Restrukturzacja górnictwa, likwidacja kopalń zawsze budzi duże emocje. O jej wpływie na rynek pracy opowie Grzegorz Sikorski, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach.
- Odchudzanie górniczych spółek i likwidacja kopalń zawsze budzi duże emocje społeczne i obawy wszystkich kolejnych rządów. Dlaczego tak się dzieje?
- Same spółki górnicze zatrudniają obecnie niespełna 80 tys. pracowników. Biorąc pod uwagę, że obecnie w woj. śląskim mamy ponad 1760 tys. osób, które pracują, sama liczba zatrudnionych w kopalniach nie jest aż tak bardzo znacząca. Natomiast o wiele większy problem robi się już, kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że górnictwo to sektor, który generuje dużo miejsc pracy poza kopalniami. Nie chodzi jedynie o spółki, które kooperują z kopalniami. To są również sklepy, czy kiosk obok kopalni, a nawet tramwaj lub autobus, który wozi górników na szychtę.
- Związkowcy zwykle mówią, że każde miejsce pracy w kopalni generuje cztery miejsca na zewnątrz.
- Trudno policzyć, jaka to jest ostatecznie liczba ludzi. Myślę, że dziś raczej bardziej uprawnione jest założenie, że ta liczba jest jednak mniejsza – a jedno miejsce w spółce górniczej generuje trzy inne miejsca pracy. To jednak tylko bardzo przybliżone szacunki. Jeśli stosunkowo łatwe powinno być policzenie miejsc pracy w firmach, które ściśle kooperują z górnictwem, to już ustalenie tych luźniej powiązanych jest bardzo trudne. Być może jakimś rozwiązaniem byłoby policzenie tego na podstawie siły nabywczej górniczej pensji, ale póki co, nikt tego nie zrobił. Nie zmienia to jednak faktu, że łącznie jest to ogromna rzesza ludzi, która jest już bardzo istotną częścią naszego rynku pracy. My, jako służby zatrudnienia, w równym stopniu martwimy się branżą okołogórniczą, co osobami narażonymi na zwolnienia w samych kopalniach.
- Ostatnia większa restrukturyzacja branży rozpoczęła się w 2015 r. Jakie są wasze doświadczenia z tamtego okresu i wcześniejszych restrukturyzacji?
- Trzeba tu wyraźnie rozdzielić dwie grupy, które potrzebują wsparcia w momencie restrukturyzacji – pierwsza grupa to są bezpośrednio zatrudnieni w kopalniach, a druga to pracownicy firm okołogórniczych.
Już od lat 90. pracownicy kopalń korzystali z przygotowanych przez rząd odpraw, pakietów i innych instrumentów, więc niezwykle rzadko rejestrowali się jako bezrobotni w urzędach pracy. Tak właściwie się działo podczas wszystkich kolejnych restrukturyzacji. Nie inaczej było w 2015 r. Powołaliśmy w WUP międzyinstytucjonalny zespół ds. restrukturyzacji zatrudnienia w górnictwie, który był przygotowany do stworzenia programów dla pracowników kopalń. Żeby jednak rozpocząć wsparcie z programu specjalnego, musimy mieć wiedzę, ile będzie osób do wsparcia, jaka jest struktura tej grupy według: płci, wykształcenia, kwalifikacji, miejsca zamieszkania itd. To pozwala przygotować ofertę doradczą, szkoleń, pośrednictwa itp. Trudno było pozyskać te dane, gdyż były one dość wrażliwą sferą działalności spółek górniczych, a ich władze liczyły bardziej na samodzielne odejścia, co uniemożliwiało wskazywanie konkretnych pracowników. Dlatego też żadne duże „programy specjalne” – w rozumieniu naszych regulacji ustawowych – nie powstały, ale też, jak się okazało, nie były potrzebne. Pracownicy spółek górniczych, jak zwykle byli objęci specjalnymi pakietami: przechodzili do innych kopalń, na wcześniejsze emerytury albo bezpośrednio na zewnętrzny rynek pracy, a nawet zakładali własne, małe firmy. Byli „uzbrojeni” w pieniądze z odpraw i kwalifikacje, więc na rynku pracy radzili sobie bardzo dobrze i nie potrzebowali większej pomocy.
