LUZ BLUES W MÓZGU SAME DZIURY
Nastoletnim, a później dwudziestokilkuletnim młodzieńcem będąc, z utęsknieniem czekałem na wakacje. Nie dlatego, żeby nareszcie odpocząć po trudach i znojach - jak to się działo w późniejszych latach, gdy się już poszło do roboty - lecz by zacząć nareszcie robić to, czego w czasie niewakacyjnym robić nie było wolno. Bo wakacje były nade wszystko czasem wolności. Jeśli nie całkowitej, to dużo większej niż normalnie. Zatem zaczynało się od zapuszczenia długich, na ile się dało, włosów. Długie włosy u chłopaków z mojego pokolenia były symbolem wszelkiego postępu, obyczajowej i estetycznej rewolucji i buntu wobec starszego pokolenia tudzież państwow-urzędowo-szkolnej opresji. Bo w szkołach, gdy już przełknięto tzw. kancik, to włosy musiały być nad kołnierzykiem koszuli. Beatlesowskie grzywki á la Harrison też były źle postrzegane. Ale podczas wakacji zapuszczało się iście hipisowskie czupryny, które były przedmiotem dumy i porównań w pierwszy dzień szkoły. Potem trzeba je było obciąć, więc na ogół 1 września był też świętem fryzjerów. W czasie wakacji można było chodzić ubranym, jak się chciało, wstawać i myć się, kiedy się chciało, wędrować po kraju autostopem, zażywać damsko-męskich przygód, bo rozrywek zbyt wiele nie było, głośno śpiewać przy ogniskach piosenki obrażające przywódców partyjnych własnych i z zaprzyjaźnionych krajów oraz piosenki nieprzyzwoite i w ogóle zachowywać się swobodnie, bo miało się poczucie jakiejś chwilowej wolności. Tylko milicjantów należało omijać, żeby nie ostrzygli na komisariacie - co się dość często zdarzało.
W tamtych czasach zazdrościłem ludziom z tak zwanego "zachodu", że są tak swobodni w sposobie bycia. Choć rzadkie były okazje do spotkań. Do pewnego stopnia zaczęło się zmieniać w latach 70. ubiegłego wieku, co było wynikiem otwarcia się na świat zachodni, a właściwie lekkiego uchylenia szczelnie zamkniętych dotąd drzwi.
Dziś opowieść o tamtych czasach i naszych zachowaniach jest zabawą z cyklu: "a czy pan pamiętasz... ?" i może nie warto jej rozpoczynać, bo nagle człowiek uzmysławia sobie, ile ma lat. Dla pokolenia nieznającego dawnych realiów, opowieść o nich jest tym samym, czym dla mnie była podręcznikowa opowieść o dzieleniu zapałki na czworo w czasach społecznych i ekonomicznych nierówności w Polsce przedwojennej. Jeśli człowiek rozejrzy się wokoło, to swoboda aż kipi. Więcej niż swoboda, bo "luzik" w słowach i zachowaniach zdaje się nie mieć granic. Tym bardziej, że tzw. media co dnia dostarczają licznych wzorów do naśladowania, a niedościgłymi skarbnicami pomysłów na "luzik" są rozmaite reality show i amerykańskie komedie z najniższej półki. Ot, przykłady do naśladowania dla dzisiejszego Polaka o poziomie wiedzy i stopniu rozwoju intelektualnego przeciętnie możliwym do uzyskania w dzisiejszej polskiej szkole, a nawet na licznych wyższych uczelniach. A ponieważ poziom jest taki, a nie inny, więc nie powinien dziwić fakt głośnego wyrażania w miejscach publicznych swoich opinii o otaczającym nas świecie i swych najgłębszych egzystencjalnych rozterek przy pomocy właściwie jednego tylko słowa, ale za to jakże bogato odmienianego, słowa, które po łacinie oznacza linię krzywą, po niemiecku zakręt, a po polsku niegdyś kobietę lekką, zaś dziś dosłownie wszystko.
Reasumując: mam głębokie przeświadczenie, że swoboda bycia, tzw. luz, jest pochodną osobistej wolności. Ostatnimi czasy u nas jest to nader często wolność od osobistej kultury, wiedzy, intelektualnej refleksji i poszanowania wolności osoby obok, która być może chciałaby być wolną od przejawów owego "luziku", który kiedyś nazywano chamstwem. Choć pewnie już wkrótce opowieść o dobrych manierach będzie tym samym, czym opowieść o dawnych czasach, czyli opowieścią z cyklu: "a czy pan pamiętasz... ?".
KÓNSKI Z BELE KÓND
Full service
Pewien właściciel psa pragnął wybrać się na wakacje, zabierając swojego pupila. Jak wiadomo, nie wszędzie obecność zwierząt jest tolerowana. Gdy wreszcie upatrzył sobie miejsce, do którego chciał pojechać, wysłał do właściciela pensjonatu stosowne zapytanie o możliwość pobytu z pieskiem, wyjaśniając, że jest on dobrze ułożony i z pewnością nie narobi kłopotów. Wkrótce otrzymał odpowiedź następującej treści:
"Szanowny Panie, od wielu lat prowadzę ten pensjonat i jak dotąd nigdy nie zdarzyło się, żeby pies ukradł ręcznik, pościel, szlafrok czy obraz ze ściany. Nigdy, żaden pies nie zatkał umywalki, ani muszli i nie rozkręcił kranu. Nigdy też nie musiałem w środku nocy wzywać policji z powodu pijanego w sztok psa, który awanturował się ze wszystkimi i rozwalał meble. Zatem oczekujemy na pańskiego psa, a jeśli poręczy za pana, to i pan oczywiście może z nim przyjechać...".
