Rozmowa z dr MONIKĄ GLOSOWITZ z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, badaczką literatury, tłumaczką, pomysłodawczynią książki „Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych”
Prawnuczka, wnuczka, córka górnika pracuje na Wydziale Humanistycznym UŚ i trafia, w ramach stypendium, do Asturii, hiszpańskiego regionu, gdzie wygaszono kopalnie. Nie przemknęła pani myśl, że nikt tam lepiej nie pasował i nic w życiu nie dzieje się bez przypadku? Bo przecież nie pojechała tam pani, żeby badać życie hiszpańskich górników.
Jestem córką elektromontera z kopalni Knurów, dziadek też byłem elektromonterem w tej samej kopalni, ale pracował na powierzchni. Mój pradziadek ze strony mamy był górnikiem dołowym w kopalni Jankowice. Chodził do niej pieszo wiele kilometrów, stracił na tej kopalni zdrowie. Dzisiaj myślę o tym, jak ciężką miał pracę, mama zresztą nieraz opowiadała, jak pracował na kolanach, w niskim przodku… Życie rzuciło mnie do Asturii zupełnym przypadkiem, mieszkałam tam potem przez jakiś czas między 2014 a 2016 rokiem. W 2010 roku zaczęłam studia, to był program studiów genderowych, a uroczystość wręczenia dyplomów miała miejsce właśnie w Asturii. Trafiłam tam raptem na parę dni. Jednak później zaświtała mi myśl, żeby ponownie tam pojechać. Wtedy chyba jeszcze nie byłam całkiem świadoma tego, że jest to region górniczy. Podczas drugiego pobytu zaproponowano mi zrobienie podwójnego doktoratu. To była praca poświęcona najnowszej poezji kobiet. I nie miało to nic wspólnego z górnictwem.
Równocześnie zaczęłam tropić górnicze ślady. Wracałam do Asturii, żeby sfinalizować doktorat i uświadomiłam sobie, że te wszystkie pobyty złożyły się może nie na moją przygodę życia, ale przynajmniej przygodę badawczą. Kiedy pojechałam tam w maju zeszłego roku, myślałam już o badaniu porównawczym, którego trzonem byłyby opowieści asturyjskich i górnośląskich kobiet. Można powiedzieć, że życie zatoczyło koło, a splot bardzo różnych przypadków sprawił, że jestem w miejscu, w którym miałam być. Mam też poczucie, że projekt, który teraz robię, naprawdę ma sens.
Chyba nie uciekła pani od porównywania dwóch górniczych regionów Europy – Śląska i Asturii. Jakie wnioski?
Moje porównania opieram na obserwacjach, wrażeniach, jakie na mnie zrobiła Asturia, jeszcze nie na badaniach naukowych. Słuchałam opowieści osób pochodzących z rodzin górniczych, które nadal mieszkają na tych górskich terenach. Asturia nie jest w ogóle podobna do Śląska. Zawsze była regionem rolniczym, turystycznym, leżącym nad otwartym morzem, jak mawiają tamtejsi mieszkańcy, czyli przybrzeżną częścią Oceanu Atlantyckiego, gdzie w 2019 roku zamknięto ostatnią kopalnię. Co ciekawe, gdy Hiszpanie słyszą o naszych kopalniach, mówią, że to są prawdziwe giganty, molochy, bo u nich kopalnie były małe, ulokowane w górach, z niewielkimi złożami i zatrudniały niewiele osób. Zwiedzałam nawet kopalnię, gdzie wydobywano węgiel spod poziomu morza (Museo de la Mina de Arnao). Jak się z niej wychodziło, to prosto na plażę z niesamowitym, przepięknym widokiem. Zakończenie wydobywania węgla w Asturii miało gwałtowny przebieg. Mocno walczono o zachowanie kopalń, sprzeciw wobec procesu dekarbonizacji był ogromny, dochodziło nawet do walk górników z policją, strzelaniny. Znajoma autorka książki o kobietach w górnictwie, Eva Martinez, opowiadała, że górnicy, zwłaszcza w wieku przedemerytalnym, wynegocjowali bardzo dobre warunki odejść. W regionie wybudowano też wtedy dobrą infrastrukturę drogową. My wciąż tworzymy zręby turystyki poprzemysłowej, postindustrialnej, nasz region mocno się różni od Asturii. Choć z drugiej strony, podobnie odbierałam tamtejszą wspólnotę ludzi wychowanych w rodzinach górniczych, też widoczne było takie poczucie odrębności od pozostałych mieszkańców kraju. W Hiszpanii też jest chęć zachowywania tradycji, kultywowania zwyczajów, ochrony górniczego dziedzictwa, tego materialnego i niematerialnego.
Mamy podobne umiłowanie do tradycji. A inne zjawiska, jak walka ze smogiem albo odczuwanie skutków transformacji przemysłowej?
To jest mój plan i moje marzenie, żeby się zająć tym porównawczo – naukowo. Wydawało mi się, że w Asturii nie ma problemu smogu, zanieczyszczenia powietrza, ale nic bardziej mylnego. Okazuje się, że tam też się mierzą z tym problemem w związku z funkcjonującymi zakładami przemysłowymi. Co ciekawe, podczas wykładu na temat głosów kobiet z rodzin górniczych Górnego Śląska, który wygłosiłam w Oviedo w zeszłym roku, spytano mnie o opiekę związaną ze zdrowiem psychicznym na Górnym Śląsku. Nie ukrywam, że w tamtym momencie ono mnie zaskoczyło, ale teraz już nie, zwłaszcza po lekturze różnych tekstów dotyczących właśnie zdrowia i transformacji. Myślę, że na Górnym Śląsku w kontekście nadchodzących przemian to powinna być kluczowa refleksja. Ten nurt badań rozwija się w Hiszpanii już od dłuższego czasu, u nas nie jest jeszcze tak dynamiczny.
