Z jakim problemami i wyzwaniami związanymi z górnictwem będą musieli zmierzyć się rządzący? - z takim pytaniem portal netTG.pl Gospodarka-Ludzie zwraca się do ludzi związanych z branżą węglową. Zapytaliśmy o również o to prof. Władysława Mielczarskiego z Politechniki Łódzkiej.
- Pozytywne dla górnictwa i energetyki byłoby, gdyby już niebawem zaczęła funkcjonować Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, ale w pierwotnie proponowanym kształcie - podkreśla ekspert.
Czy jednak w nowej sytuacji politycznej NABE ma szansę na zaistnienie?
- Jestem jedną z osób, która ten projekt współtworzyła. U zarania NABE miała być agencją aktywną, inwestującą. Zamykanie starych bloków miało się odbywać na zasadzie: „Skończyliśmy budowę nowego 1000 MW, to zamkniemy pięć starych bloków dwusetek”. Ale zawsze w tej kolejności. Nie zakładaliśmy przenoszenia aktywów, bo za tym idą ludzie, dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Sam proces przenoszenia aktywów i nowej organizacji zająłby wiele lat. My tego nie zakładaliśmy. NABE miało pracować w trybie zarządczym, inwestować - mówi prof. Mielczarski.
Co się stało, że rząd postawił na inne rozwiązanie, choć pod tą samą nazwą? Zdaniem naukowca firmy energetyczne, a zwłaszcza Polska Grupa Energetyczna, przejęły ten pomysł i próbowały z NABE zrobić umieralnię dla aktywów węglowych.
- Chciały się pozbyć bloków konwencjonalnych i korzystać z dotacji na zielone źródła. Pierwotny pomysł został wypaczony, a administracja rządowa była zbyt słaba, by powiedzieć: „Chwileczkę, nie zgadzamy się, bo oprócz interesu poszczególnych firm jest też interes społeczeństwa i gospodarki”. NABE czeka, jest gotowe do zrealizowania w ciągu 6-12 miesięcy. Warunek to wola polityczna, a tu biorąc pod uwagę koegzystencję kilkunastu partii, trudno będzie o sprawne działanie - podkreśla prof. Mielczarski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.