Ekspert w dziedzinie łączności i telekomunikacji w górnictwie Antoni Wojaczek w rozmowie z portalem netTG.pl opowiada o początkach boomu telekomunikacyjnego w zakresie monitoringu maszyn w polskim górnictwie, który rozpoczął się 20 lat temu i o przyszłości górnictwa - łączności bezprzewodowej.
- Boom telekomunikacyjny w zakresie monitoringu maszyn w polskim górnictwie rozpoczął się 20 lat temu. Pamięta pan, od czego się zaczęło?
- Od monitorowania kombajnów, a było to w lubelskiej Bogdance. Jeden z ówczesnych dyrektorów tej kopalni znany był z powiedzenia, że: „kombajny w górnictwie to są takie kury znoszące złote jaja”. Miał rację, bo to przecież od kombajnu w dużej mierze zależy poziom wydobycia. Był 2000 r. i dobry czas dla rozwoju systemów monitorowania. Powstał system SMoK jako skrótowiec od słów: System Monitorowania Kombajnów. Zaczęto monitorować kilkaset różnych parametrów kombajnów – od prądów i napięć poprzez drgania tych maszyn. Dzięki temu można było np. monitorować również stan łożysk i zapobiegać wielogodzinnym postojom w przypadku ich zużycia i tym samym czasochłonnej ich wymiany.
Monitoringowi podlegała także sama praca kombajnisty, czyli sposób sterowania maszyną. Kombajnista wiedział, że podglądają jego pracę i starał się jak najlepiej ją wykonywać. Załoga zaczęła dbać o maszyny. Wszystko to przynosiło coraz większe korzyści ekonomiczne. Obecnie już wszystkie kopalnie monitorują swoje kombajny, a prócz nich także kruszarki, ładowarki, maszyny wyciągowe i przenośniki taśmowe. W kopalniach rud miedzi poprzez oczujnikowanie poziomu ciśnienia w oponach oraz stanu zapełnienia łyżki ładowarki znacząco wzrosła troska o pojazdy i efektywność pracy kierowców tych maszyn. Maszyny „mniej się psuły”. Wraz z rozwojem systemów łączności rosła efektywność górniczej pracy.
- Dziś mówi się, że przyszłością górnictwa jest łączność bezprzewodowa.
- Nie do końca, a to z tego względu, że propagacja fali przez górotwór wynosi góra kilkadziesiąt metrów, więc żeby móc porozumiewać się na dalsze odległości, musimy „zmusić” fale radiowe do rozprzestrzeniania się w bardzo długich, lecz niestety bardzo wąskich wyrobiskach korytarzowych.
Do tego celu wykorzystuje się nie tylko wspomniane już wcześniej przewody promieniujące, lecz także liny nośne naczyń wyciągowych w szybach. Są one doskonałym torem, po którym sygnały radiowe się przenoszą. W rzeczywistości łączność bezprzewodowa dotyczy jedynie transmisji radiowej na odległość kilku metrów, bo dalej to różne przewody przenoszą już fale radiowe w wyrobiskach. Z tego powodu powinno się używać terminu – łączność radiowa, a nie bezprzewodowa.
- Rozumiem, że wbrew pozorom, od kabla odejść się tak łatwo nie da?
- W łączności telefonicznej i gazometrii nie jest to możliwe. A tak w ogóle, to nie wszędzie jest to pożądane. W ratownictwie górniczym, z pozoru archaiczny kabel, może też pomagać.
Interweniujący ratownicy pracują często w warunkach słabej widoczności. Nagle pada komenda, żeby się wycofać. Ale gdzie ten tył jest, skoro nic nie widać? W takiej sytuacji rozciągnięty kabel na pewno zaprowadzi ratowników do bazy.
- Wypadek w kopalni Zofiówka dowiódł, że radiowym systemom identyfikacji i lokalizacji załogi daleko jest jeszcze do doskonałości. Co wymaga poprawy?
- Spoglądając na problem przez pryzmat tamtej tragedii, to zdecydowanie precyzja wskazań położenia górnika w szczególnie zagrożonych wyrobiskach przodkowych. W kopalni Pniówek stosuje się obecnie tzw. system lokalizacji strefowej. Każdy górnik jest wyposażony w lampę osobistą z identyfikatorem osobistym. Kopalnia wykorzystuje już ponad 7000 takich identyfikatorów. Umożliwia on przekazanie do dyspozytorni podstawowej informacji o jego lokalizacji w monitorowanych strefach. Identyfikuje każdego górnika na nadszybiu, podszybiu, dworcu kolejki i gdy wchodzi do chodników przyścianowych.
Ale to mało. Stąd prowadzi się obecnie intensywne prace nad systemem radiowym, który w wyrobiskach szczególnie zagrożonych będzie umożliwiał lokalizację z dokładnością do kilku metrów w czasie rzeczywistym, to znaczy, gdyby pracownik został zasypany w wyniku zawału, dyspozytor będzie wiedział, gdzie znajdował się górnik na kilka sekund przed tą katastrofą. Przewiduje się, że w najbliższym czasie takim monitoringiem objęte zostaną najbardziej zagrożone rejony wszystkich kopalń należących do JSW.
- Skoro łączność radiowa tak szybko się rozwija, to co z telewizją?
- Też się rozwija. W polskim górnictwie podziemnym zainstalowanych jest ponad 1200 kamer. Monitorują newralgiczne miejsca pracy, a więc: dworce osobowe, podszybia, przesypy przenośnikowe, wejścia do rozdzielń wysokiego napięcia. To właśnie telewizja przemysłowa wpłynęła na rozwój światłowodów, gdyż transmitowanie tak olbrzymich i jednocześnie precyzyjnie podawanych danych, wymaga szybkich łączy, tzw. autostrad teletransmisyjnych. Dzięki obrazom z dołu śledzone są procesy technologiczne, a często także zachowanie załogi. Można podejrzeć, czy załoga stosuje środki ochrony i postępuje zgodnie z przepisami. Łączność i telekomunikacja dobrze więc służą zarówno bezpieczeństwu pracy, jak i jej wydajności.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.