W przeddzień wyborów władz w landach na wschodzie Niemiec portal mining.com zamieścił w sobotę, 31 sierpnia, interesujący reportaż o nastrojach politycznych w górniczych regionach Unii Europejskiej. Dziennikarze Agencji Bloomberga prócz Łużyc odwiedzili hiszpańską Asturię oraz konińskie zagłębie węgla brunatnego w Polsce. Swoje wrażenia i wnioski zawarli w artykule zatytułowanym: "Populizm i protest czają się tam, gdzie w Europie umierają kopalnie węgla".
Poniżej dla Czytelników portalu netTG.pl zamieszczamy tłumaczenie tekstu.
"Na zewnątrz koparki o rozmiarach wieży Eiffla wgryzają się głęboko w jedne z największych w Europie pokładów węgla brunatnego, gdy w pokoju Ulrich Freese kiwa głową i wypuszcza kolejną chmurę tytoniowego dymu. Gniew i rozpacz towarzyszą niedzielnym wyborom regionalnym w sercu niemieckiego górnictwa i Ulrich Freese - socjaldemokratyczny poseł do parlamentu z Łużyc - ostrzega, że wyborcy są na krawędzi buntu.
Rządowy plan zlikwidowania do 2038 r. elektrowni opalanych węglem rozwścieczył wyborców, wzburzonych już falą imigrantów po 2015 r.
Zwycięzcy? Populiści z parti AfD, którzy według sondaży mogą wygrać niedzielne głosowanie w landzie Ulricha Freese - Brandenburgii, odnotowując swoje największe jak dotąd zwycięstwo.
- Doszło do świętej wojny, w której dozwolone są tylko skrajne odpowiedzi - mówi Freese w biurze w mieście Spremberg, na granicy Brandenburgii i Saksonii, dwóch landów głosujących w ten weekend.
- AfD mówi ludziom, że nie ma żadnych zmian klimatu, a obrońcy środowiska twierdzą, że musimy natychmiast zamknąć wszystkie przedsiębiorstwa opisuje Freese.
Populism and protest lurk behind Europe’s dying coal mines https://t.co/yxkUcSf34V
Łużyce to tylko jedno z pól bitewnych w wojnie, która przetacza się po Europie, zderzając z sobą żądania aktywistów klimatycznych z realiami gospodarczymi większości kontynentu i tradycją. Od "żółtych kamizelek" we Francji po studentów protestujących w Szwecji, gorące spory wybuchają nad tym, w jaki sposób zapewnić sobie czystszą energię i transport, a także za jaką cenę.
Dla partii głównego nurtu w Europie stanowi to pewien problem, ponieważ oznacza też szersze starcie między młodymi i starymi, miastem i wsią, obszarami, które trudno ze sobą pogodzić.
Nieprzypadkowo dwie siły polityczne, które zanotowały największe wzrosty poparcia w Europie, to Zieloni oraz prawicowi populistyczni buntownicy, twardo atakujący politykę klimatyczną i żerujący na lękach wyborców, że przysporzy ona ofiar. Sposób, w jaki Europa przeprowadzi transformację energetyczną ku czystej energii (przy ambitnych celach wytyczanych przez Brukselę), może zadecydować o przyszłym pejzażu politycznym na kontynencie.
- Naszym najpilniejszym wyzwaniem jest utrzymanie planety w zdrowej kondycji - powiedziała latem Ursula van der Leyen, przyszła szefowa Komisji Europejskiej, dodając, że chce, aby Europa stała się "pierwszym neutralnym klimatycznie kontynentem świata do 2050 r.".
Nieco dalej na wschód, za niegdysiejszą żelazną kurtyną, perspektywa produkcji prądu bez paliw kopalnych, powoduje strach przed likwidacją przemysłu silnego w regionie, który już i tak cierpi od wielu dekad na ekonomiczne zawirowania.
