- Takich akcji w JSW nie było, dlatego zapewnienie spokoju zespołowi, który kierował akcją było kluczowe. Z drugiej strony chodziło również o zaproponowanie takiego przekazu, który przebije się i pokaże całą specyfikę działań. Chcieliśmy uniknąć tego, żeby o naszej akcji, o tym wszystkim, co się działo w kopalni, mówili przede wszystkim komentatorzy w telewizji, którzy przecież nie mogli wiedzieć, co się dzieje na dole - mówią o akcji w Zofiówce wiceprezesi Jastrzębskiej Spółki Węglowej Tomasz Śledź i Artur Dyczko w rozmowie z "Trybuną Górniczą".
Daniel Ozon, prezes JSW, został uhonorowany przez środowisko dziennikarskie "za komunikację z opinią publiczną" podczas akcji ratunkowej w kopalni Zofiówka. Zgodnie uznano, że współpraca z mediami podczas jednej z najtrudniejszych akcji ratowniczych w polskim górnictwie w ostatnich latach, odznaczała się nową, niespotykaną do tej pory jakością. Szybkość, otwartość i rzetelność przekazywanych informacji od początku były tym, co wyróżniało przekaz z Zofiówki. Przez ponad tydzień prezes JSW wraz pozostałymi członkami zarządu osobiście przekazywali dziennikarzom informacje, praktycznie nie opuszczając terenu zakładu.
Dyplom uznania dziennikarzy na gali konkursu "Silesia Press 2018" odebrali w imieniu szefa JSW wiceprezesi spółki, z którymi rozmawiał Jacek Madeja.
Prezes wraz z wiceprezesem spółki, którzy regularnie, co kilka godzin wychodzą i przekazują dziennikarzom najświeższe informacje dotyczące akcji ratunkowej, to całkowita nowość.
Tomasz Śledź, wiceprezes JSW ds. technicznych: - Na wstępie chcę jeszcze raz podziękować wszystkim mediom i dziennikarzom za wzajemne zrozumienie. Zależało nam na tym, żeby za waszym pośrednictwem ludzie dowiadywali się na gorąco o wszystkich aktualnych sprawach związanych z akcją. Chcieliśmy, żebyście o tym, co się dzieje na dole, dowiadywali się bezpośrednio od nas, a nie z jakiś medialnych spekulacji i plotek. Otwarcie mówiliśmy o coraz to nowych problemach i komplikacjach podczas akcji, co sprawiało, że informacja była wiarygodna. To wszystko spowodowało, że czekaliście na tę informację. Równocześnie nie przeszkadzaliście ratownikom w pracy, a to było dla nas szczególnie ważne. Równie istotną kwestią było to, żeby rodziny górników, o tym jakie są postępy akcji dowiadywały się od nas, a nie z mediów. To im się po prostu należało.
Artur Dyczko, wiceprezes ds. strategii i rozwoju: - Dynamika zdarzeń, zwłaszcza w pierwszych godzinach po katastrofie, była tak duża, że musieliśmy nad tym jakoś zapanować. Kluczowe było, żeby zorganizować poszczególne obszary komunikacji, czyli to jak komunikować się z rodzinami, jak ze sztabem akcji i wreszcie jak poprowadzić kontakt z dziennikarzami. Nadrzędną sprawą była dla nas zasada, żeby dać całkowity spokój szefostwu akcji. To była wybitnie trudna akcja, jedna z najtrudniejszych w polskim górnictwie, co potwierdziły późniejsze rozmowy z ratownikami z KGHM czy PGG. Takich akcji w JSW nie było, dlatego zapewnienie spokoju zespołowi, który kierował akcją było kluczowe. Z drugiej strony chodziło również o zaproponowanie takiego przekazu, który przebije się i pokaże całą specyfikę działań. Chcieliśmy uniknąć tego, żeby o naszej akcji, o tym wszystkim, co się działo w kopalni, mówili przede wszystkim komentatorzy w telewizji, którzy przecież nie mogli wiedzieć, co się dzieje na dole. Tak na początku zaczęło się zresztą dziać. To była sobota wieczorem, kiedy spotkaliśmy się i ustaliliśmy, że albo my przejmiemy kontrolę nad komunikowaniem, albo będziemy narażeni na ciągłe odpowiadanie i dementowanie spekulacji. Stwierdziliśmy, że obserwując to, co robi sztab akcji, musimy w sposób jak najbardziej otwarty, kompetentny i szybki te informacje przekazywać dziennikarzom. Kolejnym wyzwaniem było wyjaśnienie pewnych zawiłości górniczych. Na przykład, kiedy mówiliśmy, że rozciągamy lutnię, dostaliśmy sygnał, że w Warszawie myślą, że chodzi o gitarę. W związku z tym stwierdziliśmy, że musimy nie tylko wyjaśnić, o co chodzi, ale również dać zdjęcie lutni.
