Mateusz Ławnik, sztygar zmianowy w Oddziale Przewozu Dołowego kopalni Bolesław Śmiały, znany jest od lat ze swych sportowych zainteresowań i propagowania zdrowego trybu życia. Miłośnik ultramaratonów rzucił teraz wyzwanie trudnej dyscyplinie, za którą uznawane są biegi górskie.
– Myśl o tym, żeby spróbować swych sił w górach, zakiełkowała gdzieś pod koniec 2015 r. Byłem wtedy pod wrażeniem „Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej” – imprezy turystycznej ukierunkowanej na marsz i nawigację w terenie. Trochę tam biegaliśmy, tak żeby wyrobić się w limicie czasowym. Pomyślałem sobie: a może połączyć dotychczasowe bieganie po asfalcie z górskimi wyrypami? No i od myśli przeszedłem do czynów. Pierwszy raz pobiegłem w górach na Wadowickim Półmaratonie Górskim w 2016 r. i kontynuuję tę przygodę do dzisiaj, tylko na trochę dłuższych dystansach – opowiada Mateusz Ławnik.
Od razu jednak zastrzega, że biegi górskie, wbrew pozorom, niczym specjalnym nie odróżniają się od innych.
– Jedyną różnicą jest teren, ponieważ biegnąc, poruszamy się głównie po górskich szlakach. Zawody najczęściej prowadzone są szlakami turystycznymi PTTK, choć niejednokrotnie zbaczamy w mało znane ścieżki albo przemieszczamy się asfaltem w dolinach. Jednak ogromna większość biegów odbywa się szlakami górskimi. Same biegi górskie można podzielić na różne kategorie, niczym w lekkoatletyce. Jedne zakładają, że należy jak najszybciej wbiec z doliny na szczyt. Innym typem biegu jest skyrunning odbywający się w przedziale wysokościowym 2000-4000 m n.p.m. Moimi ulubionymi biegami są ultramaratony o długości od 50 km – zdradza.
Oczywiście, bez treningów i odpowiedniego przygotowania lepiej nie zaczynać przygody z tą trudną dyscypliną, o której ktoś kiedyś powiedział, że przypomina pokonywanie sporych ilości schodów. Nikomu nie kojarzy się to ze specjalną przyjemnością.
– Zbiegi i podbiegi potrafią dać mocno w kość. To prawda. Paradoksalnie wolę podbiegi, bo łatwiej je kontrolować. Bardzo często człowiek aż krzyczy z bólu, ale napędzany adrenaliną i emocjami pokonuje kolejne kilometry. Zresztą ból nie dotyczy tylko mięśni w nogach. Po dobrym starcie boli mnie dosłownie każdy mięsień w ciele. Nawet te pozornie kompletnie niezwiązane z bieganiem. Problemy ze stopami, odciski czy schodzące paznokcie, to osobna bajka – mówi biegacz z łaziskiego Bolka.
Ciśnie się więc na usta pytanie, czy każdy może brać udział w biegach górskich?
– Myślę, że każdy. Na linii startu, niezależnie czy to szybkie 50 km, czy wystawiające na próbę 150 km, zawsze stoję pomiędzy ludźmi w przedziale wiekowym od kilkunastu lat po takich, którzy ponad 60 wiosen w życiu przeżyli. Są szczupli i tacy, którzy mają trochę nadprogramowych kilogramów. Jest pełen przekrój zawodów, przekonań i postaw życiowych. Jeśli ktoś nie ma przeciwwskazań zdrowotnych do uprawiania sportu, to śmiało może próbować – przekonuje Mateusz Ławnik.
Jeśli tak, to pora w drogę. Tylko którędy?
– Trudno mówić o najpopularniejszych szlakach czy miejscach. Dyscyplina ta od paru lat przeżywa swoisty boom. Ciągle pojawiają się nowe imprezy. Są biegi z utrudnieniami, jak przykładowo Bieg Ultra Granią Tatr. Inny, o nazwie Łemkowy na Ultra Trail, prowadzi w większości Głównym Szlakiem Beskidzkim, zielonymi i opuszczonymi często zakątkami tych gór. W naszym regionie najczęściej rywalizowałem w masywie Skrzycznego, czy kultowym już Piekle Czantorii – wyjaśnia dalej, zastrzegając, że jadąc w góry, nie należy nastrajać się zbyt optymistycznie i przeceniać swoich możliwości. Jego zdaniem nawet doświadczony biegacz „asfaltowy” może być zaskoczony tym, jak inne jest bieganie po górach.
