Obecni są niemalże w każdej kopalni węgla kamiennego. Najczęściej wykonują roboty przygotowawcze i specjalistyczne. Drążą szyby. Mimo że są górnikami, nie mogą liczyć na żadne osłony. Firmy, które ich zatrudniają, również borykają się z coraz większymi problemami. W ciągu minionych pięciu lat z rejestrów zniknęła połowa przedsiębiorstw świadczących usługi dla górnictwa.
Mówi się, że jedno miejsce pracy w kopalni to trzy, a nawet cztery w zapleczu okołogórniczym. Według danych Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej przedsiębiorstwa pracujące na rzecz górnictwa zatrudniają obecnie ponad 100 tys. osób. Ilu ludzi pracuje na pierwszej linii górniczego frontu, w przodkach, na ścianach, w szybach? Tego dokładnie nie policzono, ale z pewnością kilka tysięcy. Restrukturyzacja górnictwa już mocno ograniczyła ich dochody. Pandemia jeszcze pogorszyła sytuację.
Nie było co fakturować
– W wyniku pandemii firmy okołogórnicze utraciły część swoich planowanych przychodów w 2020 r. Cofnęły się w rozwoju o jakieś dwa lata. Było to wynikiem kwarantanny zarządzonej przez spółki węglowe. W zależności od nasilenia zakażeń w kopalniach i organizacji testowania nasze oddziały stały od 3 do 6 tygodni. Wielu naszych pracowników też musiało udać się na kwarantanny. To dodatkowo komplikowało organizację pracy. Nie wykonywaliśmy robót, a więc nie było co fakturować, a pracowników trzeba było utrzymać. Skorzystaliśmy jedynie z pomocy finansowej z FGŚP, z tytułu skrócenia czasu pracy w związku z pandemią i środków na ochronę miejsc pracy – wskazuje Jacek Franiel, prezes Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Górniczego ROW-JAS
z Jastrzębia-Zdroju.
Trudna sytuacja firm okołogórniczych była już w lutym br. tematem obrad zespołu trójstronnego ds. bezpieczeństwa socjalnego górników. Związek Zawodowy Górników w Polsce skierował do resortu aktywów państwowych pakiet propozycji, służących wsparciu przedsiębiorstw kooperujących z kopalniami. W opinii liderów ZZGP, wsparcie w tym zakresie powinno być zagwarantowane odrębną ustawą, tak aby można było na dłuższą metę utrzymać miejsca pracy w firmach świadczących usługi dla kopalń.
– Nie ma się co oszukiwać, przyszłość kadrowa firm zależy od ich sytuacji finansowej. Płacąc dobrze, mimo że znacznie mniej niż w kopalniach, można utrzymać załogę. Problemem nie są pracownicy, ale bieżący poziom wydatków kopalń na inwestycje. Nasi pracownicy, aby godnie zarobić, muszą pracować wydajnie i stale widzieć kolejne zadania do zrealizowania stojące przed naszą firmą. Mamy świetną załogę, to ludzie o wysokich specjalistycznych kwalifikacjach, otwarci na nowe wyzwania, ambitni, ceniący sobie firmę i dobre stosunki w pracy. Wiele z firm świadczących usługi na rzecz górnictwa posiada specjalistyczny sprzęt, maszyny i urządzenia. Im roboty są bardziej skomplikowane, tym wymagają nowocześniejszego, czasem unikalnego i kosztownego wyposażenia. A chcę podkreślić, że firmy okołogórnicze, nawet te w dobrej sytuacji i z dobrymi wynikami, nie mogą liczyć na finansowanie przez banki komercyjne. Realnie wchodzą w grę PKO BP, banki spółdzielcze i nieliczne leasingi. Niestety nadal państwowe wielkie spółki finansują się dostawcami, wydłużając terminy płatności – tłumaczy sytuację prezes Jacek Franiel.