Czy Hiszpanie za czymś tęsknią, mają do kogoś żal, że zamknięto im kopalnie?
Nie zadałam im tego pytania, natomiast wydaje mi się, że temat związany z wygaszaniem górnictwa traktują jako zamkniętą przeszłość i nie ma do niej powrotu. Pokopalniane obiekty stanowią element dziedzictwa materialnego, większość z nich są to dzisiaj muzea z nowymi pracownikami. Istnieją tam też potężne archiwa, które dokumentują okres górniczej historii Asturii. Pojawiające się tam książki, odzyskujące historię kobiet-górniczek, takie jak „Carboneras” Aitany Castaño, „Mujeres de negro carbon” Evy Martinez, pokazują chyba zarówno nostalgię za tym, co minione, ale też pewnego rodzaju resentyment spowodowany tym, jak wiele cierpienia jest w tych historiach, a jak mało uznania. Nikt nie ma chyba wątpliwości co do tego, że dzisiaj warunki pracy i życia są lepsze, także pod kątem zachowania zdrowia i długości życia. Elementy dziedzictwa pogórniczego widać w wielu miejscach. W jednej z mniejszych miejscowości asturyjskich widziałam mural, gdzie kobiety niosą na głowie kosze wypełnione węglem.
Mieszkańcy Asturii mają swoje familoki, a na terenach pokopalnianych – muzea?
Tak, obiekty kopalniane to już muzea. Przed jedną z kopalń, El Pozo Sotón, zobaczyłam coś na kształt cmentarza z tablicami nagrobnymi z nazwiskami osób, które w niej zginęły, z datami ich śmierci. To było trudne doświadczenie, pokazujące ogrom tragedii na kopalniach, nazwisk było wiele. Objechałam parę miejscowości z byłymi kopalniami, usadowionymi w górach. Nie ma tam więc typowych osiedli górniczych, jak familoki, to były raczej skupiska mieszkalne w górach. Zrobiło na mnie wrażenie to, iż część z tych miejscowości była wymarła. Czytałam, że samorządy niektórych miast mają programy, by ponownie zasiedlić te tereny.
Skąd pomysł na „Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych”?
Pomysł wziął się z indywidualnej potrzeby odnalezienia się na nowo w moim najbliższym otoczeniu. Wróciłam do Rybnika, do rodzinnego domu, który wybudował własnymi rękami mój ojciec. Od tego momentu miałam poczucie, że jestem u siebie, ale jednocześnie nie do końca, bo to już nie jest ten świat, który dobrze pamiętam.
Ostatnio czytałam wywiad, w którym padły słowa, że albo my siebie opowiadamy, albo zostaniemy opowiedzeni. I to chyba była trochę taka próba opowiedzenia sobie tych wszystkich zbiegów okoliczności, które sprawiły, że jestem w tym miejscu, a nie innym.
Podczas pandemii, gdy już mogliśmy wychodzić z domów, zapytałam, czy w Czerwionce jest przestrzeń na jakieś działania kulturowe. I pojawił się pomysł na pamiętniki kobiet z rodzin górniczych. Wyszedł z tego szeroko zakrojony projekt.
Na początku założyliśmy sobie, że chcemy, żeby zgłosiło się pięć pań, które chciałyby popracować warsztatowo nad stworzeniem swojej opowieści. Szybko okazało się, że projekt się mocno rozrośnie, bo jest zapotrzebowanie na takie historie.
Ile kobiet wzięło udział w projekcie?
Jesteśmy po zakończeniu trzech etapów projektu, na które składały się pisanie pamiętników przez kobiety z Czerwionki, wystawa w familoku w Czerwionce, a ostatni etap to pamiętniki kobiet z całego województwa.
W książce finalnie mamy 24 opowieści 22 kobiet. Wyłoniły się z nich dwa główne wątki. Pierwszy to relacje kobiet pracujących w górnictwie, jak opowieść pani Józefy Szubert, nadsztygarki z kopalni Szczygłowice. Druga linia narracyjna to historie żon, matek, córek, sióstr górników. One opowiadają o codziennych trudach, w ich opowieściach jest sporo emocji, lęku, strachu. Jest nawet pieśń żałobna, tren jednej z pań. Mamy opowieści z terenów wiejskich o tym, jak wyglądała gospodarka. Jest opowiadanie córki górniczej, która mówi o sobie, że jest hanyską, ale ma rodziców goroli. Jest też trochę humoru i sporo dumy z tego, że ktoś w rodzinie jest górnikiem.
To już trzeci rok realizacji projektu, a energia wcale nie wygasa, pojawiają się coraz to nowe pomysły i tematy. Myślę, że jeszcze kilka lat przed nami, sama chciałabym napisać książkę o tych historiach, zależy mi na tym, by te opowieści były traktowane nie tylko jako dokumenty społeczne, ale też jak teksty literackie. A we wrześniu będziemy ogłaszać nabór pamiętników w drugiej edycji konkursu. Już teraz zachęcam wszystkie panie do udziału i snucia opowieści.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.