Co było najważniejsze w przekazie informacyjnym podczas akcji ratunkowej?
A. D.: - Odcięcie wszelkich spekulacji. Państwo mając informacje od nas, zostawiliście w spokoju rodziny. W tym przypadku zdecydowaliśmy, że tylko prezesi będą kontaktowali się z rodzinami górników. Prezesi Ozon i Śledź regularnie spotykali się z rodzinami i myślę, że bliscy poszukiwanych górników to docenili. Mówiliśmy prawdę, więc rodziny nie słuchały żadnych innych przekazów i plotek. Nawet najgorszą, ale to zawsze była prawda. Obydwaj z prezesem Śledziem jesteśmy górnikami, natomiast prezes Ozon jest szefem spółki i finansistą i na dodatek ma wielkie serce. To było widać podczas przekazu. My służyliśmy fachową wiedzą górniczą, a prezes włożył w to wszystko ogromne zaangażowanie. On był na miejscu całym sercem i przed kamerami był przez cały czas prawdziwy. Stąd pewnie przekaz był również tak pozytywnie odbierany.
Jak wygląda kwestia pomocy dla rodzin górników, którzy zginęli w Zofiówce?
A.D.: - Tą kwestią zajmuje się specjalny zespół. Działamy zgodnie z procedurami, ale również rozpatrujemy każdy przypadek indywidualnie. Nie chcę zbyt dużo mówić o szczegółach, ale przygotowujemy specjalną specuchwałę zarządu JSW, dzięki czemu bardzo szybko rodziny mogą liczyć na pomoc finansową. To kwestia jeśli nie dni, to najbliższych tygodni.
Kopalnia po katastrofie pracuje już normalnie?
T. Ś.: - Wydobycie na wszystkich czterech ścianach zostało przywrócone po kilku dniach, jeszcze podczas trwania akcji ratunkowej. Wcześniej ściany trzeba było zatrzymać, bo istniało ryzyko wystąpienia pożaru oraz obwałów. Drugą równie istotną kwestią była stabilizacja sieci wentylacyjnej. Nie chodziło jedynie o przewietrzenie rejonu, gdzie doszło do wypadku - metan wypływał również w rejony, gdzie mogła być prowadzona eksploatacja, więc musieliśmy tak regulować siecią, żeby pozostałe rejony nie były zagrożone.
Wydobycie na chwilę obecną jest stabilne. Natomiast rejon, w którym doszło do wypadku, został zatrzymany, otamowany i wyłączony z eksploatacji. Tam była prowadzona rozcinka, tak aby pod koniec roku mogła zacząć fedrować nowa ściana. Chodziło o ścianę, która miała zastąpić obecnie eksploatowaną, gdzie kończy się węgiel. Teraz w Zofiówce musimy tak przeorganizować pracę, żeby roboty przygotowawcze pod nową ścianę przeprowadzić w innym rejonie, a kopalnia mogła docelowo funkcjonować w modelu czterościanowym. Niedobór wydobycia, który powstał w Zofiówce, będzie zrekompensowany w innych zakładach, gdzie zwiększyliśmy wydajność robót korytarzowych. Staramy się, żeby plan roczny nie był zagrożony.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
'Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron, jest prawda czasów o których mówimy i prawda ekranu', fajna była ta blokada komentarzy.