KOCHAJCIE TWITTERKA, KOCHAJCIE, DO JASNEJ CHOLERY!
W wierszu „Reduta Ordona” Adama Mickiewicza jest fragment dotyczący reakcji podwładnych Cara na różne pozawerbalne jego przekazy. Przypominam ten podniosły tekst nie dla zamanifestowania gwałtownego przypływu uczuć patriotycznych - choć takie wzmożenia są dziś dość częste - lecz z powodu pewnej metody komunikowania się przełożonych z podwładnymi i odwrotnie.
W każdej epoce, pod każdą szerokością i długością geograficzną, na różnych etapach cywilizacyjnego rozwoju, pod władaniem różnych systemów politycznych pojawia się grupa poddanych, która spija myśli i intencje swojego władcy - obojętnie czy ukochanego, czy znienawidzonego - nie tylko z jego słów, ale z każdego spojrzenia, zmarszczenia czoła, skrzywienia ust, gestu ręki. Pomyślmy, jaki to ogromny wysiłek i jaka odpowiedzialność, żeby to wszystko właściwie odczytać, zinterpretować, a następnie przekuć w czyny. Ileż tu czyha pułapek i niebezpieczeństw! Szczególnie, gdy pan i władca – obojętnie czy to będzie kacyk plemienia w Papui-Nowej Gwinei, czy prezes potężnej, światowej korporacji; sołtys (dawniej szlachcic) na zagrodzie równy wojewodzie, czy ważny notabl szczebla centralnego - sam zbyt dokładnie nie wie, o co mu tak naprawdę chodzi.
A nawet gdy mu tak naprawdę o nic nie chodzi, to po usłużnym działaniu poddanych może nagle dojść do wniosku, że jednak mu o coś chodziło. I biada, jeśli uzna, że chodziło mu o coś całkiem innego, niż jego służalcy wydedukowali. Bo żaden satrapa nie zostawia do uznania komukolwiek tego, co ma być i jak ma być. To on i tylko on może stać za wszelkimi decyzjami. Lecz czasem może pojawić się sprytny służalec, który będzie potrafił tak zakręcić satrapą, jak przysłowiowy ogon kręcący psem, że tamten wszelkie działania podwładnego uzna za własne. Ciekaw jestem na przykład, jak to wygląda w Korei Północnej, gdzie ukochanego przywódcę otaczają generałowie obwieszeni orderami jak odpustowy stragan świecidełkami i chyba tylko do butów jeszcze ich nie przypinają. Kto, kim tam „kręci”? Bo tak nieco bliżej nas, licząc od tamtej strony, to już sprawa jest bardziej jasna. Jak idzie o szczebel najwyższy rzecz jasna. A w drugą stronę?
Mimiczne grymasy, spojrzenia i półsłówka rzucane mimochodem przez ukochanych wodzów różnego kalibru i barwy, mężów opatrznościowych i ojców narodów, znalazły niespodziewane wsparcie ze strony nowej techniki. Nie muszą więc oni - ci nasi przywódcy najukochańsi - tak bardzo się wysilać na strojenie min a’la duce. Choć niektórzy i tak to robią. Ba! Mogą sobie nawet zaoszczędzić widoku tych rzesz salonowych służalców, budzących mieszaninę politowania, obrzydzenia i ciepłej, ojcowskiej odpowiedzialności za dziecko - co prawda paskudne, ale jednak własne. Natomiast to dziecko także nie musi drżeć nieustannie na widok groźnego rodziciela i jego marsowego spojrzenia, lecz wystarczy, że poczyta, co on właśnie sobie tłitnął na twitterze, albo z czym się uwidocznił na Facebooku. Teraz jeszcze odrobina wysiłku, celem odczytania tego, co też pan i władca miał na myśli, co też mu się urodziło w jego nieprzeciętnym mózgu i już można wydawać komunikaty, dyrektywy, rozporządzenia, polecenia i rozkazy. Można zarządzać urzędami, produkcją, giełdą, zasobami finansowymi, wojskami, ministerstwami, państwami, całym światem ze wszystkimi żyjącymi na nim stworzeniami, a nawet kosmosem - ufff!!! I pomyśleć, że to wszystko dzięki takiemu małemu ptaszkowi…
Jurek Ciurlok „Ecik”
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Tym razem wschodnia mądrość ułożona na kształt fraszki i tak też opublikowana w 1897 roku w „Tygodniku Ilustrowanym”.
Pomyśl najpierw trzy razy, gdy masz rzec dwa słowa,
Sześć razy pomyśl potem, o czym będzie mowa,
Dwanaście zaś do kogo zwracasz się z rozmową,
A sto dwadzieścia razy, nim wypowiesz słowo.
Mądrość ta, choć upubliczniona 120 lat temu, jakoś w Polsce się nie przyjęła. Orient w ogóle w Polsce się nie przyjmuje, niestety. Za to z pewnymi wpływami kulturowymi z nieco bliższego wschodniego sąsiedztwa, jest zdecydowanie lepiej…
OGŁOSZENIA DROBNE I GRUBE…
„Kurier Codzienny” (nr 65, rok 1865) donosi: Feliks Jezierski dokonał tłumaczenia tragedii Szekspira: „Antykwariusz i Kleopatra”.
