- Sytuacja na rynku węgla opałowego wygląda dramatycznie. Szacujemy, że ok. 2 mln t węgla leży w składach opałowych i czeka na klienta - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą Adam Gorszanów , prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
Pojęcie "polski węgiel" brzmi jak "kiełbasa krakowska" albo "oscypek". Czym się różni "polski węgiel" od australijskiego węgla", że o "rosyjskim" nie wspomnę...
Przede wszystkim tym, że jest produkowany przez polskie kopalnie. A czym różni się niemiecki bank od banku francuskiego? Wciąż podkreślam, że polski węgiel to nasz atut, który nie jest w pełni wykorzystywany. I w Polsce, i w Europie. I na świecie również.
Kiedy możemy stracić ten atut?
Gdy nie będzie już producentów polskiego węgla.
Afera podsłuchowa, kręcąca się w tle wokół węgla z Rosji, wam, sprzedawcom polskiego węgla, zaszkodziła czy była na rękę?
To zamieszanie szkodzi wszystkim. Nie znam jego tła, ale uważam, że być może na całość nałożyły się dwie sprawy: afera podsłuchowa i problemy polskiego górnictwa, wraz z zaangażowaniem się naszego rządu w ich rozwiązanie.
Tam, gdzie ktoś traci, ktoś inny zyskuje. Opinia publiczna odnosi wrażenie, że zyskują importerzy węgla ze Wschodu, którzy - o tym się zapomina - sprzedają towar gorszy od krajowego, ale przez to tańszy.
Izba nie opowiadała się nigdy za wprowadzeniem zakazu importu tańszego węgla dla tych, którzy chcą taki kupować. Chcemy jednak, by na rynku wreszcie zapanował porządek. Chodzi o to, by pod marką Polski Węgiel sprzedawano właśnie taki, a nie jakikolwiek inny. Dotychczas sytuacja była taka, że na rynku obowiązywała zasada "hulaj dusza, piekła nie ma". Poza sieciami dystrybucyjnymi krajowych producentów węgla, które liczą ok. 500 składów opałowych, ten rynek był w zasadzie poza kontrolą. Z tego tytułu firma, której nazwy nie wymienię, aby nie robić jej reklamy, została ukarana przez UOKiK, ponieważ ukrywała źródło pochodzenia sprzedawanego towaru. Zatem gdy uruchomimy markę Polski Węgiel, która uzyskała dzięki Izbie ochronę prawną na terenie Unii Europejskiej, damy klientom sygnał, że kupią pod nią polski produkt o gwarantowanej jakości, a nie coś, co go udaje. Chcemy też podnieść standard obsługi na składach opałowych, gdzie często sprzedawcy nie mają podstawowej wiedzy o węglu.
Mówi Pan, że na rynku jest bałagan. A co Pan na to, że pan premier i jego rząd chcą zmienić ten stan rzeczy poprzez wprowadzenie do gry podmiotu, zwanego dziś roboczo "państwowymi składami węgla".
Dla mnie to koncepcja, w której względy polityczne górują nad ekonomicznymi. Jeśli państwo ma być lepszym dystrybutorem od prywatnych przedsiębiorców, to dlaczego państwowe spółki węglowe mają się tak źle? Dlaczego w takim układzie dystrybucja ma działać dobrze, skoro produkcja funkcjonuje z ogromnymi problemami?
Prywatne pośrednictwo w handlu węglem to dziś jakieś 10 tys. podmiotów. Wśród nich jest wiele takich, których biura mieszczą się w teczkach ich właścicieli. Nie boicie się czasem tego, że PSW byłyby dla was, prywatnych sprzedawców, mocną konkurencją?
Konkurencji się nie boimy, bo działamy od lat na bardzo konkurencyjnym rynku. Jeśli PSW będą sprzedawać węgiel dużo taniej niż odbywa się to obecnie, wówczas prywatni sprzedawcy będą mieli problem. Krążą różne mity, powtarzane nawet przez członków rządu, o marżach osiąganych przez pośredników w handlu węglem. Przeprowadzana aktualnie kontrola UOKiK na rynku pokazuje, że nasza działalność jest na granicy opłacalności.
