Górnicy z Bielszowic uratowali swój zakład pracy! W zarodku stłumili pożar endogeniczny. Z pomocą ruszyły im zastępy ratownicze sąsiednich kopalń oraz Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Pożary na przekopach to w kopalniach węgla prawdziwa rzadkość. Tym razem jednak zdarzył się wyjątek, który dobitnie pokazuje, jak skomplikowana i nieprzewidywalna jest górnicza rzeczywistość.
Pełna mobilizacja
Był 30 sierpnia br. Dzień jak co dzień w ruchu Bielszowice kopalni Ruda, przynajmniej do godz. 16.55. Wówczas to bowiem dyspozytor zakładu został powiadomiony przez służby wentylacyjne o wyraźnie zwiększających się stężeniach tlenku węgla. Pierwsze, co przychodzi na myśl każdemu doświadczonemu dyspozytorowi w podobnej sytuacji, to pożar endogeniczny. Jak się później okazało, jego źródło znajdowało się w przekopie południowym na poziomie 1000. W mig ogłoszono akcję ratowniczą.
Jako pierwsze zjechały na dół własne zastępy ratownicze ruchu Bielszowice. Na miejsce wezwano także ratowników z sąsiednich ruchów: Halemba i Pokój, kopalń: Bolesław Śmiały, Piast-Ziemowit, Sośnica, Mysłowice-Wesoła, Staszic-Wujek, a także ratowników z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
– To była prawdziwa mobilizacja załogi – wspomina Grzegorz Wątroba, kierownik kopalnianej stacji ratownictwa górniczego.
Do wspólnego działania zgłosili się specjaliści z różnych dziedzin. Nikt nie spoglądał na zegarek, że kończy się szychta i pora wracać do domu. Ślusarze, telefoniści, elektrycy, cieśle, osoby dozoru ruszyli ratownikom na pomoc.
– Byłem już po pracy, ale na wieść o tym, że mamy pożar, ruszyłem na kopalnię. Została już wyznaczona strefa zagrożenia. Podzielono zadania i wszyscy wzięliśmy się do pracy. W takich momentach najistotniejszą rolę spełnia logistyka. Trzeba było w pierwszym rzędzie zabrać się za organizację transportu materiałów niezbędnych do stłumienia pożaru. Nie można było zwlekać ani minuty. Rozpoczęła się walka z czasem i z naturą – przyznaje Grzegorz Wątroba.
Sytuacja nieprzewidywalna
Z minuty na minutę przybywało środków antypirogennych oraz materiałów do budowy tam i konstrukcji przeciwwybuchowych.
Doszło do sytuacji zupełnie nieprzewidywalnej, bowiem pożar endogeniczny zdarzył się na przekopie. To w kopalniach węgla kamiennego prawdziwa rzadkość. Pożary tego rodzaju pojawiają się jednak w miejscach przecięcia pokładów. I tak właśnie stało się w ruchu Bielszowice. Tym razem dzięki zastępom ratowniczym i załodze kopalni udało się wygrać z zagrożeniem i stłumić pożar w zarodku. Akcja trwała niewiele ponad dwie doby.
– Przekop to serce kopalni, dlatego zagrożenie dotyczyło całego zakładu. Trudno sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdyby nie udało się opanować zagrożenia w zarodku. Z pewnością doszłoby do zaburzenia wentylacji kopalni. Mamy 120 km wyrobisk. W najlepszym dla nas scenariuszu trzeba by było zawiesić roboty przygotowawcze trwające obecnie w partii Borowa w pokładzie 405, a to i tak znacznie ograniczyłoby zdolności produkcyjne ruchu Bielszowice. O nakładach sił i środków zmierzających do ugaszenia rozprzestrzeniającego się pożaru nawet nie wspomnę. Walka z tego rodzaju zagrożeniem potrafi trwać w kopalniach całymi tygodniami. O normalnej pracy można wówczas tylko pomarzyć – zwraca uwagę Paweł Gumułka, kierownik robót górniczych ds. robót przygotowawczych, przewozu dołowego i transportu w ruchu Bielszowice.
Metody pasywne
Pożar endogeniczny to innymi słowy samozapłon węgla spowodowany niemożnością odprowadzania ciepła z utleniania. Węgiel posiada zdolność do kumulacji ciepła. Jeśli ciepło nie jest odbierane, a nadal dostarczany jest tlen, następuje wzrost temperatury. Sytuacja taka może trwać nawet miesiącami. Graniczna temperatura, w zależności od rodzaju węgla, wynosi ok. 70-80 st. C. Po jej przekroczeniu podnosi się nawet do ok. 300 st. C i wówczas można mówić o pożarze endogenicznym. Co gorsza, często w początkowej fazie nie dochodzi do występowania otwartego ognia, a pożar objawia się wydzielaniem gazów. Te zjawiska zwykle pojawiają się głęboko w złożu. Nie ma więc możliwości aktywnego ich gaszenia. Stosuje się metody pasywne, m.in. otamowanie i zamknięcie obszaru, w którym wystąpił pożar. Wtłacza się również azot lub dwutlenek węgla. Po otamowaniu pożar zwykle wygasa, bywa jednak, że walka z nim trwa nawet kilka miesięcy.
– Dlatego tak bardzo ważna jest profilaktyka przeciwpożarowa i czujność służb wentylacyjnych na dole. Zwiększyliśmy już częstotliwość pobierania próbek powietrza, aby mieć pełniejszą kontrolę nad sytuacją w tym newralgicznym rejonie. Stosujemy także kamery termowizyjne. Tymczasem wszystkim uczestnikom akcji ratowniczej serdecznie dziękuję za wzorową postawę i poświęcenie. Uratowaliście naszą kopalnię. To trzeba głośno powiedzieć – podsumowuje Sławomir Łabędź, kierownik Działu Wentylacji ruchu Bielszowice kopalni Ruda.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Gratulacje