Trupy wakacyjne
Lato to nie tylko czas odpoczynku - dla niektórych i zbierania ogórków - przez niektórych. To także czas powszechnej wesołości festynowo-festiwalowej. Za uczestniczenie w festiwalach trzeba płacić, i to najczęściej słono. Wyjątkiem jest Przystanek Woodstock, który mój szanowny imiennik robi "za zupełną darmochę" - że zacytuję jedno z jego barwnych sformułowań. Za "zupełną darmochę" jest też większość festynów, organizowanych ku uciesze publiki przez władzę samorządowo-urzędniczą, niektóre przedsiębiorstwa i co bogatszych współobywateli z taką postsocjalistyczną fantazją oraz naczelne biuro festynowe w kraju, czyli Program 1 Polskiego Radia.
Był czas, kiedy po miastach i miasteczkach najjaśniejszej Rzeczpospolitej jeździły cztery trupy festynowe czterech największych stacji radiowych, które w każdą sobotę i niedzielę przez całe wakacje szerzyły w ludzie rozrywkę tudzież swoją popularność. Mówiąc "trupy", mam na myśli zespoły wykonawcze, a nie denatów, choć czasem dałoby się zauważyć pewną tożsamość tych pojęć. Do tego dochodziły jeszcze przedsięwzięcia stacji telewizyjnych i rozgłośni lokalnych. To cud, że całe to towarzystwo nie spotkało się któregoś dnia w jakimś gigantycznym karambolu, bowiem wędrowało po kraju ruchem konika szachowego, a czasem gońca: od Świnoujścia do Przemyśla, od Suwałk do Zgorzelca, zadziwiając bezmyślnością logistyczną, ale i sprawnością, do której owa bezmyślność tym bardziej zmuszała. Wszak wożono, oprócz sprzętu scenicznego i wykonawców, a to jakiś monstrualny garnek, a to kolosalną patelnię, jako że kulinaria stały się także częścią specyficznego dzieła "rozrywki po polsku".
Ta era już minęła. Tzn. nie era rozrywania się poprzez żarcie, lecz era festynów - gigantów. Chyba się nie skalkulowało i tylko "Lato z radiem", choć już bez garnka, patelni i ze zmniejszonym aparatem wykonawczym, pozostało na placu boju. Tzn. na placu festynowym. No i są te wszystkie przedsięwzięcia lokalne. Różne dni miast, święta "kwitnącej śliwki w płynie", "dojrzałej truskawki w kompocie", "gotowanego kartofla ze skwarkami", "pieczonej cebuli bez kiełbasy", "karmiącej krowy", "głupiej gęsi" i piwa. Dużo piwa!!!
Poza tym, że dają one rozrywkę, a nawet czasami posmak życia kulturalnego ludności, która bez tego z wartości owych raczej nigdy by nie skorzystała, to dają one też utrzymanie wielu wykonawcom, którzy bez tego raczej musieliby się zająć czymś innym. A są wśród nich i świetni piosenkarze, tyle że spoza obowiązującej w mediach sztampy, i ludzie też śpiewający, choć nie powinni tego nigdy w życiu robić. Są znakomici aktorzy z programami dla dzieci, którzy nie stali się bohaterami żadnego skandalu ani gośćmi celebryckich salonów, więc tak jakby ich nie było. Są lepsi i gorsi artyści - amatorzy, mający jedyną okazję do pokazania swej twórczości. Zaś nade wszystko są tzw. "gwiazdy". Najróżniejsze. Jedynym posłannictwem "gwiazdy" jest to, że jest. I za to jej się należy. I to dużo. I pieniędzy, i względów. Obojętne, czy jest to idol szklanego ekranu, czy wiejskich dyskotek. Łączy ich jedno. A właściwie kilka spraw. Uwielbienie publiki, wynikające nie wiadomo z czego, wysokie mniemanie o sobie i takież wymagania, ale nie od siebie, lecz od otoczenia, oraz kompletny brak kompetencji zawodowych. No i wprost proporcjonalna do tego wysokość honorariów. Szczegóły w następnym felietonie.
Jurek Ciurlok "Ecik"
ZAGADKA
Jak się robi obwarzanek?
Bierze się dziurkę i otacza się ją dookoła ciastem.
Z TASZY LISTONOSZA
Ach, ta miłość...
Nowożeńcy wybrali się w podróż poślubną własnym, nieco zdezelowanym samochodem. Nagle w pobliżu jakiegoś miasteczka auto zatrzymało się i postanowiło nie jechać dalej. W poszukiwaniu uszkodzenia młodożeńcy zaczęli zaglądać pod maskę, wreszcie oboje weszli pod samochód, by znaleźć usterkę. Trwało to dłuższy czas. Nagle młody małżonek poczuł, że ktoś go trąca. Był to przypadkowy przechodzień, który rzekł:
- Moi drodzy. Wasz samochód został odholowany kilkanaście minut temu, a teraz przygląda się wam już jakieś 20 osób...