Natomiast napływ do bezrobocia, przy okazji restrukturyzacji branży górniczej, spowodowany był głównie za sprawą utraty pracy przez osoby, które pracowały na rzecz górnictwa w innych firmach. Przykładowo pracownicy baru czy stołówki, które działały obok kopalni, w momencie utraty pracy nie otrzymywali żadnych pakietów ani odpraw, nie mieli żadnej specjalnej ścieżki i byli traktowani w urzędach pracy jak pozostali bezrobotni, którzy dostają zasiłek oraz oferty pracy zgłaszane do PUP przez pracodawców, których górnik mógłby nie zaakceptować ze względu na warunki wynagrodzenia.
Na dodatek podczas ostatniej restrukturyzacji nie trzeba było ich specjalnie aktywizować. Rynek pracy w latach 2015-2019 był na tyle chłonny i propracowniczy, że w zasadzie bez problemu wchłonął tych ludzi z firm okołogórniczych, nawet jeśli ich kwalifikacje nie były zbyt wysokie.
- Czy można coś więcej powiedzieć o firmach okołogórniczych i ich pracownikach?
- Dosyć dobry obraz dają nam badania „Trudna sytuacja spółek okołogórniczych i jej wpływ na zatrudnienie”, które przeprowadziliśmy w kwietniu 2015 r. Badania ankietowe objęły wtedy 100 firm działających na terenie województwa śląskiego i małopolskiego, choć trzeba zastrzec, że chodzi o największe firmy, a nie kiosk pod kopalnią. Chcieliśmy po pierwsze ustalić, jakie branże będą potrzebowały wsparcia doradczego i szkoleniowego i jaka jest struktura zatrudnienia w tych firmach. Z badań wynika, że oprócz usług górniczych i wydobywczych dotyczyło to również firm zajmujących się przetwórstwem przemysłowym, wytwarzaniem i zaopatrywaniem w energię, wodę i gaz, dostawami wody, gospodarowaniem ściekami i odpadami, rekultywacją, budownictwem, handlem hurtowym i detalicznym czy działalnością naukową. Ich uzależnienie od spółek górniczych w dużym stopniu odzwierciedlała odpowiedź na pytanie, czy przewidywane zwolnienia będą związane z problemami kooperujących z nim przedsiębiorstw górniczych – w prawie 50 proc. odpowiedź brzmiała „tak”, całkowicie lub częściowo. Natomiast jeśli chodzi o działy firm, których pracownicy byli w największym stopniu narażeni na zwolnienia z tego tytułu, to były to głównie działy produkcji, administracji oraz finansowo-księgowe. W przypadku pracowników produkcji znalezienie pracy nie było wtedy trudne, ale już pracownicy biurowi czy księgowi mogli mieć z tym problem. Niemniej jednak, jak już wspomniałem, rynek pracy bez większego problemu wchłonął wtedy ogromną większość zwalnianych.
Nawet dzisiaj wyniki tych badań wciąż są miarodajne, bo rynek pracy woj. śląskiego w tych latach powoli, ale systematycznie się poprawiał i nie odnotował żadnych poważnych zmian strukturalnych, nie mieliśmy do czynienia z żadnymi nagłymi i dużymi transferami do i z bezrobocia.
- Wtedy w dużym stopniu sprawę rozwiązała dobra sytuacja na rynku pracy. Dziś wszystko do góry nogami wywróciła pandemia koronawirusa.
- Póki co, sytuacja nie jest zła. Rynek pracy w woj. śląskim poprzez swój potencjał wciąż ma bardzo dużą chłonność. Nawet w kwietniu, kiedy był całkowity lockdown, do urzędów pracy wpłynęło ponad 6 tys. ofert pracy, a trzeba pamiętać, że dziś ogromna część przedsiębiorców korzysta z pośrednictwa poza urzędami pracy – co uprawnia do stwierdzenia, że tych ofert było o wiele więcej.
