TYLE UŻYJEM, CO ZJEMY I WYPIJEM
Moje życiowe zajęcia sprawiały, że wiele czasu spędzałem w podróżach. Mniej więcej od połowy lat 80. ubiegłego wieku, przez jakieś 25 lat, więcej czasu spędzałem w samochodzie, salach koncertowych i w hotelach, niż w domu. Dzisiaj nadal jeszcze przychodzi mi jeździć "z dowcipem po kraju", ale już znacznie rzadziej, no i peregrynacje te nie są aż tak rozległe.
Kiedyś były to rajzy naprawdę po całym kraju i to ruchem konika szachowego a czasem laufra. Do tego podróże po Niemczech, a Stany Zjednoczone z Kanadą objechałem dosłownie dookoła i trochę w poprzek. We wszystkich tych podróżach trzeba było coś jeść. I tu dochodzę do sedna dzisiejszego tematu. Czasy schyłkowego PRL-u były pod tym względem dość egzotyczne, jak się na to teraz patrzy. Przydrożnych knajpek było jak na lekarstwo. Trzeba było zatem szukać restauracji w miejscowościach. Ponieważ autostrada była właściwie jedna, za to gwarantująca podczas podróży wrażenia zbliżone do tych, jakie daje jazda na nartach po muldach, więc wszystkie drogi przecinały nasze sielskie wioski i miasteczka. Zawodowi kierowcy mieli upatrzone różne knajpki z dobrym jedzeniem. Wystarczyło więc patrzeć, gdzie stoją ciężarówki i tam się posilać. Ta metoda działała niezawodnie. Wejście do nieznanego lokalu i skorzystanie z jego kuchni - jeśli akurat funkcjonowała, bo nie było to regułą - mogło grozić śmiercią lub kalectwem, a przynajmniej rozstrojem żołądka. A rozstrój żołądka dla kogoś, kto potem musi spędzić godzinę na scenie bez przerwy, jest katastrofą - o czym niestety miałem okazję się przekonać. I nie tylko ja...
Przed tym armagedonem nie chroniło nawet najbardziej wykwintne danie z tamtych czasów, tzn. bryzol z pieczarkami i frytkami. Bo o daniach barowych ze śledziem po japońsku na czele, spożywanych w niesprawdzonym miejscu, lepiej nawet nie wspominać. To było kosmiczne zagrożenie! Ale potem czasy się zmieniły. Już pod koniec lat 80. zaczęły na przydrożnych parkingach pojawiać się grille. Zapełniły one błyskawicznie gastronomiczną dziurę rynkową. Grille w tym czasie zaczęły się też masowo pojawiać na działkowych ogródkach i przy domach, a nawet na balkonach osiedlowych, tworząc zręby nowej polskiej obyczajowości i nowego narodowego sportu: konkursów grillowania. Po latach chudych trzeba się było najeść! Z przydrożnego grilla najczęściej serwowano kiełbasę zwyczajną, której przydawano różne najwymyślniejsze nazwy. Ponieważ ówcześni budowniczowie potęgi polskiej gastronomii poza ogrodowym grillem najczęściej innych urządzeń - takich, jak np. lodówka, czy kran z czystą wodą - nie posiadali, więc posilanie się w tych przybytkach kulinarnych było rodzajem rosyjskiej ruletki. Szczególnie w upalne dni.
Były to czasy "brania swoich spraw w swoje ręce" i nie pobierania od tego opłat, ale wkrótce się zmieniło. Trzeba było płacić - urzędnikom fiskusa z jednej strony, a gangsterom, którzy składali propozycje nie do odrzucenia ofiarnej ochrony przed wszelkimi zagrożeniami, z drugiej. Do tego doszedł sanepid i grile zaczęły znikać. Ale tu i ówdzie, na ich miejscu, zdążyły się pojawić małe budki. Albo campingowe przyczepy. Wojskowe namioty beczki z kuchnią polową z demobilu obok. A potem zaczęły zastępować je zajazdy, karczmy, restauracje, bary, pizzerie, kebaby i co tam jeszcze... Myślę, że za jakiś czas być może zobaczymy przy drodze "galerię" lub "studio" z posiłkami udającymi chłopsko-szlachecko-orientalne jedzenie albo może nawet francuskie. Ale to już inny temat.
Jurek Ciurlok "Ecik"
HANYSY I GOROLE, ŁĄCZCIE SIĘ W UŚMIECHU
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Franciszek Dzierżykraj-Morawski
(1783-1861)
Pan i kucharz
Pewien pan swego kucharza strofował,
Że mu obiad zbyt kwaśny i pieprzny zgotował,
Że wszystko ta nieszczęsna popsuła przesada,
O, zgrozo! o, zgorszenie - kucharz odpowiada
Jakże można, mój panie, tak dalece błądzić:
Nie umiejąc gotować, o potrawach sądzić?
