Jak podała kilka dni temu agencja prasowa Xinhua, władze prowincji Shanxi zdecydowały o wstrzymaniu lub spowolnieniu budowy nowych kopalń w regionie. Spowoduje to, że do roku 2020 Chiny wyfedrują o 120 mln t węgla mniej.
Antysmogowa polityka Państwa Środka nie pozostanie bez echa na światowych rynkach węgla. Chociaż jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o realnych konsekwencjach, notowany od połowy maja trend zwyżkowy może za chwilę wystrzelić, podobnie jak w ub.r.
Jim Chanos, amerykański inwestor giełdowy greckiego pochodzenia i założyciel Kynikosa (z gr. – cyniczny), spółki zajmującej się krótką sprzedażą, porównał w 2015 r. chiński rynek finansowy do „świni na LSD”. A to dlatego, że nawet tak doświadczony analityk jak on miał trudności z oceną, w którą stronę będzie podążać gospodarka tego kraju. Chanos, który w latach 80. przewidział upadek amerykańskiego giganta energetycznego – Enronu, użył tego porównania w odniesieniu do całej ekonomii, wskazując przy tym na gałąź, która ucierpi najbardziej – górnictwo. Prognozy Chanosa sprawdziły się w odniesieniu do amerykańskich spółek eksportujących gaz naturalny, a jego barwna metafora doskonale oddaje to, co stało się z rynkiem węgla w ostatnim roku.
Ubiegłoroczna decyzja Pekinu o skróceniu dni wydobywczych w swoich kopalniach odbiła się echem na całej branży, ze stosownym opóźnieniem docierając również do Polski. Zmniejszenie własnej produkcji w Chinach spowodowało wzrost importu węgla do tego kraju, a co za tym idzie – wzrost cen najpierw w Azji, a niewiele później – na rynku europejskim. Rynek Pacyfiku stał się wtedy na tyle atrakcyjny, że zwiększać dostawy zaczęły już nie tylko Australia i Indonezja, ale także Rosja i Stany Zjednoczone.
Przy jednoczesnej prowęglowej narracji w USA, giełda pokochała spółki górnicze. W naszym kraju skorzystali na tym m.in. polscy producenci, podnosząc ceny swoim klientom, którzy jeszcze w ub.r. zasiadali przy negocjacyjnym stole po stronie dyktującej warunki umów. Zwyżkowe szaleństwo wprawdzie nieco ostygło w pierwszym kwartale 2017, a nagły wzrost cen na początku kwietnia po huraganie Debbie w Australii (który zniszczył infrastrukturę kolejową i spowodował, że na moment Pacyfik odczuł deficyt czarnego złota) został przez niektórych przeceniony i trwał zdecydowanie krócej niż zakładano, ale być może decyzja władz Shanxi okaże się czymś więcej.
W Shanxi, w którym znajduje się jedna trzecia wszystkich chińskich zasobów węgla kamiennego, planowano powstanie 1078 nowych kopalń, które łącznie miały wydobywać prawie 1,5 mld t rocznie. Władze przemysłowej prowincji zdecydowały jednak, że w perspektywie do 2020 r. powstanie ich o 178 mniej, każda ze średnią wydajnością ok. 1,8 mln t w skali roku.
Docelowo, centralne władze w Pekinie planują do 2020 r. ograniczyć całą krajową produkcję o 800 mln t, głównie w starych i nierozwiniętych technologicznie zakładach.
Co to może oznaczać dla Polski? Ubiegłoroczna zwyżka cen pomogła polskim spółkom nieco mniej boleśnie odczuć skutki restrukturyzacji sektora. Dzisiaj właśnie na wysokich cenach węgla i niskiej podaży Polska Grupa Górnicza buduje swoją długoterminową strategię, a Jastrzębska Spółka Węglowa negocjuje z wierzycielami.
I chociaż wiele osób wskazywało na krótkowzroczność takich założeń, dzięki ostatniej decyzji chińskich decydentów ogłoszony w maju plan może jeszcze jakoś się obronić, przynajmniej do końca roku. Tym bardziej że pomimo zakończenia sezonu grzewczego w Chinach wciąż nie zmniejszono odgórnego „prikazu” o liczbie dni wydobywczych, którego ewentualne wprowadzenie na początku jesieni jeszcze bardziej podbije indeksy NEWC, RB i – co ucieszy PGG – również ARA oraz wskaźniki cen węgla rosyjskiego.
Dyrektor Działu Analiz Rynku Węgla Energomix i założyciel serwisu polishcoaldaily.com
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.