Sprzężenie zwrotne
W czasach bardzo już odległych w sklepie rozgrywała się karczemna awantura pomiędzy kierowniczką a klientami. Wreszcie rozwścieczona do granic możliwości kierowniczka wrzasnęła:
- A weźcie wy wszyscy i w dupę mnie pocałujcie!!!
Na to jeden z klientów z nadzwyczajną przytomnością umysłu zauważył:
- Przypominam szanownej pani, że to jest sklep samoobsługowy...
A to niespodzianka!
Na skraju parku w pewnym kurorcie jakaś para odbywa namiętny stosunek. Nagle oświetlają ją reflektory policyjnego wozu patrolowego. Kochankowie szybko osłaniają swe ciała rozrzuconą garderobą. Mężczyzna, przysłaniając dłonią oczy przed ostrym światłem, pospiesznie wyjaśnia:
- Panowie, kocham się z własną żoną...
- Przepraszamy, skąd mogliśmy wiedzieć - usprawiedliwiająco odpowiadają policjanci.
- Nie szkodzi, dopóki nie zapaliliście reflektorów, ja też nie wiedziałem...
Przezorność
Ecik z Masztalskim za kawalera byli razym na feryjach. Naturalnie patrzeli za dziołchami. Noreszcie Masztalski poderwoł, a Ecik jeszcze niy. Ale jak Masztalski wywiód swoja w krzoki, to se Ecik pomyśloł, że ich podejrzi i tyż tak zrobił. Po wszystkim pedził Masztalskimu:
- A wisz co, jo żech wszystko widzioł...
- A to niy szkodzi...
- Ino jo niy wiedzioł, żeś ty je taki perwersyjny...
- Po jaskimu "perwersyjny"?
- Nó deć żeś i zwiónzoł rynce. To je perwersyjo!
- A katać tam zarozki perwersyjo... To, chopie, je przezorność! Przeca jo ta frela dobrze znóm i wiym, że jak mo wolne rynce, to zarozki mi zaczyno po kapsach sznupać...
Porządek musi być
Pewna atrakcyjna, młoda wczasowiczka otwiera drzwi swojego pokoju w pensjonacie mężczyźnie, z którym się wcześniej umówiła, ze słowami:
- Och, Karolku! Nareszcie jesteś! Już się nie mogłam ciebie doczekać!
- Ależ ja mam na imię Zenek, a nie Karol - mówi zdziwiony i nieco oburzony mężczyzna.
- Oooo! - wykrzyknęła zdziwiona kobieta - to która jest teraz godzina???
PRZYSZŁA BABA DO LEKARZA...
... dentysty i trzęsąc się ze strachu, drżącym głosem wykrztusiła:
- Tak strasznie się boję, panie doktorze, już chyba wolałabym mieć "skrobankę" niż wyrywanie tego zęba.
- To niech się pani decyduje szybko, bo nie wiem, jak fotel ustawić!
- Jak się pani czuje? - pyta lekarz babę.
- Źle bardzo, panie doktorze - odpowiada baba - nie smakuje mi już nawet to, czego pan doktor zabronił mi jeść.
- Bardzo panu dziękuję, panie doktorze - mówi baba z nieskończoną wdzięcznością w głosie - przepisane lekarstwo bardzo mi pomogło. Bardzo!
- No widzi pani? Byle co przepisałem. a jednak pomogło! - radośnie wykrzyknął lekarz.
Z NAUKOWEGO PÓNKTU WIDZENIA
Zwykło się uważać, że kontynuacją władzy królewskiej jest władza prezydencka. To szczególnie da się odczuć w naszym kraju. Pewnie dlatego często prezydenta określa się mianem pierwszego obywatela Rzeczypospolitej i tym podobnymi. Jest jednak grubą przesadą upatrywanie w prezydencie następcy króla. A to choćby z powodu następców, bo król przeważnie był synem swego ojca ,a prezydent nie.
ŚLÓNSKIE PRZISŁOWIA I POWIEDZÓNKA
Niy być taki, dej tabaki - po dzisiejszemu to pewnie papierosa, a może coś innego do palenia...
Niy biere dioboł złego, bo pewny, że je jego - prędzej czy później.
Niy bój się, bo jo tyż we strachu - o, to częste.
Niy byłoby sęcka, byłaby piscołka - cóż, nie wszystko się udaje...
Niy bucz, kiej mlyka niy dowosz - święta prawda!
Niy cióngnij psa za uogón, to cie niy użre - oj, też się zdarza, ale zasada w zasadzie słuszna.
W MARKLOWICACH, WĄCHOCKU I GDZIE INDZIEJ...
- Dlaczego w tym roku w Wąchocku zebrano podwójne plony?
- Bo w czasie żniw na polach ustawiono lustra.
- Dlaczego w Kamujku jest kilka mostów?
- Bo gdy je budowali, to jeszcze nie wiedzieli, którędy będzie płynąć rzeka.
- Dlaczego w Marklowicach krowy wiąże się na łańcuchach do zabetonowanych palików?
- Żeby ich wiatr nie porwał.
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Nigdy się nie tłumacz; przyjaciele tego nie potrzebują, a wrogowie i tak nie uwierzą.
Mark Twain
Pyrsk!!!
Przypominam adresy: ecik.gornicza@gmail.com
Trybuna Górnicza "Ecik", ul. Kościuszki 30, 40-048 Katowice
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.