- Sprowadzany w ostatnim czasie z zagranicy węgiel w większości jest miałem słabego gatunku; mimo dużej ilości surowca z importu, na polskim rynku zabraknie ok. 2,5-3 mln t węgla opałowego - szacuje szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz.
Należy mówić ludziom otwarcie i wprost, że w tym roku będzie problem z ogrzewaniem dla tych wszystkich, którzy korzystają - szczególnie w indywidualnym ogrzewaniu - z węgla, bo tego węgla zabraknie; nawet mimo tych milionów ton, które gdzieś tam do Polski płyną - powiedział związkowiec w środowej, 14 września, rozmowie na antenie katowickiego Radia Em.
We wtorek minister klimatu i środowiska Anna Moskwa informowała, że spółki importujące węgiel na polecenie premiera - PGE Paliwa i Węglokoks - już w 80 proc. wykonały decyzję dotyczącą tegorocznego importu, w efekcie czego do Polski trafi 5 mln t gotowego do spalania surowca. Węgiel pochodzi m.in. z Kolumbii, Australii, Indonezji i RPA.
W ocenie Dominika Kolorza, sprowadzany obecnie węgiel w większości nie nadaje się do wykorzystania w gospodarstwach domowych.
- Niestety, ta kontraktacja jest nieudana i to trzeba sobie szczerze powiedzieć. Będziemy mieli za chwilę sytuację, że w Polsce znajdzie się 12 mln t węgla, ale w większości to będzie miał słabego gatunku; jak uda się uzyskać z tego miału 1,5 mln t węgla opałowego - to będzie olbrzymi sukces. Jeszcze w granicach 2,5-3 mln t węgla po prostu zabraknie - ocenił lider śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
- Warszawa nie rozróżnia węgla od węgla; dla nich czarne to jest czarne. Węgiel z Indonezji to jest glina, w której czasami znajdzie się bryłkę węgla. Koszty odsiania takiego węgla są bardzo duże - tłumaczył Kolorz, wskazując, iż wobec wprowadzenia embarga na węgiel z Rosji, państwowe spółki już w kwietniu powinny kontraktować węgiel głównie w Kolumbii i RPA, gdzie jest surowiec nadający się do spalania w polskich piecach.
W ocenie Kolorza, sprowadzanie obecnie dużej ilości miału energetycznego, który nie nadaje się na rynek odbiorców indywidualnym, grozi nadpodażą węgla dla energetyki wiosną przyszłego roku. - Pytanie, kto ten drogi węgiel za prawie 1,5 tys. zł w polskich elektrowniach będzie spalał - mówił związkowiec, według którego importerzy myślą już o eksporcie sprowadzonego miału, by ograniczyć poniesione straty.
Niedawne podwyżki cen węgla dla odbiorców indywidualnych, wprowadzone przez Polską Grupę Górniczą, Dominik Kolorz uznał za w dużej części nieuzasadnione. Jego zdaniem, nieprzekonujące jest tłumaczenie, że wzrost cen węgla opałowego w ciągu miesiąca o blisko 50 proc. wynika z konieczności pozyskania środków na inwestycje.
- Marża na węglu opałowym jest już w tej chwili za wysoka i te ceny są, w mojej ocenie, za wysokie (...). Te, które były przed podwyżką, były realne, na tym węglu też się zarabiało - powiedział związkowiec, wskazując, iż większych wpływów należy szukać nie w gospodarstwach domowych, ale w energetyce. Podkreślił, że nawet jeśli węgiel dla energetyki zdrożałby w przyszłym roku o 50-60 proc., nadal koszt produkcji energii z węgla będzie na niskim poziomie.
Kolorz przypomniał, że obecnie koszt produkcji jednej megawatogodziny energii z węgla, wraz z podatkami i kosztami ETS to niecałe 650 zł, zaś po ewentualnej podwyżce cen węgla dla energetyki, energia powinna kosztować ok. 750 zł. - Niech spółki energetyczne wezmą też trochę na siebie kwestie kryzysu - powiedział szef regionalnej Solidarności.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Dla związków zawodowych taki rząd, spółki węglowe czy energetyczne to nic innego jak chłopcy do bicia - to jest wygodne, komfortowe i ma poparcie społeczne oraz nie ma konsekwencji dla nich samych, ale jest druga strona medalu, gdzie była determinacja związków, gdy zamykano kopalnie i bezkrytycznie uzależniono się od sprowadzanego węgla z Rosji? Już nawet nie wspomnę o podpisaniu porozumienia o zamknięciu kopalń do 2049 r. - spowodowało to, że już teraz spółki muszą mierzyć się ograniczeniem inwestycji, złym nastawieniem sektora finansowego i brakiem chętnych do pracy. Obecnie przez wojnę gigantyczne wzrosły koszty działalności kopalń, gdzie bez zmiany poziomów produkcji dodatkowe koszty liczone są w miliardach zł.