Rozmowa z KACPREM NOGAJCZYKIEM, wiceprezydentem Wałbrzycha
Minęło ponad 30 lat od czasu likwidacji pierwszych kopalń, ale gdy na Śląsku dyskutuje się o trudnościach związanych z transformacją regionów górniczych, zawsze pada nawiązanie do Wałbrzycha. Słychać tylko: „Żeby tutaj nie było drugiego Wałbrzycha”, „Pamiętamy doświadczenie Wałbrzycha”. Gdzie popełniono błąd w Wałbrzychu, mieście, w którym w czterech dzielnicach były kopalnie?
Pierwszą kopalnię zamknięto u nas w 1990 roku, ostatni wagonik z węglem wyjechał w 2020 roku. W latach 90. jeden z pomysłów był taki, żeby część osób założyła własną działalność gospodarczą. Utworzono Dolnośląską Agencję Rozwoju Regionalnego, która miała za zadanie nauczenie górników przedsiębiorczości, prowadzenia własnych firm. Powstał też Fundusz Regionu Wałbrzyskiego, który miał zapewnić finansowanie, to były głównie tanie pożyczki. To się jednak nie udało, nasi mieszkańcy nie chcieli być przedsiębiorcami.
W Wałbrzychu ludzie pracowali zawsze na etacie - w kopalniach, w zakładach porcelany, w przemyśle lniarskim. Zresztą do tej pory mamy mniej zarejestrowanych działalności gospodarczych niż Jelenia Góra, Świdnica czy Legnica. Nasi mieszkańcy wolą pracę na etacie. A związki z górnictwem były zawsze bardzo silne. Gdy pytałem górników, kiedy w Wałbrzychu powstawały kopalnie, to odpowiadali, że one tutaj zawsze były.
Dwa miesiące temu rozmawiałam z panią rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach i ona mówiła, że doświadczenia z lat 90., szczególnie w Wałbrzychu, stały się w raportach OECD i Banku Światowego symbolem transformacji pozbawionej mechanizmów społecznej ochrony.
Moim zdaniem zbyt późna była decyzja o utworzeniu nowych miejsc pracy, one powstawały dopiero nawet 10 lat po tym, gdy zamknięto pierwszą kopalnię.
W 2000 roku w Wałbrzychu zaczynają funkcjonować pierwsze zakłady w strefie ekonomicznej. Wałbrzyszanie znajdują w nich pracę, taką jaką lubią, na etacie.
Wcześniej nie było jakichś większych problemów z wypłatą zasiłków, czy odpraw - o nie zadbano. Natomiast nie zadbano o miejsca pracy, to była pierwsza przyczyna niepowodzeń. Druga to brak funduszu, który mógłby zająć się na przykład terenami pogórniczymi. Być może wtedy byłoby łatwiej ożywić przedsiębiorców, którzy po prostu mieliby pracę przy rewitalizacji, rozbiórkach, czy przy zagospodarowaniu pogórniczego dziedzictwa.
Z prawie 30-procentowego bezrobocia w latach 90. miasto schodzi o poziomu poniżej średniej krajowej. Jak to się udało?
W roku 2000, gdy zaczynają działać pierwsze zakłady bezrobocie wynosi około 20 proc., potem zaczyna spadać. W latach 2012-2013 mamy około 12-13 proc. bezrobocie. Ostatnio ten wskaźnik wynosi u nas 3,5-4 proc. Z tego wynika, że tak naprawdę każdy kto chce ma dzisiaj pracę. Pracownicy są rozrywani, a nasza średnia zarobkowa jest na poziomie zbliżonym do bogatszej północy, Wrocławia czy Legnicy.
Wałbrzyszanie znaleźli pracę u nas w strefie ekonomicznej. Ale trzeba tez podkreślić, że po 2004 roku, kiedy weszliśmy do Unii Europejskiej, mnóstwo osób wyemigrowało za pracą, głównie do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Francji czy Włoch.
Mówi się często, że do Wałbrzycha podobny jest Bytom, który, zaraz po Łodzi ma największe zasoby komunalne. Wałbrzych przejął ponad 500 zdegradowanych pokopalnianych budynków. To chyba ta strona transformacji, o której słabiej słychać?
To prawda. Ponad 30 lat borykamy z terenami pogórniczymi, także tymi należącymi do SRK. Wiele budynków jest w stanie opłakanym, te zabytkowe wymagają wielomilionowych nakładów, żeby je zrewitalizować, odrestaurować i znaleźć im nową funkcję. Ta nowa funkcja jest potrzebna po to, by odnowione budynki mogły same się utrzymywać, bo miasta już też nie mają pieniędzy. Chodzi o to, by budynki nie generowały strat i nie obciążały miejskiego budżetu.
Wystarczy spojrzeć na naszą Starą Kopalnię. Zrewitalizowaliśmy połowę jej obiektów, cały czas odbywają się tam imprezy, eventy, targi, konferencje, część obiektów jest wynajmowana komercyjnie, są to np. restauracje. I pomimo tych rozlicznych działalności ten obiekt nie zarabia na siebie. Mamy tutaj potężne kubatury do ogrzewania, utrzymania, ochrony, sprzątania. Koszty są ogromne.