W czerwcu bezrobocie w naszym województwie wyniosło 4,6 proc. i wciąż lepiej pod tym względem jest tylko w Wielkopolsce. Od stycznia do czerwca liczba zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła z 71 do 86 tys., czyli o 15 tys. osób. To nie jest jakiś wielki skok. Skąd takie dobre wskaźniki, mimo pandemii koronawirusa? Wszystko dzięki Tarczy Antykryzysowej i Śląskiemu Pakietowi dla Gospodarki oraz lokalnym, samorządowym pakietom wspierającym firmy. Do tej pory w woj. śląskim WUP i Powiatowe Urzędy Pracy wypłaciły ok. 3 mld zł bezpośredniego wsparcia dla firm i ich pracowników, a dzięki tym pieniądzom przedsiębiorcom opłaca się wciąż utrzymywać miejsca pracy. Na pewno kiedy to dofinansowanie ustanie, to będzie nas czekał wzrost bezrobocia. Jeśli to możliwe, to tarcza powinna obowiązywać do momentu, dopóki gospodarka i rynek pracy nie wygenerują nadwyżki wolnych miejsc pracy, tak aby zabezpieczyć wzrost bezrobocia, który czeka nas jesienią, choćby z powodu jego sezonowości.
- W Polsce restrukturyzacja górnictwa ma zwykle charakter akcyjny, kiedy pojawia się dekoniunktura. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że w dłuższej perspektywie czasu będziemy musieli się zmierzyć z likwidacją branży. Jak to zrobić i jakich błędów uniknąć?
- Zanim odpowiem na to pytanie, zaznaczam, że mogę odnieść się tylko do restrukturyzacji zatrudnienia i jej wpływu na rynek pracy. Restrukturyzacja w pozostałych aspektach wykracza poza nasze kompetencje jako publicznych służb zatrudnienia. Jeśli chodzi o zagraniczne przykłady, to mamy np. model brytyjski lub niemiecki. Model brytyjski, który opierał się na masowych zwolnieniach i ostrej konfrontacji ze środowiskiem górniczym i związkami zawodowymi, nie wchodzi w Polsce w rachubę. Trzeba też jasno powiedzieć, że miał on mnóstwo wad. Do dziś pewne regiony, np. w Walii, nie podźwignęły się po upadku kopalń. Ich mieszkańcy zostali skazani na długotrwałe bezrobocie, wykluczenie społeczne i ekonomiczne, a skutki mimo upływu czasu są tam odczuwalne do dziś.
Model niemiecki zakładał zaangażowanie ogromnych środków i pomocy publicznej, która była rozłożona na lata. Na dodatek konsensus społeczny sprawił, że działania konsekwentnie kontynuowano przez dziesięciolecia. Na pewno możemy korzystać z tych zagranicznych doświadczeń i wyciągnąć z nich własne wnioski oraz tworzyć własne modele dostosowane do naszej specyfiki branży. Podstawowym działaniem powinno być znalezienie niszy rynkowej, która zagospodaruje potencjał odchodzący z sektora górniczego – przede wszystkim ludzki, ale i finansowy, zasoby nieruchomości itp. Powinniśmy podążać tutaj za trendami ogólnoświatowymi w tworzeniu nowych miejsc pracy.
Nadzieją jest zatrudnienie w obszarze elektromobilności, dobrze by było, aby w naszym regionie powstała fabryka pojazdów elektrycznych, tym bardziej że mamy ogromne doświadczenie i zasoby pracowników w branży automotive. Kolejną taką branżą powinna być zielona energia, czyli urządzenia do produkcji energii ze źródeł odnawialnych.
Rozwój turystyki z wykorzystaniem potencjału krajobrazowego naszego województwa – także wygenerowałby wiele miejsc pracy, szczególnie, że infrastruktura komunikacyjna jest dobrze rozwinięta w naszym regionie. Natomiast jeśli chodzi o dialog społeczny, to mamy może nie doskonałe, ale dobre rodzime doświadczenia. Podczas restrukturyzacji zatrudnienia na PKP w latach 2000-2002 z kolei odeszło ok. 60 tys. osób. Dzięki włączeniu w cały proces związków zawodowych zanim jeszcze rozpoczęła się restrukturyzacja, wszystko odbyło się w miarę spokojnie, z wyjątkiem kilku protestów. Było to jednak bardzo kosztowne, ale dobre przygotowanie, dialog i rozplanowanie działań w czasie – pozwoliły na przeprowadzenie restrukturyzacji zatrudnienia nawet w ówcześnie bardzo trudnej sytuacji na ogólnym rynku pracy.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.