Dla niej zawsze najważniejsza była matematyka i inne przedmioty ścisłe. Poza tym – jak mówi – nigdy nie miała zamiaru się wyprowadzać na stałe poza rodzinny Śląsk. W końcu zdecydowała się na studia w Akademii Górniczo-Hutniczej. I w taki oto sposób została górniczką.
Magdalena Mazur – bo o niej mowa – w ciągu półtora roku pracy zdążyła już zaprojektować kilka przodków w ruchu Borynia kopalni Borynia-Zofiówka. Wyspecjalizowała się w przygotówkach. Projekty techniczne robót drążeniowych i wiertniczych to jej chleb powszedni.
– Minęły już te czasy, kiedy projektowało się na desce kreślarskiej. Większość czasu pracy na powierzchni spędzam przed monitorem komputera. Bywają jednak szychty dołowe. Wówczas jadę na swoje przodki i kontroluję, czy roboty przebiegają zgodnie z projektem technicznym – opowiada Magdalena.
Ciemne czeluści podziemnych korytarzy to dla młodej górniczki żadna tajemnica. Pierwsze zjazdy zaliczyła już na pierwszym roku studiów na Wydziale Górnictwa i Geoinżynierii AGH, odbywając wtedy praktyki w ruchu Jastrzębie ówczesnej kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie.
– Już za pierwszym razem, gdy pojawiłam się na dole, wiedziałam, że ta praca jest moim powołaniem. Nie miałam żadnych oporów przed zjazdem i dłuższym przebywaniem na dole – przyznaje.
Górnictwo to wiedza niezgłębiona. Nie da się bowiem do końca przewidzieć, jak zachowa się górotwór. Często już w trakcie drążenia podziemnego wyrobiska zmieniają się warunki geologiczno-górnicze. Nierzadko cały projekt trzeba brać powtórnie na tapetę i dopasowywać do panujących realiów.
– Zdarzyło się kiedyś, że górnicy realizując założenia projektowe, w trakcie drążenia calizny kombajnem, nagle natrafili na uskok, którego nie dało się przejechać. Trzeba było wycofać załogę i maszyny, a następnie wszystko od początku przeprojektować, łącznie z technologią drążenia. W takich sytuacjach robota się piętrzy. Ciągle trzeba skupiać się na bieżących zadaniach, a tu zupełnie nieoczekiwanie wykonany już projekt należy rozpoczynać od nowa. Słowem, wiele w naszej profesji zależy od natury, a ta często bywa przewrotna – wyjaśnia pani inspektor.
W ciągu półtora roku swej pracy w ruchu Borynia Magdalena Mazur poznała kopalnię od przysłowiowej podszewki. Bierze się to stąd, że jej rola w całym cyklu projektowania podziemnych wyrobisk zaczyna się dopiero po otrzymaniu stosownych informacji z Działu Mierniczo-Geologicznego oraz służb odpowiedzialnych za wentylację i tąpania. Aby dobrze wykonać swą pracę, musi dogłębnie poznać charakterystykę złoża, zagrożenia oraz sposoby ich zwalczania.
– Gromadzę te informacje w jedną całość i tworzę projekt przyszłego wyrobiska. Mogę z łatwością określić technologie drążenia, a także szereg innych kwestii dotyczących prowadzenia robót – objaśnia.
Prywatnie Magdalena Mazur jest małżonką sztygara Rafała Mazura, również pracownika ruchu Borynia. Oboje razem kończyli studia w Krakowie.
– Często żartuję, że ja projektuję wyrobiska okalające ścianę, a następnie mąż fedruje w nich węgiel. Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy podczas moich dołowych szycht spotkałam męża, na przykład w klatce szybowej albo w chodniku. Otóż nie zdarzyło się nam takie spotkanie. A to znaczy, że wszystko jeszcze przed nami – śmieje się inspektor Magdalena Mazur.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.