WIELKA MOC MAŁYCH EKSPERYMENTÓW
Sporo lat temu, na jednym z amerykańskich uniwersytetów przeprowadzono eksperyment, mający na celu sprawdzenie różnic w kreatywności pomiędzy człowiekiem dorosłym a dzieckiem. Do wąskiego naczynia w kształacie rurki włożono piłeczkę ping-pongową. Średnica naczynia dokładnie odpowiadała średnicy piłeczki i było ono na tyle głębokie, że palcami nie dało się do piłeczki dosięgnąć. Naczynie było przymocowane do podłogi. Zadanie polegało na wydostaniu tej piłeczki, mając do dyspozycji wyłącznie siebie i druciany wieszak, którego jednak nie można było wyginać. Z zaangażowanej do eksperymentu grupy studentów nikt sobie z zadaniem nie poradził. Następnie, to same zadanie dano dzieciom w wieku przedszkolnym. Niedługo trwało a kilkuletni chłopiec problem rozwiązał: nasikał do naczynia, a gdy piłeczka uniosła się do góry, końcem wieszaka podrzucił ją do góry.
Zapewne grupa studentów przeprowadziła skomplikowane operacje intelektualne, obliczenia i Bóg wie co jeszcze, by opracować metodę rozwiązania, lecz bez skutku. Bo czasem myślenie zastąpić trzeba intuicją, a złożoność intelektualnej spekulacji - prostotą podstawowych odruchów. Dziecko to potrafi. Dorosłemu, obciążonemu wszelaką wiedzą i przyzwyczajonemu do skomplikowania różnych życiowych sytuacji, jest o wiele ciężej, bo pozbycie się tego nagromadzonego w mózgu bagażu, jest niezwykle trudne.
Kiedy nastała moda na kostkę Rubika - gdzieś tak na początku lat 80. minionego wieku - widziało się licznych dorosłych, którzy biedzili się nad ułożeniem poszczególnych elementów w określonym porządku, i dzieci, które to robiły w oka mgnieniu. Prawie wszyscy rodzice przegrywali w tej konkurencji ze swoimi pociechami. Odbywały się nawet mistrzostwa, które zawsze wygrywał jakiś małolat. Odbywają się zresztą nadal i to na całym świecie. Rekord w układaniu kostki - w zależności od jej rodzaju, bo są różne - wynosi od niecałej sekundy, do około dwóch i pół minuty. Polak Michał Pleskowicz miał 16 lat, gdy został mistrzem świata w układaniu kostki na czas. Arcymistrz, bo triumfował wielokrotnie w wielu konkurencjach, Australijczyk Feliks Zemdegs, pierwsze mistrzostwo świata zdobył w wieku 13 lat. A iluż to ojców usiłowało synom udowodnić, że też potrafią? I nie dawali rady... Ja zresztą także nie. Podczas jakichś zawodów na Śląsku zapytałem takiego młodego speca jak to robi. Potraktował mnie życzliwie i powiedział, że bardzo prosto, po czym pokazał: "O, tak, tak, tak i tak i... już". Popatrzyłem, poprosiłem, żeby ułożył jeszcze raz i... nadal nie potrafię. Znam przypadek, że ojciec całą kostkę rozłożył na części i poskładał - podkreślam: poskładał, a nie poukładał - żeby pokazać synowi, że dał radę. Tak. Rację miał Tadeusz Boy-Żeleński, gdy twierdził, że mózg jest naszym tyranem, który odbiera nam możliwość spontanicznego odbioru zjawisk i reagowania.
A propos eksperymentów. Otóż postanowiono też przeprowadzić eksperyment z udziałem polityków, mający zbadać ich predyspozycje intelektualne. Zaproponowano ten eksperyment politykom tzw. Trójkąta Weimarskiego. Zamykano ich na jakiś czas w pustym pomieszczeniu i dawano po dwie metalowe kule - takie, jak do konkurencji pchnięcia kulą. I oto jeden dość szybko nauczył się ustawiać te kule jedną na drugiej tak, że stały nieruchomo, drugi natomiast nauczył się tymi kulami żonglować, zaś trzeci z polityków jedną kulę zepsuł, a drugą gdzieś zgubił... Szczegółów co do tożsamości i narodowości poszczególnych polityków nie podano i może to dla nas lepiej.
Jurek Ciurlok "Ecik"
HANYSY I GOROLE, ŁĄCZCIE SIĘ W UŚMIECHU
KÓNSKI Z BELE KÓND
Dobre maniery...
Zebuś Napolony poderwał kiedyś dziewczynę - niebrzydką, choć z drobną wadą wymowy, która jednak dla Zebusia była zupełnie bez znaczenia. Żeby się dobrze zaprezentować, zaprosił dziewczynę do jakiegoś lokalu gastronomicznego. Gdy już usiedli przy stoliku, zapytał:
- A co byś tak chciała zjeść?