- Nie powinniśmy być przedmiotem utopijnych idei w walce ze zmianami klimatu - mówił premier Republiki Czeskiej Andrzej Babisz. Dowodził, że unijne porozumienie klimatyczne spowoduje poważne szkody w przemyśle czeskim i w innych krajach w Europie.
W Polsce, gdzie mieszka 100 tys. pracowników sektora węglowego (ze 170 tys. w całej Europie), partia Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego umiejętnie wykorzystała w swoim dużym zwycięstwie wyborczym z 2015 r. lęk przed utratą miejsc pracy. Teraz zmienia taktykę i szuka kompensacji w Brukseli.
Około dwustu kilometrów na zachód od Warszawy rozpościera się odkrywka Kopalni Węgla Brunatnego Konin SA, niczym palec wyprostowany wśród pól kukurydzy, lasów i jezior. Bogate złoża węgla brunatnego, odkryte w latach nazistowskiej okupacji Polski, pozwoliły wybudować tu szkoły, osiedla mieszkaniowe, kluby sportowe i domy kultury.
- Cały ten dobrobyt, typowy dla wielu gmin górniczych, może skończyć się, gdy tylko Unia Europejska swą ostrzejszą polityką klimatyczną zmusi Zygmunta Solorza do zamknięcia kopalni, co będzie oznaczać utratę pracy dla 35 tys. ludzi - mówi liderka związku zawodowego Alicja Messerszmidt.
- Tego ciężaru nie wolno zrzucać na pracowników. Nie chcemy emigrować za granicę. Nie chcemy żyć w biedzie bez pracy i perspektyw - mówi.
A to właśnie przydarzyło się w hiszpańskim regionie Asturia, gdzie likwidacja kopalń w ciągu minionych trzydziestu lat pozostawiła za sobą zbiedniałą, postarzałą wiekowo społeczność, pozbawioną większych nadziei na pomyślną przyszłość.
W dolinie rzeki Caudal, ok. 400 km na północny-zachód od Madrytu, stoją porzucone domy, rdzewiejące samochody dostawcze a w krajobrazie w oczy rzucają się zabite deskami szyby kopalń. Tam właśnie ludność miasta Mieres del Camino skurczyła się o połowę od lat największego rozwoju, a bezrobocie osiąga ponadprzeciętny poziom 19 proc. Z badań madryckiego badacza problemów demograficznych Alejandro Macarrona wynika, że Asturia ma najniższy w Unii Europejskiej wskaźnik dzietności.
Centrolewicowy rząd obecnego premiera Pedro Sancheza ogląda już czerwone światła ostrzegające o przyłączaniu się wyborców w Asturii do buntu przeciwko elitom, po zawartym rok temu ze związkami zawodowymi porozumieniu, w którym ustalono, że - zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej - zamknięte zostaną niemal wszystkie pozostałe jeszcze w kraju kopalnie. W Asturii wciąż jeszcze socjaliści pozostają największą siłą polityczną, jednak nie mają już absolutnej większości.
- Bardzo wiele sum pieniędzy, które miały pomóc regionowi w przejściu do nowej gospodarki, nigdy tu nie dotarły lub zostały źle wydane - mówi Jose Luis Alperi, sektretarz generalny lokalnego związku zawodowego.
Lśniący gmach nowego uniwersytetu, pełen najnowocześniejszych przestrzeni i urządzeń do uprawiania sportu, stał się dla miasta "białym słoniem" (idiom oznaczający bezużyteczny i kosztowny w utrzymaniu prezent, rujnujący obdarowanego - przyp. netTG.pl). Zbudowany w 2002 r. kampus, oferujący studia w zakresie leśnictwa i inżynierii, nie potrafi przyciągnąć studentów. O innych projektach, jak np. parku technologicznym, dyskutuje się od dziesięcioleci, ale wciąż pozostają tylko na papierze.
