Trzydzieści lat na kopalni przerobiłem i powiem wam, że spokojne chwile należały do rzadkości. Jak przyszło coś zrobić, to najpierw wszyscy zastanawiali się, jak się za to zabrać, potem się robotę planowało zgodnie z przepisami BHP i na koniec... No właśnie, na koniec wszyscy nagle tracili głowy i robiło się byle szybciej. Każdy po swojemu. Jakoś o własne zdrowie i życie mało dbamy.
A szkoda, bo mamy je jedno
Opowiem dziś historię, która zdarzyła się swego czasu w przekopie szybu wentylacyjno-podsadzkowego na poziomie 400 m, w czasie usuwania korka w rurociągu podsadzkowym. Wydawałoby się - czynność prosta. Na sąsiedniej zmianie pracował w ten czas wielki i zwalisty Bronek. Mówili mu „Słoń”, bo był z niego kawał chłopa. Jego temperament zupełnie nie odpowiadał tuszy. Cichy, spokojny, ale wszystko robił po swojemu. Nie raz mówiłem mu: „Słoniu, uważaj, bo ryzyko nie popłaca”. A on na to do mnie: „Onderko, idź ty sobie kazania prawić do działu BHP. Tam takich jak ty potrzebują”. No i co z takim zrobić? Jak się dzieliło robotę, to on zawsze głową kiwał, że się ze wszystkim zgadza. Potem robił swoje.
Z tym korkiem to było tak
Na rannej zmianie czterech ludzi dostało zadanie usunięcia korka podsadzkowego na odcinku sześciu rur. Dziesięć razy przypominałem wtedy Bronkowi, jak mijaliśmy się na bramie, żeby nie płukali rur wodą z monitorów. „Nie będziemy, co ty Onderko. Tak się przecież nie robi” - zapewniali. Ale jak tylko przystąpili do pracy, to czym płukali rurociąg? Naturalnie wodą z monitorów, co jest całkowicie sprzeczne z instrukcją usuwania korków z rur podsadzkowych. Ta bowiem nakazuje używanie do tego celu wody ppoż. i usuwanie materiału łyżkami. Bronek dobrze o tym wiedział, bo był starym górnikiem przodowym. A pozostali nie chcieli mu wchodzić w drogę dla świętego spokoju. Kowalczyk, sztygar oddziału podsadzki, też miał tego dnia pecha, bo mógł twardo stać nad Bronkiem i jego ludźmi, tymczasem przymrużył na wszystko oko. Pewnie zależało mu na tempie robót. W każdym razie Bronka „Słonia” dobrze znał i wiedział, że to ryzykant na całego. Pewnie sobie pomyślał, że jakoś to będzie, że dlaczego ma się im właśnie nie udać? Ale los jest przecież ślepy.
Ludzka pamięć jest krótka
Po drugiej nieudanej próbie sztygar Kowalczyk polecił Bronkowi odkręcenie dwóch z sześciu zatkanych rur i ponowne płukanie z monitorów. Wiedział, że Bronek na to pójdzie. Nie mylił się. Bronek kazał jednemu ze swoich ludzi odkręcić dwie ostatnie rury, a drugiego wysłał do telefonu dla uruchomienia płukania. Trzeci na jego polecenie udał się na posterunek zabezpieczający dojście do miejsca pracy.
Naturalnie „Słoń” sam pozostał na miejscu, obserwując wylot rurociągu. Nieszczęśnik nie przewidział, że w trakcie schodzenia korka rurociąg zabiczuje. I tak się też stało. Jedna z rur uderzyła go w brzuch i klatkę piersiową. Mówię wam, nie było z chłopa co zbierać. Taka siła! Od tej pory przez kilka miesięcy nikt nie ważył się płukać rurociągu wodą z monitorów. Ale potem znów przypadkowo usłyszałem w łaźni, że na oddziale podsadzki ktoś zaryzykował. Zapomnieli już o tamtym wydarzeniu. Cóż, ludzka pamięć jest krótka. Czasami nawet zbyt krótka.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.