Kibicuję Starej Kopalni, bo wielu miastom na Śląsku nie udaje się zachować pogórniczego dziedzictwa, a Wałbrzych sukcesywnie rewitalizuje kopalnię Julię. Teraz za 48 mln zł ma być odnowiona sortownia. Skąd udało się pozyskać środki na wcześniejsze prace?
Otrzymaliśmy dotację od ówczesnego ministra kultury. W czasie prac rewitalizacyjnych okazało się, że koszty dotacji wzrosną trzykrotnie. Teraz mamy Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, gdzie otrzymujemy 85 proc. dotacji, zarówno na rewitalizację drugiej części Starej Kopalni, części sortowni, jak i na odnowienie budynku siłowni. Z zewnątrz budynek został zrewitalizowany, w środku budujemy Muzeum Wałbrzyszan.
Na konferencji w Katowicach mówił pan o tym, że w Wałbrzychu widać piękne wzgórza, a to są zalesione hałdy. Jest też mnóstwo zbiorników pokopalnianych, również nie zagospodarowanych. I mnóstwo budynków, które sukcesywnie wyburzacie. Wynika więc tego, że o ile mieszkańcy sobie poradzili ze znalezieniem pracy, to wyzwaniem dla górniczych miast będzie zagospodarowane pogórniczych obiektów.
My następne 20 lat będziemy jeszcze walczyli z budynkami pokopalnianymi, które mamy do wyburzenia, kompleksowego remontu bądź przebudowy. Chyba trzy albo cztery lata temu dopiero zlikwidowaliśmy ostatnią toaletę na zewnątrz.
Dziesiątki, jak nie setki mieszkań nie mają jeszcze toalety wewnątrz mieszkania. Już nie mówię o termomodernizacji czy o kopciuchach, których jeszcze jest dość dużo. Konsekwentnie każdego roku wyburzamy około 10 kamienic komunalnych, a kilka kompleksowo przebudowujemy. Wysiedlamy wszystkich mieszkańców, budujemy nowe przestrzenie z windami, z łazienkami, centralnym ogrzewaniem, pompami ciepła, z fotowoltaiką i tak dalej.
Wśród 500 budynków gminnych 92 proc. jest sprzed 1945 roku, czyli ponad 100-letnich. Pieczę nad nimi trzyma konserwator zabytków. Na ich rewitalizację potrzeba ogromnych funduszy.
Każda transformacja wiąże się ze zwiększonymi nakładami finansowymi, później zazwyczaj jest łatwiej i taniej, natomiast trzeba mieć środki na rewitalizację.
Samorządy podkreślają, że bez Funduszu Sprawiedliwej Transformacji nie byłoby szans na wiele inwestycji.
To prawda, my teraz przywracamy blask prawie całej dzielnicy pokopalnianej przy ulicy Beethovena. Stoją tam budynki z czerwonej cegły, podobne do tych w Katowicach czy Bytomiu.
Już kilka lat temu podjęliśmy decyzję, że w jednym z obiektów po byłej dyrekcji umieścimy usługi opiekuńcze MOPS. Przebudowujemy, remontujemy i budujemy nowy odcinek ulicy. Wybudowaliśmy tam instalację przetwarzania odpadów, nowoczesne schronisko dla zwierząt, budujemy bazę dla miejskiej spółki, zajezdnię na autobusy zeroemisyjne, wodorowe i elektryczne. Te inwestycje pochłaniają blisko 200 milionów złotych, ale dzięki funduszom można zagospodarować zdegradowane tereny, a i przywrócić godność mieszkańcom, którzy do tej pory nie widzieli zupełnie nadziei na lepsze życie. Ani Wałbrzycha, ani podejrzewam Bytomia nie byłoby na stać na jakiekolwiek inwestycje, gdyby nie 85 proc. dofinansowania z FST.
Trzeba jednak jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. Nasz dochód do średniej unijnej wynosi w granicach 55 proc., więc my dalej, jako Wałbrzych łapiemy się na 85 proc. dofinansowania unijnego. Natomiast sam Wrocław ma około 130 proc., Zagłębie Legnicko-Wrocławskie około 100 proc., a cały Dolny Śląsk zbliża się, albo zaraz przekroczy 85 proc. W przyszłości my jako region będziemy otrzymywać zdecydowanie mniejsze dofinansowanie, mówi się nawet, że 40 proc. W związku z czym nas nie będzie stać nawet na sięganie po fundusze europejskie, bo w żadnym razie nie znajdziemy 60 proc. wkładu własnego. Podobnie jak Bytom, mamy duże problemy, żeby znaleźć te 15 proc. na wkład własny.
Wypada więc też liczyć na inwestorów prywatnych. W Wałbrzychu w dzielnicy Sobięcin tereny pokopalniane są pieczołowicie odrestaurowane przez prywatnego inwestora pod okiem konserwatora zabytków. Będzie tam browar, winoteka, hotel. Trzymamy za niego kciuki, gdyż od połowy przyszłego roku już pewne etapy tej działalności powinien otwierać.
Inny prywatny inwestor kupił od miasta działkę za około 2 miliony złotych i chce tam wybudować najnowocześniejszy data center, czyli usługi pod przechowywanie danych. Kończy się proces projektowania, może w tym roku ruszy jeszcze budowa pierwszego obiektu.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.