Pańskie zdanie zupełnie śmieszne i opaczne!
Musisz jeść, co ci daję, i wierzyć, że smaczne.
KÓNSKI Z BELE KÓND
Kwestia odległości
W restauracji kelner przyniósł klientowi długo oczekiwane danie. Gdy tylko postawił je na stole, klient skrzywił się z obrzydzeniem i wykrzyknął:
- Panie! Przecież tu coś strasznie śmierdzi!!!
Na to kelner odsunął się o trzy kroki od stolika i zapytał:
- A teraz?
Życzliwość ekstraordynaryjna...
Wiluś Nienażarty był na wycieczce. Podczas zwiedzania zgłodniał, więc wszedł do pierwszego napotkanego baru. Usiadł przy stoliku i wkrótce podeszła do niego urocza, młoda kelnerka. Wiluś słynął z flirtowania, więc i tym razem nie mógł sobie odmówić. Składając zamówienie, powiedział:
- Jo bych prosił o dwa dania... Na piyrsze bych chcioł bigos... A na drugie, jakie życzliwe słówko od pani...
Dziewczyna uśmiechnęła się do Wilusia, on do niej, a po chwili talerz z bigosem już stał na stole. Wiluś znów się uśmiechnął i powiedział:
- Nó ja. Piyrsze danie już móm... A te drugie? Chciołbych te życzliwe słówko słyszeć...
Kelnerka się uśmiechnęła, nachyliła do ucha Wilusia i szepnęła:
- Niech pan lepiej tego nie je...
Bez przesady
Siedzący w restauracji gość właśnie dostał zamówiony talerz zupy. Spojrzał i wrzasnął do kelnera:
- Panie! W tej zupie jest mucha!!!
- Ależ szanowny panie, po co od razu takie zdenerwowanie? No bez przesady! Ileż też takie małe stworzenie może panu tej zupy zjeść???
PRZYSŁOWIA I POWIEDZONKA
Powiado świynty Ignacy, iże my niy wszyscy jednacy - ale próby zmiany trwają...
Poznać po mowie, jak fto mo w gowie - a niektórzy to nawet nie mają.
Pożyczónym sie niy dorobisz - chyba już nieaktualne,
Pódź chlebiczku, zjym cie, a niy zrobia cie - w tym to akurat duża konkurencja.
Pragliwymu wszystko za mało - bo z chciwymi już tak jest...
Prowda po zapłociu chodzi a wichlyrstwo środkiym drógi - i dlatego ludzie jakoś dziwnie wolą wierzyć kłamcom.
W MARKLOWICACH, WĄCHOCKU I GDZIE INDZIEJ...
Dlaczego w Grójcu szukają skręconych interesów?
- Bo chcą je rozkręcić...
Dlaczego dzieci w Wąchocku ciągle spóźniają się do szkoły?
- Bo na początku roku szkolnego sołtys powiedział: "na naukę nigdy nie jest za późno"...
Dlaczego kiedyś w Kłaju postawiono wóz tramwajowy?
- Bo mieszkańcy wybierali się na wycieczkę do Krakowa i uczyli się wsiadania i wysiadania z tramwaju.
Dla czego sołtys Marklowic wybudował sobie dom na najwyższym wzniesieniu?
- Żeby wszyscy wiedzieli jak jest "wysoko postawiony"...
Z MĄDROŚCI ŻYDOWSKICH
Pewien komiwojażer znalazł się w więzieniu za oszustwa. Uprzejmy dyrektor zapytał go:
- Panie Epsztajn. Co pan możesz robić w naszym warsztacie; kleić torebki, szyć pantofle, czy wyrabiać szczotki?
- Aj, panie dyrektorze. Tak najbardziej to ja mogę być akwizytorem tego całego towaru...
Na pewnym przyjęciu znalazł się gość, który pochłaniał ze stołu wszystko i to w takim tempie, że inni nie mieli szans zjedzenia czegokolwiek. Strapiony tym gospodarz wreszcie nie wytrzymał i zagadnął żarłoka:
- Panie! Dlaczego pan niczego nie je?
- Ależ ja jem, jem cały czas...
- Nic podobnego. Pan żresz, a ja pytam dlaczego pan nie je???
Właściciel sklepu konfekcyjnego zwolnił z pracy swojego subiekta. Wywołało to zdziwienie wśród znajomych, bo subiekt robił wrażenie świetnego fachowca.
- Dlaczego się pozbyłeś takiego świetnego pracownika?
- Może on i był dobry w handlu, ale dowiedziałem się, że rozpowiada, że ja jestem idiotą!
- Aj, no to zrozumiałe. Skoro zdradzał tajemnice firmy, to nie miałeś innego wyjścia...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Jeśli nie masz zażartych wrogów to znaczy, że jeszcze niczego w życiu nie osiągnąłeś.
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.