chorób zawodowych, wystąpiło duże zmniejszenie rejestrowanych przypadków. Z danych epidemiologicznych wynika, że najwięcej ich było w latach 1980-1998, rocznie około 30-35 przypadków na 100 tysięcy zatrudnionych. W 1998 roku ten współczynnik wynosił aż 33, w 2000 roku ustalono go na 16,1, a sześć lat później zmalał do zaledwie 3,1. Dziś trudno ustalić, na ile uszkodzenia słuchu, z którymi boryka się coraz więcej Polaków, ma związek z warunkami pracy. W orzecznictwie chorób zawodowych plasują się dopiero na czwartym miejscu: po chorobach narządu głosu, pylicy oraz chorobach zakaźnych i pasożytniczych. 20 lat temu uszkodzenie słuchu zajmowało w tej tabeli pierwsze miejsce.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.