Społeczeństwo dostrzega arogancję władzy, ale ocenia też nasze działania. Przed wrześniowymi protestami rząd przygotowany był na zamieszki w stolicy i miał przekonanie, że nie znajdziemy zrozumienia u obywateli. Tymczasem mieszkańcy Warszawy poparli protest - przyznaje w rozmowie z Trybuną Górniczą Dariusz Trzcionka, przewodniczący Porozumienia Związków Zawodowych Kadra.
Panie przewodniczący, co dalej? Będzie jakiś ciąg dalszy ogólnopolskiej akcji protestacyjnej?
Cały czas pracuje sztab międzyzwiązkowy. Podtrzymujemy decyzję o nieprzystąpieniu do prac Komisji Trójstronnej, Wojewódzkich Komisji Dialogu Społecznego i Zespołów Branżowych. Równocześnie bierzemy udział w pracach związanych z dialogiem społecznym inicjowanym przez Sejm. 10 października zaplanowana jest debata dotycząca zmiany zasad prowadzenia dialogu społecznego w Polsce. Na to spotkanie zaproszeni zostali dotychczasowi przewodniczący Komisji Trójstronnej i należy podkreślić, że wszyscy przyjęli zaproszenie. Nie został natomiast zaproszony obecny przewodniczący KT Władysław Kosiniak-Kamysz, bo to za jego kadencji rozsypał się dialog.
To mocne wotum nieufności wobec ministra pracy.
Decyzja ta jest przemyślana tym bardziej, że żaden z liderów związkowych nie funkcjonuje sam i wszystkie postanowienia są podejmowane wspólnie. Strona społeczna winą za rozpad dialogu obarcza rząd, a minister pracy jest przedstawicielem rządu w Komisji Trójstronnej, stąd pretensje pod jego adresem. Jesteśmy świadomi, że pan minister jest jedynie przekaźnikiem informacji płynących z Rady Ministrów, ale gdy piastuje się tak wysokie stanowisko, ponosi się też odpowiedzialność. Jeśli ktoś o takiej randze uważa, że ze swoimi poglądami nie może się przebić wyżej, zwyczajowo podaje się do dymisji.
Kogo strona społeczna widziałaby najchętniej w fotelu przewodniczącego Komisji Trójstronnej?
Premiera Donalda Tuska lub wicepremiera Jana Vincenta Rostowskiego.
Chodzi o nadanie Komisji właściwej rangi?
Nie. Chodzi o podejmowanie decyzji. Niestety, ustalenia podejmowane podczas obrad Komisji niejednokrotnie nie znajdowały akceptacji Rady Ministrów. Tak było np. podczas uzgodnień dotyczących płacy minimalnej. Nawet tak silny polityk jak Waldemar Pawlak, ówczesny wicepremier i przewodniczący KT, został przez Radę Ministrów przegłosowany. Zobowiązań się dotrzymuje. To jest pierwsza zasada w dialogu. Chcę przypomnieć, że premier Tusk był na spotkaniu Komisji Trójstronnej i obiecał zaangażować się w rozwiązanie problemów wiążących się z przepisami o elastycznym czasie pracy. Miał spotkać się z nami za miesiąc i przedstawić przygotowane rozwiązania. Tymczasem do spotkania nie doszło, a rozwiązania ustawowe zostały przyjęte w nieakceptowanej przez nas formie.
Stąd hasło "Dosyć lekceważenia społeczeństwa"?
Właśnie tak. I właśnie dlatego chcemy zmiany zapisów ustawy o Komisji Trójstronnej i domagamy się, by zaczęto nas traktować poważnie.
Nie obawia się Pan, że to społeczeństwo marzy o świętym spokoju?
