- Umiejętność nawiązania kontaktu z grupą zwiedzających jest najistotniejsza w pracy każdego przewodnika – mówi Roman Chytry, przewodnik po zabytkowej kopalni.
Ponad 40 lat temu rozpoczynał swą karierę zawodową w charakterze mierniczego w ówczesnej kopalni Polska w Chorzowie i wtedy nawet przez myśl mu nie przeszło, że kiedyś profesjonalnie zajmie się oprowadzaniem ludzi po podziemnych wyrobiskach, a nawet brał udział w szkoleniu młodych adeptów tej sztuki. Ale – jak sam powiada – życie pisze scenariusze i to takie, w które potem aż trudno uwierzyć.
Kontakt z ludźmi
– Z początku pracowałem w swoim fachu, czyli geodety górniczego, ale przyszedł czas, że przeszedłem do działu górniczego z zadaniem przygotowywania dokumentacji dla potrzeb nadzoru górniczego. Dokumentowałem kolejne ściany i technologie robót górniczych. Miało to trwać trzy miesiące, a skończyło się dopiero po pięciu latach. Wówczas powierzono mi do załatwiania szkody górnicze. To był bardzo istotny moment w moim życiu. Jako osoba reprezentująca kopalnię zacząłem mieć bliższy kontakt z ludźmi. Rozmawiałem z nimi, często musiałem stawić czoła różnym trudnym zachowaniom, tłumaczyłem, uspokajałem, zachęcałem do negocjacji. Trzeba było do końca zachować twarz, bo przecież reprezentowałem mojego pracodawcę i o żadnych pyskówkach nie mogło być mowy. Polubiłem to zajęcie – wspomina Roman Chytry.
Gdy w 2014 r., będąc już na emeryturze, dowiedział się, że Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego Guido w Zabrzu poszukuje kandydatów do pracy w charakterze przewodników, długo się nie zastanawiał, postanowił spróbować swych sił. W konkursowe szranki stanęło wówczas 400 osób. Po kilku dniach na placu boju pozostała czterdziestka. Koniec końców propozycje zatrudnienia otrzymało 30 kandydatów.
– Na kursie mieliśmy zajęcia z górnictwa, technologii wydobycia, geologii i historii Śląska. I to się świetnie złożyło, ponieważ te pierwsze trzy zagadnienia miałem w przysłowiowym jednym palcu, a historia Śląska to zawsze był mój konik. I wreszcie przyszło mi oprowadzić po podziemnych wyrobiskach pierwszą grupę zwiedzających. Zawsze w takich sytuacjach ma się za sobą mentora, czyli przewodnika z doświadczeniem, którego zadaniem jest wspomaganie tego, który zaczyna. Miałem tremę, a zarazem świadomość, że muszę zrobić wszystko, aby przypadkowo nie powiało w drodze nudą. W pewnym momencie ludzie zaczęli wypytywać mnie o zagrożenia czyhające na dole. Starałem się przekazać jak najwięcej informacji w możliwie najprostszy, zrozumiały sposób. I wówczas przypomniała mi się dziewiętnastowieczna historia Karola Furgoła, górnika z kopalni Gefall w Świętochłowicach, będącej częścią wielkiego koncernu Henckela von Donnersmarcka – opowiada Roman Chytry.
Dzisiaj już dokładnie nie wiadomo, gdzie w Świętochłowicach był szyb Zimnol. Leżał gdzieś niedaleko obecnego parku Zacisze, pod dawnymi starymi plantami, blisko płynącej Rawy. Gdy szychta dobiegała końca, górnicy usłyszeli potężny huk i dudnienie. Czym prędzej rzucili się do ucieczki w kierunku głównego szybu Bresschacht, ale drogę odcięła im rosnąca z minuty na minutę woda. Grupa 43 górników wdrapała się do wyższego, nieczynnego zawaliska, a Karol Furgoł na ochotnika zdecydował się zejść na linach do szybu Heizmann, aby sprawdzić, jaka jest tam sytuacja. Niestety lina się urwała, Furgoł spadł i stracił przytomność.
Po kilku dniach poszukiwań dyrekcja kopalni postanowiła przerwać akcję ratowniczą i zamurować szyb Zimnol. Lecz miejscowy proboszcz parafii św. Augustyna z Lipin, ks. Józef Michalski wybłagał zgodę na przedłużenie poszukiwań. Ósmego dnia ratownicy rzeczywiście odnaleźli żyjącego Furgoła i 43 jego towarzyszy. Na wieść o tym sam cesarz Wilhelm wysłał dyrekcji depeszę z gratulacjami za szczęśliwe ocalenie ludzi. Wykonano nawet specjalną tablicę upamiętniającą tamto wydarzenie. I choć opowieść ta brzmi jak legenda, to właśnie owa tablica zachowała się w Muzeum Miejskim w Zabrzu i potwierdza prawdziwość zdarzenia.
Nie ma głupich pytań
– Ludzie uwielbiają tego rodzaju opowieści, ponieważ pobudzają ich wyobraźnię. Pogratulował mi jej sam mentor. Umiejętność nawiązania kontaktu z grupą zwiedzających jest najistotniejsza. Zwiedzający muszą ujrzeć w przewodniku człowieka z pasją. On zaś do perfekcji opanować sztukę umiejętności odczytywania ludzkich emocji. I nie ma takich samych wycieczek. Nie wiem, jaką historię dzisiaj opowiem pierwszej czy drugiej grupie. Wszystko zależeć będzie od konkretnej sytuacji, od samych zwiedzających, do których muszę się dostosować – tłumaczy przewodnik.
Prawdziwy pasjonat i profesjonalista, przewodnik, który kocha to, co robi, to gwarancja efektywnie i dobrze spędzonego czasu. Umiejętność pięknego opowiadania, kunszt oratorski, kultura wypowiedzi, do tego nienaganne maniery, takt, wyczucie, kultura osobista i nieodłączne poczucie humoru – te cechy powinny być zapisane w sercu i duszy każdego przewodnika.
W życiu przewodnika bywają też sytuacje trudne. Ludzie zjeżdżają do podziemnych wyrobisk, nie mierząc swych sił na zamiary. Najwięcej problemów stwarzają osoby cierpiące na klaustrofobię. Ich zachowania są trudne do przewidzenia.
– To była grupa zwiedzających z Gujany. W pewnym momencie młoda dziewczyna położyła się na spągu, oświadczając w języku francuskim, że nigdzie dalej nie idzie. Była dosłownie jak sparaliżowana. Trzeba było wezwać pomoc z powierzchni. Nie potrafiła zrobić kroku naprzód. Nagle ktoś zawołał: „Nous allons vers le soleil”, czyli „Idziemy w stronę słońca”. Trochę się rozluźniła. Do tej historii często wracam w myślach – przyznaje Roman Chytry.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.