Rozmowa z prof. WOJCIECHEM NAWORYTĄ, kierownikiem Pracowni Górnictwa Odkrywkowego Wydziału Inżynierii Lądowej i Gospodarki Zasobami Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (część II).
Kopalniom węgla brunatnego kończą się złoża. Najwcześniej zamknie się kopalnia Konin, a następnie w 2038 r. Bełchatów. Pozostanie Turów, który zakończy działalność w 2044 r.
Wszystko wskazuje na to, że Turów będzie ostatnią kopalnią węgla brunatnego w Polsce. Mam jednak wrażenie, że w obliczu dramatycznie rosnących cen certyfikatów za emisję CO2 do atmosfery, funkcjonowanie tych kopalń będzie znacznie krótsze. Pytanie tylko, czy będziemy mieli czym zastąpić likwidowane sprawne elektrownie konwencjonalne.
System EU ETS jest powszechnie uważany za niespełniający swoich założonych na początku istnienia zadań. Ostatnio fala krytyki wylewa się też pod adresem organów unijnych z powodu przyznania energii tak z atomu, jak i gazu – tzw. zielonej etykiety.
Poruszyłem temat opłat za emisję CO2 celowo. Ten podatek niestety nie działa tak, jak teoretycznie powinien. Koszt wytworzenia energii w elektrowniach opartych na paliwach kopalnych dramatycznie rośnie, a to wcale nie przekłada się na przebudowę krajowego potencjału energetycznego. Podatek sprawia, że produkcja energii z tych paliw staje się nieopłacalna, jednocześnie strumienie pieniędzy przejadane są przez budżety państw, nie tylko w Polsce. Ba, taki system jest dla finansów państwa pozornie korzystny. Pozornie, bo jednocześnie wpływa na wzrost cen, czyli na i tak wysoką inflację. Coraz częściej mówi się o tzw. zielonej inflacji związanej właśnie ze sztucznie napędzanymi cenami energii.
Największą wadą systemu opłat ETS jest to, że obowiązuje wyłącznie w krajach UE. Próbujemy rozwiązać problem globalny, działając wyłącznie lokalnie. Przy tym kraje UE są odpowiedzialne za ok. 10 proc. globalnej emisji CO2. Żadne inne państwo oprócz krajów UE nie nakłada na siebie systemu kar za produkcję energii. Przecież to nie ma prawa działać. Jeżeli przemysł europejski z powodu podatku od energetyki konwencjonalnej staje się coraz bardziej nierentowny, to produkcja przenosi się do krajów, w których te systemy nie działają, np. do Chin. To zresztą dzieje się już od dawna. Zwolennikom systemu ETS przypominam, że Chiny położone są na tym samym globie, który kraje UE chcą bronić, chroniąc atmosferę wyłącznie w UE.
W ostatnim czasie obserwujemy kolejne kurioza. Oto Komisja Europejska uznała, że zarówno energetyka jądrowa, jak i ta oparta na gazie, jest zielona, jest zrównoważona. Jak można mieć zaufanie do instytucji KE, skoro gaz ziemny, przy którego spalaniu, tak jak podczas spalania węgla, powstaje CO2, a co gorsza, który zawiera w swoim składzie cieplarniany metan, zostaje uznany za zrównoważone źródło energii? W działaniach KE wyraźnie widać wpływ lobby Niemiec, gdzie od dawna inwestuje się w energetykę opartą na gazie.
Czy jednak KE nie wykazała się zdrowym rozsądkiem? Odchodzimy od węgla, nie ma od tego odwrotu, więc gaz wydaje się jedynym rozsądnym paliwem przejściowym w kierunku zielonej energii.
Listkiem figowym dla retoryki progazowej jest warunek, że elektrownie na gaz ziemny mają w latach 30., czyli wkrótce, przejść na spalanie wodoru. Spełnienie tego warunku jest mało prawdopodobne. Technologie wodorowe są jeszcze w powijakach. Problem transportu wodoru nie został jeszcze rozwiązany. A poza tym, czy po to właśnie powstał gazociąg Nord Stream II?