Człowiekiem, który nie uciekł z Asturii, jest Rolando Diez Gonzalez, elektryk, który przepracował w kopalniach 30 lat, zanim zgodził się na wcześniejszą emeryturę z pakietem socjalnym w wieku 46 lat. W latach 60. XX w. brał udział w strajkach przeciwko zamykaniu kopalń, bo bał się, że zabraknie pracy dla przyszłych pokoleń. Jego obawy niestety się spełniły. Córka Gonzaleza ma 46 lat i ciągle mieszka z rodzicami, nie mogąc znaleźć zatrudnienia.
- Społeczność utrzymuje się dzięki wcześniejszym emeryturom górniczym. Ale gdy to pokolenie przeminie, nie wiem, co będzie się tu działo. Najtrudniejsze jeszcze przed nami, bo starsi już zaczynają umierać - mówi Gonzalez.
Doświadczenie Asturii wskazujące, że projekty wsparcia muszą być wybierane i oceniane lokalnie, skrupulatnie zaplanowane i szczegółowo nadzorowane, mogłoby stać się dobrą lekcją dla tych polityków w Berlinie i Warszawie, którzy właśnie debatują nad tym, jak ułatwić ludziom pożegnanie z węglem.
Kiedy na większości terytorium Niemiec po gęsto rozmieszczonych wzdłuż i wszerz liniach kolejowych pędzą piękne, elektryczne pociągi wielkich prędkości, Łużyce - na samym końcu toru - obsługiwane są ciągle przez rzadko przyjeżdżające, warczące lokomotywy z silnikiami Diesla. Niemiecki plan odejścia od węgla, w którym zamierza się przeznaczyć 40 mld euro na modernizację infrastruktury w Łużycach i innych regionach, przewiduje m.in. budowę szybkiej kolei do Berlina. Lecz miejscowi wątpią, aby mieszkańcy w wieku produkcyjnym zdołali się tam przenieść.
Plakaty na słupie latarni ulicznej przed opuszczonym barem dla górników podsumowywują wyborczą debatę. Partia Zielonych wzywa do "odwagi" w zmierzeniu się z wyzwaniami ekonomicznymi i imigranckimi. Partia AfD miesza we wspomnieniach i wzywa wyborców do "dokończenia rewolucji" przeciwko klasom, które rządzą od upadku Muru Berlińskiego w 1989 r.
- Ludzie tutaj potrzebują czegoś, w czym mogliby ulokować nadzieję. W Łużycach zgasło światło - mówi poseł Freese".
***
W niedzielę, 1 września, w wyborach landowych w Saksonii zwyciężyła chadecka partia CDU (32 proc.), a w Brandenburgii - socjaldemokratyczna SPD (27,5 proc.). Drugie miejsce w obu landach zajęła wg. sondażowych wyników narodowo-konserwatywna Alternatywa dla Niemiec AfD, która w Saksonii odnotowała najlepszy dotychczasowy rezultat (27,5 proc.) a w Brandenburgii zdobyła 22,5 proc. głosów.
W landtagu Saksonii w Dreźnie oprócz CDU i AfD zasiądą jeszcze przedstawiciele postkomunistycznej Lewicy (10,5 proc.), Zielonych (9 proc.), SPD (8 proc. i najgorszy wynik w historii). Liberałowe z FDP zdobyli 4,8 proc. i prawdopodobnie nie wejdą do landtagu saksońskiego.
Do landtagu Brandenburgii w Poczdamie oprócz SPD i AfD dostała się jeszcze CDU (15,5 proc.), Lewica (11 proc.), Zieloni (11 proc.). FDP w Brandenburgii także ma 4,8 proc., poniżej progu.
Frekwencja w obu landach była wyraźnie wyższa niż w poprzednich wyborach w 2014 r. W Saksonii wyniosła 65 proc. ( o 15,9 pkt. proc. więcej), w Brandenburgii - 59 proc. (o 11,1 pkt. proc. więcej).
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.