Wyjazdy zimowe podrożały, więc rezerwacji jest jak na lekarstwo; szusowanie będzie krótsze i z własnym wyżywieniem - podaje we wtorek, 15 listopada, Rzeczpospolita.
Od połowy tego tygodnia w Polsce ma się ochłodzić. Właściciele hoteli, pensjonatów i wyciągów liczą więc, że narciarze skuszą się na wcześniejsze wyjazdy, bo rezerwacje na ferie rosną bardzo powoli. I kolejne zmartwienie: koszty działania tak bardzo wzrosły, że wielu właścicieli miejsc noclegowych w górach wciąż jeszcze się zastanawia, czy warto oferować pakiety z wyżywieniem - zauważa gazeta.
Rozmówcy Rzeczpospolitej wskazują, że urlopowicze obecnie wolą się żywić sami, bo tak jest taniej.
Wielu narciarzy zwleka z rezerwacjami, bo czekają na komunikaty śniegowe. Według prognoz długoterminowych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej nadchodząca zima w Polsce ma być chłodna, z umiarkowaną ilością opadów. Najzimniej ma być w lutym. A deszcz i śnieg mają padać głównie w północnej części kraju, gdzie warunków do narciarstwa zjazdowego raczej nie ma. Brytyjski AccuWeather podał, że śniegu będzie za to pod dostatkiem w Alpach, więc obejdzie się bez szukania dobrych warunków narciarskich na lodowcach - czytamy w dzienniku.
Rzeczpospolita wskazuje, że powodem zwlekania z rezerwacjami jest znaczący wzrost cen dosłownie wszystkiego, co jest związane z zimowym wyjazdem - droższe jest paliwo, noclegi, wyżywienie, więcej zapłacimy w wypożyczalniach sprzętu i szkółkach narciarskich. Więcej też, i to w niektórych wypadkach nawet o 40 proc., zapłacimy za karnety, a to już ostatni moment na wykorzystanie 500-złotowego bonu turystycznego, który traci ważność z końcem marca 2023 r.
Część jego wartości zjadła wprawdzie inflacja, ale jeśli ktoś jeszcze nie wydał tej rządowej dopłaty, to ferie 2023 r. będą ostatnią okazją. Widać także, że Polacy, którzy są zdeterminowani, aby wyjechać na narciarskie ferie zimowe, bardziej liczą się z pieniędzmi. W Polsce wybierają wyjazdy krótsze niż jeszcze przed rokiem, i to o jeden-dwa dni. A więc z tygodniowego urlopu sprzed pandemii zostały j trzy- cztery dni. Dłuższe, bo pięcio- sześciodniowe wyjazdy Polacy planują w Alpy, gdzie ceny wzrosły podobnie, jak u nas. Ponieważ koszty dojazdu są wysokie, krótszy wyjazd robi się już relatywnie drogi - podkreśla gazeta.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.