- Kasza sz szoszem - odparło dziewczę z wdzięcznym uśmiechem.
Zebuś zamówił, kelner przyniósł, a dziewczę rzuciło się na posiłek, jakby tydzień nic nie jadło. Uciaprała się przy tym nieco, ale to ani jej, ani Zebusiowi nie przeszkadzało. Na koniec wytarła nieco ubrudzone sosem, tzn. "szoszem" - dłonie w spódniczkę i uśmiechnęła się szeroko, ukazując resztki kaszy na ząbkach (może raczej: żąbkach). Zebuś zaś szarmancko zapytał:
- Może jeszcze coś?
- Kasza sz szoszem - odparło dziewczę radośnie i po chwili już pałaszowało kolejną porcję, brudząc się przy okazji niemiłosiernie. Nawet włosy, bo poprawiając je pozostawiła nieco sosu, tzn. szoszu, na falujących kosmykach. Gdy skończyła, zamaszystym ruchem wytarła rękawem usta, pozostawiając na nim barwną smugę... Zebuś, ciągle mający nadzieję na interesujące zakończenie randki, zapytał ponownie:
- Czy coś jeszcze zamówimy?
- Tak! Kasza sz szoszem!
Kolejną porcję dziewczę wpychało w siebie już z dużym trudem, zatem jeszcze bardziej przy tym się brudziło. Właściwie spódniczka była cała w plamach, bluzka tylko na plecach pozostawała w swoim pierwotnym kolorze, do włosów poprzyklejane były ziarna kaszy, zaś długie ich pasma sklejał sos, tzn. szosz... Lecz dziewczę jakoś jednak poradziło sobie z wchłonięciem kolejnej porcji kaszy z sosem, tzn. kaszy sz szoszem. Na koniec głośno czknęło, a kolorową buzię rozświetlił uroczy uśmiech posłany Zebusiowi. Zebuś także się uśmiechnął, a jego serce, i nie tylko ono, drgnęło gwałtownie. Nie mniej jednak, starając się zachować spokój, zapytał:
- Czy teraz coś jeszcze?
- Terasz szracz - odpowiedziało dziewczę nadal się wdzięcznie uśmiechając...
Taneczna konwersacja
Podczas balu w domu szacownej rodziny ziemiańskiej na dawnych wschodnich kresach, pan pułkownik Wal-Ruchalski tańczył z panną Zosieńką; córką gospodarzy. W tańcu prawił pannie dusery:
- A u panny Zosieńki to włoski takie śliczniutkie! I falują jak morze... Prawidziwe morze...
- Hihihihi - odpowiedziała wdzięcznym śmiechem panna Zosieńka.
- A oczki u panny Zosieńki - kontynuował komplimenta pan pułkownik Wal-Ruchalski - to jak modre paciorki... No istne paciorki!
- Hihhihihi - znów zalotnie zaśmiało się dziewczę.
- A ząbki u panny Zosieńki to jak te perełki. Drogocenne perełki!
- Naplawdę? Wsyskie cy??? - zapytało dziewczę...
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Jan Izydor Sztaudynger
(1904 - 1970)
Chorągiewka
Wiatr przyganiał chorągiewce,
Że się zdeklarować nie chce.
- Ależ moje przekonania
zależą od kierunku wiania!
I jeszcze jedna, króciutka fraszka, akurat na tę porę i zajęcia z nią związane, czyli grzybobranie.
Do maślaka
Oślizgły jesteś trochę, maślaku przyjacielu,
Jak grzybów mało, ale ludzi wielu.
W MARKLOWICACH, WĄCHOCKU I GDZIE INDZIEJ...
Co odpowiedział pewien rolnik z Kłaju, gdy go poinformowano, że pole zabrano mu za długi?
- Eeee... Nieprawda. Jak szedłem z gospody, to jeszcze było...
Dlaczego pies sołtysa w Wąchocku rozbił się o swoją budę?
- Bo sołtys przywiązał go do niej na sprężynie...
Dlaczego Romeo popełnił samobójstwo?
- Bo dowiedział się, że Julia miała przodków w Grójcu...
Z MĄDROŚCI ŻYDOWSKICH
Właściciel sklepu konfekcyjnego zwolnił z pracy swojego subiekta. Wywołało to zdziwienie wśród znajomych, bo subiekt robił wrażenie świetnego fachowca.
- Dlaczego się pozbyłeś takiego świetnego pracownika?
- Może on i był dobry w handlu, ale dowiedziałem się, że rozpowiada, że ja jestem idiotą!
- Aj, no to zrozumiałe. Skoro zdradzał tajemnice firmy, to nie miałeś innego wyjścia...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Uwaga! Jeśli kobieta ma łabędzią szyję, to może się okazać, że głowę i rozum też...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.