– Długie podbiegi lub strome, pełne korzeni i głazów zbiegi mogą sprawić sporo problemów. Generalnie warto zacząć od niższych wzniesień i dobrze jest wcześniej spojrzeć na mapę lub poszukać informacji bądź zdjęć
w internecie. Beskid Śląski jest mimo wszystko bardzo przyjazny początkującym biegaczom. Polecam Kozią Górę w Bielsku-Białej. Pokrywająca ją gęsta sieć łatwych technicznie ścieżek, podejść i nieduże wysokości sprawiają, że jest to dobry poligon doświadczalny dla biegaczy. Podobnie Ustroń i Równica. Jeśli jednak myślimy o przygotowaniu do startów, to trzeba założyć, że będziemy mieć dużo pracy do wykonania. Oczywiście jest różnica w przygotowaniu do szybkiego startu na 5 km, czy 100 km ultramaratonu. Jednak niezależnie od celu przygotowań, czeka nas dużo regularnego biegania, ćwiczeń na górną część ciała i odpowiednia dieta. Ważnym elementem jest dla mnie przygotowanie taktyczne. Zapoznaję się z informacjami o układzie trasy zawodów, przewyższeniach, rozkładzie punktów kontrolnych i rodzajach podłoża. Przy długich startach staram się wszystko dobrze rozplanować, wyliczyć. Wtedy lepiej funkcjonuję. Jestem w stanie określić, co muszę zabrać ze sobą, co uzupełnię na punktach kontrolnych, do których zawodnicy mają dostęp na trasie. Najprzyjemniejszym czasem przygotowań do biegu jest tzw. tapering, czyli wypoczynek, kiedy ładujemy organizm pysznymi węglowodanami – przyznaje miłośnik górskich biegów.
A zatem, planując start, należy wziąć pod uwagę mnóstwo czynników, takich jak: długość trasy, ilość przewyższeń, stromizny na zbiegach i podbiegach, rodzaje nawierzchni, rozkład punktów kontrolnych, pogodę, czy nawet porę startu.
– Dla mnie najważniejsza jest długość biegu. Inaczej rozplanowuję siły na 60 km, a inaczej na 100 km. Generalnie należy pamiętać, aby nie dać się ponieść emocjom na starcie i nie przesadzić z tempem biegu na początku. Nieistotne, jak dobrze niosą nogi. Zmęczenie oraz kryzys i tak przyjdą – ostrzega.
W swojej kolekcji Mateusz Ławnik ma prawie 40 medali za ukończenie zawodów, co poczytuje sobie za sukces. Ale jak powiada, nie biega dla zwycięstw czy zaszczytów.
– Oczywiście, zdarzało się pobiec w ścisłej czołówce. Z takich startów najlepiej wspominam pierwsze w życiu podium, zwycięską siedemdziesięciokilometrową trasę biegu Beskidy Ultra Trail w 2021, czy też UltraKotlinę w 2022 r. Po 180 kilometrach permanentnego ścigania się rywalizację ukończyłem na trzeciej pozycji – podkreśla.
Dla niego bieganie po górach to przede wszystkim sposób na odreagowanie, swoisty zawór bezpieczeństwa dla psychiki.
– Wyrzutu endorfin, który odczuwam po przekroczeniu linii mety, nie sposób porównać z niczym innym. Żona twierdzi, że gdy mam dłuższą przerwę w startach, robię się bardziej marudny (śmiech). Nie ma jednak wątpliwości, że uprawianie sportu ma kluczowe znaczenie dla zdrowia i dobrego samopoczucia. To również doskonała recepta na to, by kontrolować swoją wagę i zbudować kondycję. No i na koniec aspekt turystyczny. Biegając, odwiedziłem wiele pięknych miejsc, do których nie dotarłbym z pewnością, gdyby nie ten sport – podsumowuje Mateusz Ławnik.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.