Społeczeństwo dostrzega arogancję władzy, ale ocenia też nasze działania. Przed wrześniowymi protestami rząd przygotowany był na zamieszki w stolicy i miał przekonanie, że nie znajdziemy zrozumienia u obywateli. Tymczasem mieszkańcy Warszawy poparli protest. Ludzie odwiedzali nas w miasteczku namiotowym, przynosząc ciepłe posiłki i własnoręcznie zrobione kanapki. Pokazali, że to związkowcy mają rację.
Podczas akcji protestacyjnej do związkowców nie wyszedł minister gospodarki.
Nie wyszedł, a szkoda. Tym bardziej że nie byliśmy nastawieni konfrontacyjnie, chcieliśmy rozmawiać. Po zakończeniu akcji otrzymaliśmy zapewnienie, że do takiego spotkania dojdzie. Nadal na nie czekamy.
Czy istnieje taka możliwość, że ruch związkowy, który zainicjował wrześniowe protesty, przerodzi się w siłę polityczną?
Nie wiem, nie jestem politykiem. Oczywiście związki zawodowe nie są odizolowane od życia politycznego. Chcieliśmy pokazać, że mamy dosyć takiego traktowania, i powiedzieć, że jeżeli rząd nie potrafi rozmawiać ze społeczeństwem, niech odejdzie. A czy jest na arenie politycznej siła, która zajęłaby się rzeczywistymi problemami ludzi? Nie wydaje mi się. Jeśli jednak powstanie jakiś nowy ruch, na pewno nie powinni liderować mu działacze związkowi, bo nie taka jest nasza rola.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
coŚ takiego, a ja myŚlaŁem Że d trzcionka to prawdziwy dziaŁacz zwiĄzkowy broniĄcy ludzi pracy przed kapitalistami. a tu takie buty. ŁaŁ!!!
Centrala Porozumienia ZZ Kadra pod przewodnictwem D Trzcionki w marcu 2008r usunęła ze swych struktur zakładową organizację ZZ Kadra z Budryka. Powodem usuniecia organizacji było prowadzenie w grudniu 2007 i styczniu 2008r legalnego strajku pod ziemią kopalni w obronie praw pracowniczych całej załogi Budryka oraz przeciw warunkom na jakich chciano samodzielną kopalnie Budryk włączyć w struktury JSW S.A. Nie dość że w czasie trwania 46-dniowego strajku nikt z centrali Porozumienia nie zjawił się wśród strajkujacych to na koniec (ku uciesze pracodawcy) zadano w plecy taki cios. Tak oto w praktyce wygląda działalność tego tworu, który zamiast stanąć za pracownikiem i zakładową organizacją zwiazkową stanął za pracodawcą i układami. W konsekwencji doprowadziło to do bezprawnego (wbrew podpisanemu porozumieniu strajkowemu) zwolnienia za strajk z pracy na Budryku przewodniczącego budrykowskiej ZZ Kadra, który był jednocześnie przewodniczacym komitetu strajkowego oraz kilku członków Zarządu tej organizacji, Pracodawca Prezes JSW J Zagórowski mając zielone światło centrali związkowej poczuł się wzmocniony i na tyle silny, że taką decyzję podjął pokazując wszystkim jak kończą ci którzy próbują sie przeciwstawić jego woli. Tak więc centrala PZZ Kadra z Katowic ma niewątpliwe zasługi w osłabianiu ruchu związkowego w Polsce, a szczególnie w górnictwie podziemnym. Nie dziwmy się zatem temu co obecnie rządzący wyprawiają z tzw stroną społeczną. Przewodniczacy D Trzcinka i jego kolesie z Rady Krajowej którzy w marcu głosowali tak jak on mają w tym swój niewątpliwy osobisty udział. Dlatego co by nie mówić fakty są jednoznaczne i o tym należy zawsze pamiętać.
Porządki trzeba zacząć od własnego podwórka a nie szukać winnych w Warszawie. To nie rząd rozdawał kompanijne pieniądze klubom sportowym i na inne pierdoły. Kompania ma straty a oni wydają pieniądze na ołtarze i pielgrzymki. Potem ogłoszą że to wina Tuska.