Zaraz, zaraz. Chce Pan powiedzieć, że członkowie waszej Izby to tacy patrioci, że wolą zarobić - dajmy na to - 100 zł na polskim węglu niż 300 na importowanym?
Powiem więcej: oni są gotowi stracić na sprzedaży polskiego węgla niż zarabiać na importowanym.... oczywiście do czasu.
Tak, tak. Już Panu wierzę...
Sytuacja na rynku węgla opałowego wygląda dramatycznie. Szacujemy, że ok. 2 mln t węgla leży w składach opałowych i czeka na klienta. To efekt, przede wszystkim, ciepłej zimy. Dziś 70 proc. sprzedawców ma problemy z płynnością finansową, co z pewnością odbije się na przyszłym kredytowaniu ich działalności. Kupujemy polski węgiel na przedpłaty, często z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, i kupujemy go nie tylko za swoje pieniądze, ale też za pożyczone z banków.
Co zatem wydarzy się w najbliższych miesiącach?
Ten węgiel musi znaleźć nabywcę, bo inaczej nie kupimy nowego. Przedsiębiorcy nie mogą skorzystać z pomocy państwa, gdy znajdą się w trudnej sytuacji. Myślę o odraczaniu płatności różnych danin do budżetu, z czego korzystało przecież górnictwo.
To co ma się wydarzyć?
W wariancie pesymistycznym będzie tak, że polskie górnictwo nie sprzeda tych 2 mln t na rynek detaliczny. Przyznam, że nie widzę dziś działań mogących szybko poprawić pozycję konkurencyjną śląskiego górnictwa. Owszem, alians, np. pod szyldem Polskiego Węgla, producentów i dystrybutorów polskiego węgla może zaprowadzić w przyszłym roku jakiś porządek na rynku sprzedaży, w tym i zamówień publicznych. Te ostatnie zdominowali dziś importerzy, bo kryterium najniższej ceny preferuje import surowca. Gdy się przejrzy specyfikacje takich zamówień, to wszędzie mamy polski węgiel, a potem okazuje się, że jest on oferowany 30 proc. taniej w sprzedaży niż można go kupić bezpośrednio w kopalni. No to przecież wiadomo, że nie jest on z Polski. System jest dziurawy i musi być uszczelniony.
Jakimże to sposobem?
Wprowadźmy dodatkowe kryterium, które kiedyś obowiązywało w zamówieniach publicznych: "preferencje krajowe" oraz obowiązkową procedurę-weryfikację prawidłowości realizacji zamówienia przez organ kontrolujący finanse publiczne. Drugi kierunek: przetargi. Kiedyś w ciepłownictwie były otwarte przetargi sektorowe. Dzięki nim górnictwo zyskiwało przynajmniej informację rynkową. Teraz po wszystkich prywatyzacjach i innych przekształceniach ciepłownie praktycznie ich nie organizują. I nie ma też informacji o zapotrzebowaniu. Następna sprawa: koszty dystrybucyjne. Wysokie koszty transportu zmniejszają konkurencyjność polskiego węgla. Przewiezienie do Gdańska 1 t koleją kosztuje 160 zł brutto i dlatego to paliwo kosztuje tam ok. 900 zł. Efekt jest taki, że tam nikt nie kupuje polskiego węgla!
Tzw. renta geograficzna kończy się bodaj w połowie Polski.
Renta geograficzna przestała obowiązywać 2 lata temu. Dzisiaj węgiel importowany można na Śląsku kupić taniej niż polski w kopalni.
Może zakończmy tę rozmowę jakimś optymistycznym akcentem?
Wierzę, że trudna sytuacja, w której znalazło się polskie górnictwo, wywoła pozytywny efekt biznesowy i wspólnymi siłami uda nam się odbudować pozycję konkurencyjną polskiego węgla. Widzimy to już dzisiaj po zaangażowaniu polityków, strony związkowej i zmianach w postrzeganiu krajowego rynku przez menedżerów z branży.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Szkoda słów. Oby nie było tak, jak w czasie gorączki złota w Ameryce jakieś 150 lat temu. Na złocie zarabiali: banki, bary, hotele, wytwórcy łopat, kilofów, pośrednicy, panie do towarzystwa - ale nie sami górnicy, bo oni za sam byt wydawali wszystko