Jak mamy społeczeństwu wyjaśnić, że rosyjski gaz jest dobry dla klimatu, a polski węgiel jest zły? Jak wytłumaczyć, że Polska ma likwidować sprawne elektrownie na rodzimy węgiel brunatny, które dużym nakładem środków finansowych zostały wyposażone w systemy odpylania spalin, odsiarczania i odazotowania?
Obok wodoru promowana jest również energetyka oparta na biopaliwach.
To kolejny strzał w stopę, bo liczba problemów środowiskowych związanych z produkcją i spalaniem biomasy jest ogromna. Aby uzyskać tzw. zielone certyfikaty, elektrownie kupują zrębki drewniane, jako tzw. zeroemisyjną domieszkę do kotła. Te zrębki to nie jest jakiś odpad, który gdzieś zalega i gnije, to celowo wycinane drzewa w polskich lasach lub drewno sprowadzane z zagranicy. Pozyskanie i transport tego drewna, nieraz z daleka, obciążone są śladem węglowym.
To nie jest żadna zielona energia. To samo dotyczy biopaliw płynnych, np. z rzepaku. Potężne monokultury rzepakowe, które coraz częściej dominują w krajobrazie rolniczym Europy, nie mają nic wspólnego z rolnictwem zrównoważonym.
Czyli jeśli biomasa, to tylko w skali mikro: spalanie bioodpadów, a nie wycinanie w tym celu drzew.
W skali mikro tak, w skali przemysłowej, tak jak to obserwujemy teraz, spalanie biomasy prowadzi donikąd, jest źródłem poważnych problemów natury ekologicznej. Wartość opałowa biomasy jest znikoma, a bilans CO2 przez ślad węglowy powstający w produkcji i w transporcie nie jest zerowy. Wycięte drzewa nie odrastają w tempie ich spalania. Najwyższy czas zejść ze ścieżki promowania biopaliw w skali przemysłowej.
Do tego elektrownie węglowe już mamy, a gazowe musimy wybudować ogromnym nakładem kosztów.
Proszę też pamiętać, że my już w polskiej energetyce wykonaliśmy ogromny wysiłek, wyposażając elektrownie konwencjonalne w drogie i wysoko sprawne systemy ochrony środowiska. Spełniliśmy tym samym wcześniejsze zobowiązania międzynarodowe. Koszty zostały poniesione po to, aby po czasie okazało się, że wysiłek był daremny, bo te elektrownie należy jak najszybciej zlikwidować. Osobną sprawą jest kwestia dostępu do odpowiedniej ilości gazu dla potrzeb rozwoju przejściowej energetyki gazowej. W ostatnich latach, mając na względzie ochronę przed smogiem, w niektórych polskich miastach przeprowadzono zmianę systemów ogrzewania gospodarstw domowych z węgla na gaz.
Obecnie w obliczu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zaopatrzenie tych gospodarstw w gaz stoi pod dużym znakiem zapytania. Dramatycznie rośnie cena gazu, ba, może go nie wystarczyć dla wszystkich. W kontekście zmian systemu ogrzewania gospodarstw domowych nie można również nie wspomnieć o przykładzie głośnej ostatnio kopalni Turów. Mieszkańcy Bogatyni wymienili domowe kotły węglowe na ciepło systemowe pochodzące z elektrowni opalanej węglem brunatnym z kopalni Turów. Gdyby Polska zastosowała się do wyroku TSUE i zamknęła kopalnię, to przestałaby pracować również elektrownia i kilka tysięcy mieszkańców Bogatyni zostałoby pozbawionych ciepła w obliczu nadchodzącej zimy 2021/2022.
Mimo że osobiście jestem euroentuzjastą, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że Unia Europejska w dziedzinie ochrony środowiska działa jakby po omacku, bardzo niekonsekwentnie, ulega na zmianę lobby francuskiemu i niemieckiemu. Polska, która wcale nie emituje najwięcej CO2 do atmosfery, bo w tej dziedzinie akurat przodują Niemcy, nie ma nic do powiedzenia, co więcej, przedstawia się nas jak czarnego luda, który emituje, szkodzi i psuje środowisko. Na taką retorykę nie wolno nam się godzić.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.