W Parlamencie Europejskim odbędzie się w tym tygodniu jedno z najważniejszych tegorocznych głosowań. Zieloni chcą obciąć dofinansowanie do projektów gazowych, które gwarantują, że transformacja energetyczna nie zakończy się gospodarczym chaosem. Polscy deputowani, bez względu na barwy polityczne, muszą głosować przeciw, bo ważą się losy Baltic Pipe i innych strategicznych dla nas inwestycji - zwraca uwagę Izabela Kloc, poseł Parlamentu Europejskiego, członek Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii.
W jej stanowisku nadesłanym do netTG.pl Izabela Kloc przypomna, że w styczniu, podczas posiedzenia Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) Zieloni chcieli odrzucić unijne dofinansowanie do inwestycji gazowych wpisanych na tzw. listę Wspólnego Zainteresowania Unii Europejskiej (PCI). Takie projekty mogą liczyć na przyspieszoną ścieżkę udzielania pozwoleń, lepsze regulacje i duże pieniądze. Na aktualnej, czwartej liście PCI znajdują się, m.in. polskie połączenia gazowe ze Słowacją, Czechami i Litwą, gazociąg Baltic Pipe, rozbudowa infrastruktury LNG w Świnoujściu oraz nowy pływający terminal regazyfikacyjny w Gdańsku.
Zieloni przegrali głosowanie, ale nie dali za wygraną. Na ich wniosek listą PCI zajmie się teraz cały Parlament Europejski. Sytuacja jest trudniejsza, niż w styczniu. W komisji ITRE, mimo ideowych i światopoglądowych różnic, zasiadają deputowani, którzy znają się na gospodarce. Łatwiej można ich przekonać, że gaz jest kluczowym surowcem dla unijnej transformacji energetycznej. Dotyczy to zwłaszcza Polski. Jesteśmy krajem najbardziej uzależnionym od węgla. Jeśli mamy na sprawiedliwych warunkach dochodzić do neutralności klimatycznej musimy mieć czas, pieniądze i technologie. Gaz jest sprawdzonym i najlepszym ogniwem pośrednim między węglem a zieloną energią. Inwestycje wpisane na listę PCI są ważne nie tylko dla Polski, ale mają też istotne znaczenie dla całej Unii Europejskiej. Dzięki nim ograniczone zostaną monopolistyczne zapędy rosyjsko-niemieckiego projektu Nord Stream.
Na korzyść gazu świadczą też kolejne sygnały płynące z unijnej gospodarki. Niedawno opublikowano wyniki badań think tanków: Agora Energiewende i Sandbag. Wynika z nich, że w ubiegłym roku produkcja energii z węgla spadła w Unii Europejskiej o 24 proc. To przewidywalny trend, wynikający z dekarbonizacyjnego kursu polityki klimatycznej. Niespodzianką jest natomiast, że ten niedobór tylko w połowie został uzupełniony o odnawialne źródła energii. Pozostałą część zastąpił gaz. Trudno o lepszy dowód na to, że nawet najbardziej ambitne zielone cele nie mogą pomijać błękitnego paliwa. Blokowanie infrastruktury gazowej nie przyczyni się do poprawy klimatu, ale może spowodować blackout na niespotykaną skalę.
Problemy z energetyką odnawialną przeżywają ostatnio Niemcy, gdzie rozwój farm wiatrowych stanął praktycznie w miejscu. Jeśli największa potęga gospodarcza w Europie, już na samym początku „zielonego ładu” przeżywa kłopoty, to co może stać się później? Inwestycje gazowe z listy PCI, nawet jeśli dla części unijnych polityków wydają się za mało ekologiczne, są wyborem rozsądku i odpowiedzialności za wspólnotową gospodarkę. Niestety, takie argumenty nie trafiają do wszystkich eurodeputowanych. Na forum ogólnym Parlamentu Europejskiego, gdzie królują emocje i oratorskie popisy przed kamerami, może być gorzej, niż podczas stosunkowo kameralnego i bardziej merytorycznego posiedzenia komisji ITRE.
Strategia na tę batalię jest prosta. Zwolennicy rozsądku muszą się zmobilizować, zapomnieć o frakcyjnych animozjach i przegłosować Zielonych, których nie wolno lekceważyć. Są silni, zdeterminowani i mają wielu sojuszników w innych grupach. Polscy eurodeputowani muszą mieć świadomość, o jaką stawkę toczy się ta gra. Jeśli potrzebują pretekstu, aby zasypać polityczne podziały, to taki moment właśnie nadchodzi.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.