GŁUPI DO SERA, ALE DO CZEGO MĘDRZEC?
Przed tygodniem za Tadeuszem Boyem-Żeleńskim i jego esejem zatytułowanym "Śmiech" skonstatowaliśmy, że nasz mózg z jednej strony odbiera nam przyrodzoną wesołość i radość życia, które tracimy wraz z dorośleniem i tzw. mądrzeniem, lecz z drugiej strony pozwala nam na chwile zabawy, czasem nawet szalonej, chroniące nas, czyli także jego - tzn. nasz mózg, przed zagładą w ponurym szaleństwie. Już z tej konstatacji wyłania się obraz śmiechu jako niezwykle poważnego zagadnienia życiowego i naukowego.
Nic dziwnego, że jego skomplikowaną naturą zajmowały się najtęższe umysły wszystkich epok, a wyniki ich dociekań znalazły finał w najpoważniejszych dziełach z zakresu różnych dyscyplin naukowych: od medycyny poczynając, na filozofii kończąc. Tadeusz Boy-Żeleński w przywiedzionym tu przeze mnie eseju skwitował te naukowe poczynania następującymi słowy: [...] Radosne zdumienie molierowskiego pana Jourdain, gdy się dowiaduje, że od 40 lat mówił prozą, niczym jest wobec zdumienia człowieka, który się dowiaduje, jak skomplikowanej czynności psychofizycznej dopuszczał się, ilekroć parsknął mniej lub więcej głośnym śmiechem.
A literatura filozoficzna dotycząca śmiechu ma tę wielką zaletę, że równocześnie z teorią, dostarcza i praktyki. Bo raz po raz, kiedy się czyta te wywody, pusty śmiech - tak, śmiech! - bierze człowieka; "a potem litość i trwoga", jak mówi poeta. Boże, ileż bredni napletli ci wielcy ludzie! Może dlatego zagadka śmiechu była tak długo nie do rozwiązania, bo się nią zajmowały osoby tak poważne [...] Zatem przytoczmy przykłady tego, o czym autor mówi w powyższym stwierdzeniu...
Najwięksi filozofowie traktowali śmiech z całą surowością, jaką uważali za przynależną ich profesji. Na przykład taki Platon dostrzegał w śmiechu wyłącznie refleks zła i szpetoty. Tak, tak, proszę Państwa! Zło i szpetota wedle Platona są wyłącznymi źródłami śmiechu. Cóż, przyznaję - choć niechętnie - że nieraz trudno doszukać się piękna i dobra w niektórych żartach. Jeszcze gorzej u Arystotelesa. Ten istotę śmiechu dostrzegał w poniżeniu. Mówiąc kolokwialnie: istotą zabawy miałoby być zrobienie kogoś "w bambuko" - że pozwolę sobie użyć pewnego dość już archaicznego określenia. Faktycznie, zjawisko takie jest dość łatwe do zaobserwowania w realiach społeczno-politycznych, zatem trudno tej w gruncie rzeczy uwłaczającej śmiechowi opinii tak całkiem zaprzeczyć.
Ciceron z kolei uważał, że brzydota jest jedyną dziedziną śmieszności — i w tym stwierdzeniu był niezwykle bliski Platonowi. Co nie powinno dziwić. Brzydota i tylko ona miałaby wywoływać śmiech. A coś, czego źródłem jest brzydota, nie może być ze swej istoty piękne. Więc i twarz uśmiechnięta jest brzydka. Średniowieczni scholastycy i kostyczna religijność tej epoki w ogóle nie pozostawiają złudzeń co do poglądów na śmiech, lansowanych przez myślicieli, teologów i filozofów. Przejdźmy zatem od starożytności od razu do czasów nowożytnych. Do sformułowań nowożytnego filozofa angielskiego Thomasa Hobbesa, który usiłował wyjaśnić pojawienie się śmiechu jako wyniku nagłego poczucia triumfu, zrodzonego z poczucia wyższości. Czyli: śmiech jest po prostu przejawem triumfalizmu - co w pewnym stopniu odpowiadałoby realiom naszego życia publicznego - przykłady każdy odnajdzie z łatwością.
Jedno jest pewne: uczonych mężów, jeśli cokolwiek rozbawiało, to nie były to sprawy przyziemne, lecz wyłącznie wzniosłe.. Na przykład taki Arthur Schopenhauer nie potrafił powstrzymać się od łagodnego uśmiechu na widok prostej stycznej do okręgu, bowiem obraz wyraźnych kątów utworzonych przez nieprzecinające się linie był dla niego źródłem humoru i uśmiechu nie do odparcia. Nie wiadomo, czy i ewentualnie co jeszcze Schopenhaura bawiło? Za to wiemy, co sądził o śmiechu jako takim. Lecz to pozostawiam do następnego razu.