W tym samym roku ta sama gazeta w numerze 145 poinformowała: „Od kilku dni osoby przechodzące ulicą Senatorską zatrzymują się przed wystawą optyka p. Januszewskiego dla przypatrzenia się modelowi, który za pomocą prądu elektrycznego, tak dodatniego, jako i ujemnego, może wprowadzić w bieg wszelkiego rodzaju warsztaty, zastępując siłę machiny parowej. Jest to wynalazek zasługujący na zwrócenie uwagi”.
Inżynier wykwalifikowany otworzył biuro techniczne w suterenie (adres w redakcji) i oferuje następujące usługi: ostrzenie stępionych igieł, nakręcanie starych zegarów, wbijanie gwoździ do ścian z cementowymi tynkami, przerabianie koszy na zakupy na kosze do śmieci i inne. Ceny do negocjacji.
Lekarz specjalista w dziedzinie wzmacniania wypadających włosów i odwrotnie, płaci 10 zł za każdego dostarczonego pacjenta. W wolnych chwilach może też stawiać karty i wróżyć z fusów.
Z TASZY LISTONOSZA
Mistrz kierownicy i nie tylko…
Policjant zatrzymał kierowcę, który jechał zbyt szybko. Podszedł do zatrzymanego i poprosił:
- Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny…
- Nie mam prawa jazdy - odparł kierowca. - Zostało zabrane, kiedy ostatnio jechałem w stanie nietrzeźwości. Nie mam też dowodu, bo to nie mój samochód. Ja go tylko ukradłem. Ale zdaje się, że dowód widziałem w schowku, jak tam wkładałem rewolwer, po tym jak zastrzeliłem właścicielkę auta i włożyłem do bagażnika…
Policjant osłupiał, ale nie na tyle, by nie zareagować. Kazał facetowi wyjść z auta, skuł go kajdankami i zaprowadził do radiowozu. Potem wezwał posiłki z komisariatu. Kiedy przybyły, rozmowę z kierowcą kontynuował przełożony policjanta. Wtedy kierowca oświadczył, że prawo jazdy wraz z dowodem rejestracyjnym ma w wewnętrznej kieszeni marynarki. Okazało się, że jedno i drugie jest w porządku, a auto należy do niego. Okazało się też, że nie ma żadnej broni w skrytce ani trupa w bagażniku.
- Nie rozumiem - powiedział przełożony policjanta. - Podwładny twierdził, że nie miał pan prawa jazdy, samochód został skradziony, że pistolet znajduje się w schowku i trup w bagażniku…
- No tak - powiedział kierowca kiwając głową. - I twierdził być może, że jechałem za szybko?
Mistrzowie dobrego interesu
Do niedużego sklepiku odzieżowego, prowadzonego przez żydowskiego kupca w peryferyjnej dzielnicy Nowego Jorku, któregoś dnia zawitał pewien Chińczyk i zapytał o czarne biustonosze z miseczką A. Gdy okazało się, że są, Chińczyk poprosił o spakowanie pięćdziesięciu sztuk. Zdumiony, ale i ucieszony sklepikarz zapakował towar, a od ceny 10 dolarów za sztukę odjął jeszcze bonifikatę. Po kilku dniach Chińczyk wrócił i zapytał:
- Czy są jeszcze te czarne biustonosze z miseczką A?
- Są - odparł zdziwiony sprzedawca.
- A ile?
- Muszę sprawdzić w magazynie - odpowiedział kupiec i poszedł na zaplecze. Wrócił po chwili z odpowiedzią:
- Jest cały karton - sto sztuk…
- To ja biorę.
Chińczyk zapłacił ze stosowną bonifikatą i wyszedł ze sklepu, a sklepikarz prawie skacząc z radości, zamówił nową dostawę staników. I słusznie, bo po tygodniu Chińczyk wrócił i kupił dwa kartony czarnych biustonoszy z miseczką A, które właśnie dostarczono z hurtowni i zapowiedział, że pewnie jeszcze wróci. Zatem sklepikarz natychmiast zamówił kolejną dostawę. W hurtowni powiedziano mu, że to już ostatnie trzy kartony po sto sztuk czarnych biustonoszy z miseczką A. Potem trzeba będzie poczekać dłużej, aż producent dośle. Chińczyk rzeczywiście się zjawił i kupił te trzy kartony, ale Żyd prowadzący sklepik tym razem nie wytrzymał i zapytał:
- Panie Chińczyk, powiedz pan, dlaczego pan u mnie kupił tyle tych biustonoszy???
Chińczyk uśmiechnął się miło i wyjaśnił:
- Widzi pan, bo ja mam taki mały stragan. Taki mały, że mnie hurtownie nie chcą sprzedawać, więc kupuję u pana…
- No ale po co panu aż tak dużo tych biustonoszy i to tylko czarnych z miseczką A!?
- To ja panu już mówię. Patrz pan na ten biustonosz. Jego się rozkłada, potem odcina się te wszystkie tasiemki, odcina od siebie te miseczki… Bo widzi pan, ja mam mój stragan niedaleko synagogi i ja to tam potem sprzedaję jako jarmułki po dwadzieścia dolarów za sztukę…
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH…
Jeśli chcesz mieć wesoły dzień, to na śniadanie zrób sobie jaja!
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.