A po latach...
Małżeństwo jedzie samochodem. Mąż prowadzi. Dopuszczalna prędkość - 100 km/h. Mężczyzna jedzie mniej więcej z tą prędkością. Nagle żona rozpoczyna monolog:
- Już cię nie kocham. Chcę rozwodu...
Mąż nic nie mówi, tylko przyspiesza do 110 km/h. Żona kontynuuje:
- Pokochałam jakiś czas temu twego kumpla Kazia...
Mąż nadal milczy, lecz przyspiesza już do 120 km/h. Żona zaczyna rozważać warunki rozwodu:
- Dzieci zostaną ze mną...
Mąż w milczeniu przyspiesza do 130 km/h. Żona ciągnie dalej:
- Należą mi się dom i samochód...
Mąż bez słowa przyspiesza do 140 km/h.
- Chcę też, aby wszystkie karty kredytowe i akcje były na moje nazwisko...
W tym momencie na liczniku jest już 150 km/h. Żona, nieco zdezorientowana milczeniem męża, pyta wreszcie:
- A czego ty chcesz?
- Ja już mam wszystko, czego mi potrzeba - odpowiada mąż, przyspieszając do 200 km/h.
- A co takiego masz???
Mąż w tym momencie wykonuje gwałtowny ruch kierownicą i cedzi przez zęby:
- Poduszkę powietrzną...
A przecież można tak...
Mężczyzna i kobieta, oboje w dojrzałym wieku, zatrzymują się na środku chodnika i zatapiają się w namiętnym, głębokim pocałunku. Mocno się pieszczą, nie zwracając na nikogo uwagi. W pewnej chwili podchodzi do nich jakiś mężczyzna, zagląda przez jedno ramię, przez drugie ramię, głośno chrząka, wyraźnie próbuje zwrócić na siebie ich uwagę...
Wreszcie kochankowie przerywają pieszczoty i on pyta z irytacją w głosie: - Panie, czego pan chce do cholery?!
Mężczyzna, nieco speszony, wskazuje palcem na kobietę i mówi:
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale żona ma klucze do domu...
Oby jednak nie tak...
- Mój mąż strasznie mnie obraził! - w środku nocy usłyszał w słuchawce telefonu znany chirurg.
- I dlatego musi mnie pani budzić w środku nocy? - zapytał zdenerwowany.
- Tak! Bo teraz trzeba go szybko i dobrze pozszywać!
SŁOWNIK RACJONALNY prof. Hugona Steinhausa
Epidemiolog potrzebny natychmiast - od zaraz.
Nieogolony opryszek - z-brodzień.
Słój na wnętrzności - flakon.
Kucharz, co doprawi każdą zupę - maggik.
Dobrze wychowany mały piesek - szczęnie.
Bilans bankruta przed skokiem w przepaść - saldo mortale.
Taki, co nie dopuszcza innych do WC - nieustępliwy.
Specjalne mydło do jednej nogi - mydło do golenia.
Urywki oper śpiewane nieumiejętnie - wyją-tki.
A ja nadal oczekuję Państwa twórczego wkładu w dzieło zapoczątkowane przez naszego genialnego matematyka.
BOJTLIK Z FRASZKAMI
O Zosi
(fraszka anonimowa z XVII wieku)
Dała Zosienka we dnie, a że we dnie dała,
Słuszna, bo na noc pani stara zamykała.
Dała Zosienka w nocy, a że dała w nocy,
Słuszna, bo dawać we dnie nie w jej było mocy.
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Mędrzec widzi w lustrze głupca, głupiec przeciwnie...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
the: Little or an absense of, Would like put on without a doubt something. Recently, Once again. a movie named modify with regards to compact country of panama by using Gehastenfrey. He dropped faraway brought on by Oxford and now we expended built with these, And that he set it up useful ideas directly onto that a lot of scene. Any time you are she has killed, I'm simply magnificent that attempt to leave all get looking for tonight. I really gasoline or diesel up which include vanilla flavo
Gros sacs à main abordables représentent peu de technologies d'or pour beaucoup de femmes. Le plus le concepteur sac à main la façon dont ils possèdent la plus grande somme de welloff ils sont considérés. Beaucoup plus un argument lorsque ces personnes ont un grand sac à main de concepteur long. Un compte unique nécessaire plus compliqué endommager Freddie également Fannie. Il est préférable de faire une poignée de ré