Rosyjski statek z „floty cieni” wykonywał na Morzu Bałtyckim podejrzane manewry. Informował o tym pod koniec maja premier Donald Tusk. Zagrożony był kabel energetyczny łączący Polskę i Szwecję. ORP Heweliusz prześledził prawie 30 km kw. dna Bałtyku, wykorzystując do tego nowoczesną echosondę oraz sonar holowany. Wyniki analizy wskazują, że dzięki szybkiej reakcji polskiego wojska, rosyjski statek nie zostawił po sobie żadnych podejrzanych ładunków. To kolejny niebezpieczny incydent na naszym morzu.
Po interwencji wojska statek objęty sankcjami odpłynął do jednego z rosyjskich portów. Na miejsce zdarzenia popłynął okręt Heweliusz.
– Od miesięcy Bałtyk stał się miejscem ataków sabotażu, dywersji „floty cieni”, niszczenia kabli na dnie Bałtyku, naruszania przestrzeni powietrznej – mówił minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz podczas konferencji prasowej.
– Dowódca operacyjny polecił wykonanie określonych procedur, lot patrolowy, odstraszenie. Nastąpiło skuteczne odstraszenie – dodał.
Ten incydent to prawdopodobnie efekt niedawnych sankcji nałożonych na Rosję przez UE. Rosja poinformowała, że będzie bronić swoich interesów w zakresie transportu morskiego przy użyciu wszystkich dostępnych środków. Ostatnie zdarzenia na Morzu Bałtyckim, według rosyjskich władz, dowodzą gotowości Moskwy do zdecydowanych działań, gdy uzna to za konieczne.
Niedawno Estonia informowała o naruszeniu przestrzeni powietrznej NATO przez rosyjski myśliwiec nad Morzem Bałtyckim. Incydent miał miejsce w trakcie próby zatrzymania tankowca zmierzającego do Rosji, uznawanego za część tzw. floty cieni.
„Flota cieni” to stare, wysłużone jednostki pod różnymi banderami (takimi jak Panama, Wyspy Cooka, Liberia), które Rosja wykorzystuje do transportowania ropy, by uniknąć sankcji Zachodu. By utrudnić identyfikację, często zmieniają banderę i nazwę. Łamią przepisy i normy.
Jak rok temu informował Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Rosja po inwazji na Ukrainę i embargu na ropę rozpoczęła na ogromną skalę skupowanie starych tankowców. Większość z nich jest w fatalnym stanie technicznym. W efekcie ceny używanych tankowców podwoiły się, a jednostki starsze niż 15 lat zniknęły z rynku. Szacuje się, że liczba statków pływających w rosyjskiej „flocie cieni” to ponad 200 jednostek.
Według nieoficjalnych informacji, w 2024 r. nawet 80 proc. rosyjskiej ropy przewożone było jednostkami tego typu, przede wszystkim do Indii, Turcji i Chin.
Statki stanowią poważne zagrożenie również dla wód państw UE, bo w przypadku na przykład wycieku ropy nikt nie ponosi odpowiedzialności. Niedawno niebezpieczna sytuacja miała miejsce w pobliżu niemieckiej, niezwykle cennej przyrodniczo wyspy Rugia. Uszkodzony tankowiec transportujący ok. 99 tys. t ropy naftowej z tzw. rosyjskiej floty cieni dryfował w styczniu w jej pobliżu.
Niestety, aż 80 proc. statków „floty cieni” przepływa przez wody państw należących do Unii Europejskiej lub G7. Najgorsza sytuacja jest na Bałtyku, który jest wrażliwy na wycieki toksycznych substancji, a na jego dnie i wybrzeżach znajduje się rozwinięta infrastruktura, m.in. komunikacyjna i energetyczna.
Jednostki nie są wykorzystywane już tylko do przemytu, ale także do dywersji. Są odpowiedzialne za incydenty, do których doszło na Bałtyku. To m.in. uszkodzenia podwodnych kabli energetycznych i telekomunikacyjnych. I tak w Szwecji pod koniec 2024 r. przerwane zostały dwa kable telekomunikacyjne łączące Finlandię z Niemcami i Szwecję z Finlandią. Kilka tygodni później zerwany został EstLink2 – przebiegający pod Zatoką Fińską kabel energetyczny. Pod koniec grudnia doszło też do zniszczenia czterech podmorskich kabli do transmisji danych. Trzech między Finlandią a Estonią oraz jednego do Niemiec.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.