Pod koniec czerwca br. szacunkowa wartość długu publicznego wyniosła 975 mld zł, co daje 25,5 tys. zł. na każdego mieszkańca Polski. Do tego dochodzą jeszcze zobowiązania emerytalne państwa, których wartość tylko ze strony Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynosi 3235 mld zł, czyli 85,2 tys. zł na przeciętnego Polaka. Według Forum Obywatelskiego Rozwoju obietnice ograniczenia przez rząd wydatków publicznych w latach wyborczych 2018 i 2019 są mało wiarygodne, a rosnący dług publiczny zniechęca zagraniczny kapitał do inwestowania i tym samym osłabia złotego.
- W tym roku większość potrzeb pożyczkowych państwa była realizowana w pierwszej połowie roku, czyli Ministerstwo Finansów zadłużało się trochę na zapas - przekonuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Aleksander Łaszek, główny ekonomista fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).
- Poza tym osłabił się złoty. Droższa waluta zwiększa wartość długu zagranicznego.
Z szacunków FOR wynika, że dług publiczny na koniec czerwca 2016 roku wyniósł ponad 975 mld zł, co daje ponad 25,5 tys. zł na jednego mieszkańca Polski. Za szybkim wzrostem długu publicznego stały rosnące wydatki. W ciągu zaledwie sześciu miesięcy br. dług wzrósł o 64,4 mld zł, z 834,6 mld zł do 899 mld zł, dokładając tym samym do długu każdego Polaka 1 697 zł. Zdaniem Aleksandra Łaszka na tak szybkie tempo wzrostu zadłużenia miały wpływ dwa podstawowe czynniki. Pierwszym były potrzeby pożyczkowe Skarbu Państwa, drugim - osłabienie krajowej waluty.
- Część polskiego długu publicznego została zaciągnięta w euro, dolarach i innych walutach, co oznacza, że jeżeli złoty się osłabia, to dług publiczny rośnie - wyjaśnia Aleksander Łaszek.
- Niemniej głównym źródłem zwiększającego się długu publicznego jest utrzymujący się deficyt sektora finansów publicznych. W tym roku, tak jak w poprzednich latach, rząd i w ogóle cały sektor finansów publicznych zamierzają wydać znacznie więcej, niż wynoszą ich dochody. Ta różnica przyczynia się do wzrostu deficytu.
Spadek wartości krajowej waluty, jak podkreśla główny ekonomista FOR, został spowodowany polityką rządu i, jak podkreśla ekspert, otwarciem przysłowiowego worka z obietnicami socjalnymi bez realnego pokrycia w finansach.
- Chodzi o populistyczne propozycje obniżenia wieku emerytalnego czy ryzyko przewalutowania kredytów frankowych na koszt banków - precyzuje Aleksander Łaszek.
- Tego rodzaju zapowiedzi podważają zaufanie do polskiej gospodarki, podobnie jak gorszący spór o Trybunał Konstytucyjny. Inwestorzy zagraniczni to widzą, mniej chętnie inwestują w Polsce, przez co osłabia się złoty. Odczuwa to zarówno przeciętny Kowalski, jak i budżet państwa.
Wprowadzony przez obecny rząd podatek od kredytów, jak wskazują analitycy FOR, spowodował, że instytucje finansowe zamiast udzielać kredytów na inwestycje przedsiębiorstw, wolą kupować obligacje rządowe. W pierwszej połowie br. banki nabyły zwolnione z podatku państwowe papiery wartościowe za ponad 57 mld zł. W tym samym czasie udzieliły tylko 5,7 mld zł kredytów inwestycyjnych, od których muszą płacić daninę fiskusowi. Konstruując taki podatek, rząd - według FOR - ułatwia sobie zadłużanie kosztem inwestycji i rozwoju całej gospodarki w przyszłości.
- Znacznie jednak istotniejsza od nominalnej wartości długu publicznego jest jego relacja do PKB - twierdzi Aleksander Łaszek.
- W tej chwili jawne zadłużenie przekracza już 50 proc. PKB, co w kraju takim jak Polska jest już niebezpieczną wartością. Nie ma sztywnego progu, po przekroczeniu którego dług zaczyna być niebezpieczny dla gospodarki, jego wysokość różni się w czasie i zależy od kraju. Jeżeli jest bardzo bogaty, ma rozwiniętą gospodarkę, dużo krajowych oszczędności, tak jak na przykład Japonia, to może się zadłużać do bardzo wysokich nominałów. Natomiast w przypadku stosunkowo ubogiego kraju, mniej wiarygodnego jak Polska poziom bezpiecznego zadłużenia jest dużo niższy.
Jak przypomina Aleksander Łaszek w porównywalnych pod względem rozwoju gospodarczego i sytuacji politycznej Węgrzech kryzys finansów publicznych wybuchł, gdy zadłużenie przekraczało 65 proc. PKB. W przypadku krajów bałtyckich poziom ten był jeszcze niższy. Tam jednak decydującym czynnikiem nie był stan finansów publicznych, ale raczej kryzys bankowy i obawy inwestorów związane z sytuacją tamtejszych instytucji finansowych.
- Przykłady Węgier czy Słowenii pokazują, że w kraju na naszym poziomie bogactwa relacja długu do PKB rzędu 50 proc. nie daje wystarczającego buforu bezpieczeństwa - ocenia Aleksander Łaszek.
Jego zdaniem najbardziej jednak niepokojąca jest zapowiedź zwiększenia przez rząd wydatków publicznych i wzrost deficytu. W tym i następnym roku ma on rosnąć, a w związku z tym także dług publiczny będzie się zwiększał. Oszczędności są przewidziane dopiero w latach 2018 i 2019.
- Jest to o tyle mało wiarygodne, że są to lata wyborcze, kiedy to rządy bardzo niechętnie ograniczają wydatki - wskazuje Aleksander Łaszek.
- Niestety, dopóki polska gospodarka rozwija się relatywnie dobrze, sytuacja na świecie jest w miarę stabilna, dopóty wzrost długu publicznego nie stanowi niebezpieczeństwa dla krajowej gospodarki. Ceną jest wolniejszy wzrost PKB, który w razie silnego spowolnienia w Polsce albo wstrząsów na świecie, które cały czas są możliwe, postawi nas w bardzo trudnej sytuacji.
Poza obsługą jawnego długu publicznego ze swoich podatków, jak przypomina FOR, Polacy muszą też finansować ukryty dług publiczny, czyli zobowiązania emerytalne państwa. Obecna wartość należności ze strony samego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynosi ponad 3235 mld zł, co daje 85,2 tys. zł na każdego mieszkańca Polski.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.