Kontrola NIK wykaże, czy wody i dno Bałtyku są bezpieczne - poinformowała Izba. Dodała, że kontrola jest efektem sygnałów, że na dnie Bałtyku spoczywają bomby ekologiczne. Szef MGMiŻŚ Marek Gróbarczyk zapewnia, że nie ma bezpośredniego zagrożenia dot. wycieku paliwa z wraku w Bałtyku.
W poniedziałek NIK zapowiedziała, że w kwietniu rozpocznie kontrolę służb monitorujących zagrożenia ekologiczne w Bałtyku, związane z paliwami w zatopionych wrakach i bronią chemiczną z II wojny światowej. Izba przypomniała, że na dnie Bałtyku znajduje się ok. 300 wraków okrętów, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej.
"Te najgroźniejsze to pochodzące z okresu II wojny światowej Stuttgart i Franken (wrak niemieckiego tankowca - PAP). Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną" - zaznaczyła Izba.
Do informacji o planowanej kontroli NIK odniósł się w piątek, 5 kwietnia, w Gdyni minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Zaapelował do prezesa Izby Krzysztofa Kwiatkowskiego, aby ten "nie używał tematu właśnie Frankena, przede wszystkim bezpieczeństwa Morza Bałtyckiego, w kategoriach politycznych".
- Przez osiem lat nie spojrzał okiem nawet na to, co się dzieje na Bałtyku, na stan zasobów, na nic, wynikających z zagrożeń z zalegających niewybuchów Frankena - mówił Gróbarczyk dziennikarzom.
- Urząd Morski prowadzi monitoring nad tym obszarem, (...) poszukując jakichkolwiek wycieków - powiedział i dodał, że dokonywane są też okresowe zejścia pod wodę.
- Odpowiadając Panu ministrowi Markowi Gróbarczykowi informuję, że kontrola "Przeciwdziałanie zagrożeniom wynikającym z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego" jest efektem licznych sygnałów od dziennikarzy i naukowców, którzy alarmują, że na dnie Bałtyku w pobliżu polskiego wybrzeża spoczywają bomby ekologiczne" - napisała NIK w komunikacie przesłanym PAP.
Izba podkreśliła, że "jest instytucją apolityczną i w żaden sposób wyżej wymieniona kontrola nie wiąże się z polityką".
NIK wskazała też, że w ostatnich latach przeprowadziła co najmniej kilka kontroli bezpośrednio lub pośrednio dotyczących Bałtyku.
"Poruszały one sprawy bezpieczeństwa nadmorskich kąpielisk, zanieczyszczeń wpływających do Bałtyku, portów morskich i ochrony brzegów, a także infrastruktury dostępowej do portów" - wyjaśniła Izba.
"Czy wody i dno Bałtyku są bezpieczne oraz czy prowadzony monitoring jest skuteczny wykaże kontrola, którą dopiero rozpoczynamy" - napisano w komunikacie.
Gróbarczyk mówił w piątek, że "historycznie można jednoznacznie powiedzieć tak, jak mówią specjaliści - nie ma tam paliwa lekkiego". W związku z tym - jak mówił - nie jest możliwy wyciek bezpośredni, wynikający z obecności paliwa lekkiego.
- Prawdopodobnie znajdują się tam paliwo ciężkie, mazuty, które już powinny być zbrylone. Nie stanowią zagrożenia. I nic, co przeprowadziliśmy do tej pory, nie wykazało najmniejszego zagrożenia w tym zakresie. Wszystkich uspokajam. Nie ma tam bezpośredniego zagrożenia wyciekiem - zapewnił minister.
Z zapowiedzi NIK wynika, że kontrola obejmie Urzędy Morskie, Ministerstwo Środowiska oraz Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, a także urząd Generalnego Inspektora Ochrony Środowiska. Cytowany w komunikacie na stronie NIK prezes Izby Krzysztof Kwiatkowski powiedział, że kontrola ma przede wszystkim sprawdzić, czy podjęto właściwe działania wobec zatopionych materiałów niebezpiecznych - wraków z paliwem i bojowych środków trujących, jak szacowane są ryzyka wystąpienia skażeń i jak urzędy monitorują miejsca, w których znajdują się wraki i broń.
Izba poinformowała, że według różnych szacunków, w Bałtyku może zalegać od 50 do nawet 100 tys. ton broni chemicznej i amunicji. Zatapiano ją głównie w Głębi Gotlandzkiej i Głębi Bornholmskiej.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.