Gruzja – kraj baśniowych krajobrazów, wspaniałych gór, wąwozów i dolin, porośniętych gajami oliwnymi i figowymi. Andrzej Grychtoł, na co dzień ratownik z kopalni Borynia-Zofiówka, wraz z grupą miłośników trekkingu, spędził tam 12 dni. Odwiedził Tbilisi i wspiął się na słynny Kazbek. Wizyta w tym kraju – jak sam powiada – była dla niego jedną z największych przygód życia.
Wielkie plany i wielka niewiadoma, bo też kierunek gruziński wcale nie cieszy się w Polsce zbyt wielką popularnością. Słowem, wyprawa w ciemno.
– Niepewności było sporo, ale już w samolocie okazało się, że trafiamy w dobre ręce. Poznaliśmy bowiem naszego rodaka, który zmierzał do domu w Tbilisi, gdzie prowadzi hotel. Było więc jak znalazł. Już następnego dnia po podróży zwiedzaliśmy to piękne miasto, położone nad rzeką Kurą w środkowo-wschodniej części kraju. Zamieszkuje je ponad milion osób. Stare Miasto pełne jest urokliwych kamienic i XIX-wiecznych budowli nawiązujących do klasycyzmu. Wokół pełno zaułków. Ale nie brakuje również nowoczesnych budynków, eleganckich restauracji i hoteli. Wszędzie bardzo mile nas witano. Gruzini szanują naszego byłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Są przekonani, że uratował ich kraj przed wojną. Chętnie opowiadają o tragedii, jaką była pięciodniowa wojna – opowiada Andrzej Grychtoł.
Przypomnijmy, że w sierpniu 2008 r. wybuchł kilkudniowy konflikt zbrojny między Rosją a Gruzją. Wiele wskazywało wówczas na to, że Rosja snuje plany zajęcia Gruzji. 12 sierpnia 2008 r. prezydent Lech Kaczyński wraz z prezydentami Ukrainy i krajów bałtyckich był na wiecu poparcia dla Gruzji w Tbilisi. „Rosja uważa, że dawne czasy upadłego imperium wracają, że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Nie będzie! Wszyscy w tym samym okresie lub okresach nieco innych poznali tę dominację. Te czasy się skończyły raz na zawsze – nie na 20, 30 czy 50 lat” – podkreślił Lech Kaczyński.
– Dziś zarówno w Tbilisi, jak i w innych miastach Lecha i Marię Kaczyńskich wspominają liczne ulice ich imienia. To bardzo znamienne – opowiada podróżnik z Jastrzębia-Zdroju.
Prosto z gruzińskiej stolicy grupa trekkingowców pomknęła czym prędzej do Kazbegi. Miasteczko i górujący nad nim kościół Cminda Sameba należą do najpopularniejszych celów podróży po Gruzji. Większość turystów wpada tutaj na jeden dzień lub dwa. Atakują słynną górę Kazbek – 5047 m n.p.m. To jeden z najwyższych szczytów Kaukazu na granicy Gruzji z Rosją. Jest położony we wschodniej części Kaukazu, w paśmie bocznym Wielkiego Kaukazu. Ma opinię łatwego szczytu, ale tak naprawdę bez przygotowania alpinistycznego lepiej się nie mierzyć z panującymi tam warunkami. Są dość surowe i zaskoczyły już niejednego śmiałka.
– Droga zaczyna się od stacji byłej radzieckiej stacji meteo, która dziś pełni rolę schroniska. Mieliśmy okazję poznać jego szefa. Okazał się przemiłym człowiekiem i także dzięki jego radom sprawnie dotarliśmy na szczyt Kazbeku. Użyczył nam krótkofalówek w razie, gdyby coś się stało w drodze. W Gruzji bowiem brakuje zorganizowanego ratownictwa górskiego. Będąc w drodze, mieliśmy okazję zobaczyć cerkiew Trójcy Świętej. Dalej warunki na szlaku były już bardzo zmienne, od stromych podejść do bardzo łagodnych ścieżek. Po paru godzinach dotarliśmy do przełęczy Arsza. Dalej jest już słynny lodowiec Gergeti. Założyliśmy raki i musieliśmy wspomagać się linami. Niebezpieczne podejścia w śniegu i mnóstwo szczelin, w które można było wpaść, wymagały zachowania szczególnej ostrożności. Żeby dotrzeć bezpiecznie na szczyt Kazbeku, trzeba wyprawić się o 2 lub 3 godzinie w nocy. Cała wspinaczka zajmuje ok. 12-14 godzin. Zmęczeni, ale szczęśliwy dotarliśmy do celu, a potem w tył zwrot i powrót do stacji meteo. Chyba z radości poplątały się nam drogi i przez nieuwagę naruszyliśmy granicę z Rosją. Postanowiliśmy już kopać jamę śnieżną, żeby ukryć się przed zimnem, ale w końcu dotarło do nas, że nadrobiliśmy niepotrzebnie 300 m i do stacji meteo wcale nie jest tak daleko, jak wynikało z naszych wcześniejszych ustaleń. Ruszyliśmy więc w drogę i po niedługim marszu znów byliśmy pod opieką naszego gruzińskiego przyjaciela. Po takiej wędrówce specjały kuchni gruzińskiej i chacha (wyborny gruziński trunek) smakowały wyjątkowo – wspomina podróż Andrzej Grychtoł.
Prosto z górskiej wyprawy miłośnicy trekkingu z Jastrzębia-Zdroju udali się do Tbilisi.
– Gruzja jest malownicza. Nie na darmo mówi się, że ma baśniowe krajobrazy. Składają się na nie miasteczka i wsie o tradycyjnej, ludowej zabudowie. Wszystko to na tle widocznych z daleka wąwozów i zielonych dolin obsadzonych drzewami oliwnymi i figowymi. Zmieniającym się niczym w kalejdoskopie widokom sprzyja różnorodność stref klimatycznych – okrasza jeszcze swą wyprawę kilkoma spostrzeżeniami Andrzej Grychtoł.
W przeszłości zaliczył już Mont Blanc. Teraz jego marzeniem jest wspiąć się na Elbrus, a następnie wyjechać w Himalaje.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.