Być albo nie być załóg
Związkowcy z ZZGP na razie nie doczekali się żadnej odpowiedzi na skierowany do rządu apel. Będą jednak nadal domagać się, aby przedsiębiorstwa, w których co najmniej jedna czwarta obrotów pochodzi z górnictwa, a które ucierpiały z powodu zamykania kopalń, były objęte ustawowym systemem wsparcia.
Padła również propozycja, aby o wsparcie mogły ubiegać się również przedsiębiorstwa okołogórnicze, którym w wyniku przewidywanej transformacji lub likwidacji kopalnie lub spółki węglowe wypowiedziały umowy na sprzedaż towarów i usług, albo obniżyły ich wartość. Warunkiem uzyskania wsparcia byłoby utrzymanie zatrudnienia na dotychczasowym poziomie przez co najmniej dwa lata.
– Proponujemy, by kryteriami określającymi wysokość wsparcia były: liczba miesięcy, przez które firma musi utrzymać zatrudnienie, liczba zachowanych miejsc pracy oraz kwota minimalnego wynagrodzenia za pracę – wyjaśnia Arkadiusz Siekaniec, wiceprzewodniczący ZZG w Polsce.
Wsparcie takie byłoby rozliczane w okresach dwunastomiesięcznych, a przedsiębiorstwo okołogórnicze musiałoby zwrócić część środków wraz z odsetkami w przypadku zachowania mniejszej od zadeklarowanej liczby miejsc pracy lub krótszego okresu ich utrzymania.
Pozostaje także pilna do rozwiązania kwestia być albo nie być załóg.
– Na mocy „umowy społecznej” musi powstać zespół, który dalej zajmie się problemem. Nie ma przecież różnicy pomiędzy etatowym pracownikiem kopalni zatrudnionym na dole, a pracownikiem firmy zewnętrznej, wykonującym te same bądź podobne roboty górnicze. Jeden i drugi to górnik – przyznaje Arkadiusz Siekaniec.
Chcą pracować i dać pracę
Propozycje są dwie. Ci, którzy nie będą mieli zagwarantowanej ciągłości pracy z powodu transformacji sektora górniczego, będą mogli uzyskać prawo do emerytury stażowej, pod warunkiem udokumentowania stażu 35 lat pracy dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn. Druga dotyczy objęcia pracowników firm okołogórniczych programami przekwalifikowań na takich samych zasadach, jak etatowych pracowników kopalń.
Tymczasem przedsiębiorstwa okołogórnicze liczą na aktywność spółek węglowych w dziedzinie nowych inwestycji, bo skoro większość kopalń ma funkcjonować jeszcze przez 10 do 28 lat, to staną się one konieczne.
– Dla nas najlepszym wsparciem są kolejne inwestycje na naszym rynku. Nie chcemy brać za darmo pieniędzy od państwa, chcemy pracować i dać pracę naszym pracownikom. W ramach „sprawiedliwej transformacji” oczekujemy aktywności państwa we wskazaniu kierunków przekształceń odchodzenia od górnictwa, w które moglibyśmy włączyć naszą firmę – zwraca uwagę prezes Jacek Franiel.
Jednak wiele firm okołogórniczych nie doczeka pomocy. Trudna sytuacja branży górniczej pogłębiona pandemią zmusiła je do zaprzestania działalności. Najsilniejsi łączą swe siły w konsorcja wzorem PPG ROW-JAS i PBSz.
– Konsorcja dają możliwość optymalnego wykorzystania potencjału konsorcjantów, zwłaszcza w dużych kontraktach, gdzie zamawiający wymaga realizacji robót w wielu branżach, np. górniczej, budowlanej, elektrycznej itd. Wykonawcy przez długi czas finansują inwestycje. Konsorcja dają możliwość rozdziału kosztów z tym związanych – podsumowuje prezes Jacek Franiel.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Do Qdanka - skoro Cie stać na internet to chyba nie jest tak źle i z głogu nie zdychasz
Straszna tragedia biedni górnicy. A reszta społeczeństwa jest nie ważna kogo obchodzi że zdycha z głodu najważniejsi są górnicy