- To jest niesamowita siła. Dostaje się uderzenie od spągu, aż nogi łamie. Potem wszystko zależy od tego, na co się w tej właśnie chwili wpadnie, ile ma się szczęścia – tak moment wstrząsu w kopalni Murcki-Staszic opisuje 37-letnik górnik Michał Patalong.
Jest on jednym z sześciu górników, którzy przeżyli poniedziałkową, 1 lipca, katastrofę. W jej wyniku życie straciło trzech pracowników.
- To są ułamki sekundy i za wiele człowiek z tego nie pamięta. W chwilę z chodnika, który ma ponad cztery metry robi się metr może półtora prześwitu. Człowiek gdy się ocknie, to sprawdza czy jest cały – opowiada górnik. Przyznaje, że nic nie wskazywało, że może dojść do wstrząsu.
- Nic nie dawało nam znać - stwierdza. - Po wszystkim próbowaliśmy się porozumieć. Dowiedzieć się, co się komu stało. Kto w jakim jest stanie. Mieliśmy cały czas kontakt między sobą , ale wszyscy byliśmy unieruchomieni. Mieliśmy albo połamane nogi, albo byliśmy przygnieceni – opowiada.
Przyznaje, że nie był w stanie określić, ile czasu czekał na ratowników.
- Myślałem, że to było 20 minut, kolega mi powiedział, że to było półtorej godziny. Na szczęście nie zasypało całego chodnika i mogli do nas dotrzeć. Gdy ich usłyszeliśmy, to poczuliśmy dużą ulgę. Tym bardziej, że nie było wentylacji, a poziom tlenu szybko spadał.
- Wiedzieliśmy, że nie wszyscy przeżyliśmy ten wstrząs – stwierdza.
Na pytanie, czy wróci do pracy w kopalni, mówi, że nie wie.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.