- Dostosowanie się do nowych przepisów emisyjnych może kosztować polskie przedsiębiorstwa ok. 10 mld zł. Nie zgadzamy się na takie podejście – mówi Paweł Sałek, wiceminister środowiska i pełnomocnik rządu ds. polityki klimatycznej w związku z przegłosowaniem w piątek (28 kwietnia) w Brukseli przez przedstawicieli państw członkowskich Unii Europejskiej rygorystycznie zaostrzonych norm zanieczyszczeń powietrza dla energetyki.
- Polska sprzeciwiła się tak restrykcyjnym wymogom, szczególnie zmianie wartości granicznych dla tlenków azotu. To był postulat wielu krajów. Nasze stanowisko poparło ostatecznie 7 państw: Niemcy, Czechy, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Finlandia oraz Słowacja.
Dostosowanie dużych zakładów do konkluzji BAT (zaostrzonych norm dla energetyki - przyp. red.) wymusi ich modernizację. Jednak realizacja tego zadania w tak krótkim, bo czteroletnim okresie może zagrażać bezpieczeństwu dostaw energii elektrycznej w Polsce. Polskie stanowisko w tej sprawie zostało skonsultowane wcześniej z sektorem energetycznym.
Ministerstwo Środowiska nie zgadza się także z przepisami, które ograniczają użycie określonego rodzaju paliwa, gdyż może mieć to wpływ na miks energetyczny państw członkowskich. Ponadto nie uwzględniono szczególnej sytuacji sektora energetycznego, którego modernizacja odbije się na całej gospodarce Europy.
W ocenie resortu jest rzeczą zaskakującą, że państwa, które nie mają węgla brunatnego, decydują o tym jak inne kraje członkowskie posiadające te zasoby mają je wykorzystywać. Nasz głos, jak również innych popierających nas państw, został pominięty - skomentował na stronie Ministerstwa Środowiska wiceminister resortu po powrocie z Brukseli.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.