Już po kilkudziesięciu godzinach zapanowała ciemność. Ostatnia lampka zgasła. Ostatnią porcją jedzenia podzielili się solidarnie. Jedyne, co zostało, to strach mieszający się z wiarą. Mieli nadzieję, że ktoś po nich przyjdzie, ale ona też gasła. Przezornie - póki w lampce tliły się resztki światła - przygotowali list - testament. Schowali go w butelce i zakorkowali. Na zakończenie podali datę 22 czerwca 1884 r.
Do dziś testament ten jest najcenniejszą pamiątką po wydarzeniach w kopalni Niemcy w Świętochłowicach, gdzie 135 temu doszło do katastrofy górniczej. Woda uwięziła pod ziemią 43 górników. Po ośmiu dniach akcji udało się ich wydostać na powierzchnię. Po siedmiu latach, w podziękowaniu za szczęśliwe uratowanie, w Świętochłowicach wybudowano kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Świątynia jest szczególna, bo to jedyne tego rodzaju wotum dziękczynne na świecie.
- Ta historia jest niezwykła. W zasadzie to gotowy scenariusz na film. Wydaje się, że cała ta dramatyczna sytuacja, w której znaleźli się górnicy – a wśród nich byli m.in. ojcowie i synowie – może prowadzić tylko do jednego. Ostatniego dnia akcji ratunkowej mamy niespodziewanie happy end – mówi ks. Grzegorz Borg, obecny proboszcz parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Do katastrofy doszło 20 czerwca 1884 r. To właśnie wtedy do kopalni Niemcy - później jej nazwę zmieniono na Polska - wdarła się woda. Odcięła ona górników, którzy schowali się w dwóch zawaliskach. Starali się racjonalnie dysponować jedzeniem oraz światłem. Wystarczyło im tego na trzy dni. Potem pozostała im jedynie modlitwa i próby pogodzenia się z nadchodzącą śmiercią.
- Ten dramat rozgrywał się pod ziemią, ale też na powierzchni. Pod szybem Zimnol zbierali się ludzie. Były tam rodziny uwięzionych górników, kierowano akcją ratowniczą. Budowano tamy mające zatrzymać dalszy dopływ wody do kopalni. Niestety nie wytrzymały one naporu i zostały przerwane. Dzięki wsparciu straży ogniowych z Bytomia i Królewskiej Huty po trzech dniach udało się osuszyć szyb. Na przeszkodzie stała jednak teraz potężna warstwa szlamu – opowiada ks. Borg, który dodaje, że górnicy zostali uratowani dzięki uporowi ks. Józefa Michalika, który był proboszczem parafii w Lipinach, niebędących wówczas dzielnicą Świętochłowic.
- Służby chciały kończyć akcję i zamknąć szyb. Ks. Michalik poprosił jednak o jeszcze jedną dobę. Te 24 godziny okazały się kluczowe, bo właśnie w tym czasie udało się dotrzeć do zaginionych – opowiada proboszcz parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
Górnicy pod ziemią przygotowywali się na najgorsze i napisali list-testament. Oto jego obszerny fragment:
„Dziękujemy Wam, żonom, wszystkim Bóg zapłać za wszystko. A nie zapominajcie o nas, bo my tu wiele cierpieć musimy ze strachu, głodu i zimna. Dzisiaj jest niedziela i jesteśmy wszyscy przy życiu. Teraz jest wielkie nabożeństwo w kościele, a my tutej w takim smutku. Odprawiamy nabożeństwo we dnie i nocy. Odprawiamy je w wielkim smutku, ze łzami w oczach, bo nam bardzo smutno umierać bez świętych Sakramentów.
Pateroczka ma jedną część pieniędzy dla siebie zostawić i też dzieciom dać. Ja, Balcarek, błogosławię ciebie żono i was dziatki. Bóg niech was zachowa. Pozdrawiam was, kochani rodzice, bracia, siostry i kumotry. Co pozostawiłem, rób żono z tym, co chcesz. Cierpioł ma pare dniówek na dobro, które z Kuczerą pracował. Gwóźdź daje majątek swej żonie i to samo Machulik. Kochani bracia! Jeżeli znajdziecie ten papier, dajcie to naszym kobietom, a wy kobiety dajcie to drugim kobietom do przeczytania”.
- To jest niezwykle wzruszające świadectwo. Ci ludzie w tak prosty, ale niezwykły sposób żegnają się ze światem i jednocześnie starają się zadbać o swoich bliskich, w jakiś sposób zabezpieczyć ich byt. To taki przejaw dojrzałości i odpowiedzialności mężczyzn, którzy byli głowami swoich rodzin – mówi ks. Borg, który przyznaje, że kiedyś ten list odczytał na mszy barbórkowej.
- Było widać wzruszenie i były łzy. Wierni wczuli się w położenie górników, którzy żegnali się z życiem w tak tragicznych okolicznościach.
Na szczęście testament stał się tylko pamiątką po tym niezwykłym wydarzeniu. Najbardziej jednak znaczącym symbolem cudownego uratowania górników był kościół, który postanowiono zbudować w Świętochłowicach. Górnicy wyszli lub zostali wydobyci (źródła różnią się co do relacji z ostatniego etapu akcji ratowniczej – red.) w wigilię uroczystości Świętych Apostołów Piotra i Pawła.
- Traktowano to jako znak od Boga. Dawniej ludzie żyli bardziej z kalendarzem. Kiedy rodziło się dziecko, to często imię nadawano mu według dnia urodzin. Uratowani górnicy też na to zwrócili uwagę i postanowili, że zbudują kościół pod wezwaniem Apostołów. Uchwała w tej sprawie zapadła 29 czerwca 1884 r. - mówi proboszcz.
Dodaje, że wszystko odbyło się przy ogólnej zgodzie społecznej. Wszyscy widzieli w uratowaniu górników znak Bożej Opatrzności.
- Musimy pamiętać, że właścicielami tych terenów byli von Donnersmarckowie, którzy byli ewangelikami. Byli jednak bardzo życzliwi dla tej inicjatywy. Można wręcz powiedzieć, że swoją postawą wyprzedzili wszelkie działania ekumeniczne. Zwyciężyły wzajemne zrozumienie i taka ludzka normalność – stwierdza ks. Borg.
Zgoda na budowę kościoła została wydana w ekspresowym tempie, jak na owe czasy. Musiały ją wydać władze Cesarstwa Niemieckiego. Kamień węgielny pod budowę kościoła położono w październiku 1889 r. Dwa lata później świątynię, która była wotum za uratowanie 43 górników, poświęcono.
- Mieszkańcy znają tę historię, ale na osobach z zewnątrz robi ona zawsze wrażenie. Ponadto sprawdziliśmy, że nasz kościół jest wyjątkowy w skali świata. Nigdzie indziej nie ma bowiem świątyni, która została zbudowana w podziękowaniu za uratowanie górników – podsumowuje ks. Borg.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.