Jurek Ciurlok "Ecik"
HANYSY I GOROLE, ŁĄCZCIE SIĘ W UŚMIECHU
KÓNSKI Z BELE KÓND
Ale panisko!
Ginter Ślywa cały wieczór spędził w szynku. Wreszcie trzeba było stamtąd wyjść. Lecz wcześniej należało zapłacić. Ginter nie należał do tych, którzy nie byliby świadomi obu tych konieczności. Wezwał zatem kelnera, wręczył mu pieniądz o najwyższym nominale, znacznie przekraczającym rachunek, i powiedział:
- A reszta dla pana...
Kelner skłonił się nisko i z szerokim uśmiechem powiedział:
- Bardzo serdecznie dziękuję.
Odwrócił się na pięcie i już miał odejść, lecz Ginter złapał go za połę marynarki i krzyknął:
- A reszta???
- No, przecież było powiedziane, że: "reszta dla pana"...
- Prawda. A jak ty uważasz: kto tu jest panem???
Poczucie wyższości
Kiedyś trzech rzemieślników wychwalało starożytny rodowód wykonywanych zawodów.
- To mój fach jest najstarszy - rzekł stolarz - bo mój przodek heblował i szpuntował deski na arkę Noego.
- Nie, nie, mój drogi - zaoponował ogrodnik - mój przodek był zatrudniony w ogrodzie Edenu...
- Panowie! O czym wy mówicie? - z wyraźną wyższością w głosie wykrzyknął elektryk - gdy Pan Bóg zawołał: "Niech się stanie światło!", wszystkie przewody były już pociągnięte i połączone.
I kto górą?
- Pan jesteś pijany jak ostatnie bydlę! - wykrzyknęła pewna pani prosto w twarz nieco zawianego jegomościa, który zatoczył się na nią w tramwaju, bo ten właśnie ostro zahamował.
- A pani jesteś szpetna! - odparował mężczyzna. - Jesteś pani potwornie brzydka! A ja do jutra wytrzeźwieję...
Przez delikatność
Pewien profesor był zmuszony nocować w hotelu w pewnym niedużym mieście. Niestety, wolnych pokoi ani jak na lekarstwo. Było tylko jedno wolne łóżko w pokoju, w którym nocował już ksiądz. Życzliwie zgodził się, by profesor zamieszkał z nim na tych kilka godzin. Profesor miał wczesny poranny pociąg, więc poprosił recepcjonistę o budzenie, ale tak, by księdzu nie przerwać snu. Tak też się stało. Profesor po cichu i po ciemku się zebrał. Ubieranie się w tych warunkach nastręczyło pewnych trudności, ale jakoś je pokonał i wyszedł z hotelu. W drodze na dworzec mijał elegancki sklep odzieżowy z jasno oświetlonym oknem wystawowym z dużymi lustrami. Zerknął w tę stronę i osłupiał, bowiem w lustrze ujrzał człowieka w sutannie. Stanął jak wryty, pomyślał i prawie że wykrzyknął:
- Cóż za dureń z tego recepcjonisty!!! Głupiec, zamiast mnie, to księdza obudził!
Jakie pytanie, taka odpowiedź
-W jaki sposób zdołałeś narobić dziś już tak wiele głupstw??? - zapytano kiedyś pewnego człowieka.
- Zwyczajnie - odparł - wcześnie dzisiaj wstałem...
BOJTLIK Z FRASZKAMI
Stanisław Jerzy Lec
właśc. baron Stanisław Jerzy de Tusch-Letz
(1909-1966)
O współczesnej składni
Kto nie ma nic do przemilczenia,
Ten nie ma nic do powiedzenia.
Analogie
Leżą na progu jak Rejtani.
Protestujący? Nie, pijani.
Z MĄDROŚCI ŻYDOWSKICH
Chaim Neublumbauch oddał do wyregulowania swoją srebrną omegę. Po tygodniu odebrał go od zegarmistrza Zeitmanna. Następnego dnia wpadł do warsztatu jak burza i wrzasnął:
- Panie Zeitmann! Coś pan zrobił z moim zegarkiem?! Gdy go panu oddawałem, chodził źle, ale chodził! A po pańskiej reperacji nie chodzi wcale!!!
- Ale panie Neublumbauch - uspokajająco odezwał się zegarmistrz - pan się na mnie denerwuje, a ja nie jestem winien. Bo niech mnie Bóg skarze, jeśli ja w ogóle pański zegarek tknąłem...
ZAGADKI
Kiedy sprawiedliwość dziejowa objawia się w kuźni?
- Gdy kowadło spada na młot...
Kto marzy, że dostanie kota w worku?
- Pies...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Niektórzy płyną na każdej fali, jaka im się nadarzy, i zawsze pozostawiają po sobie brudną wodę.
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.