- Jeśli polskie górnictwo chce się uratować, to trzeba sięgnąć po rezerwy, które jeszcze istnieją. Dobrze wykorzystać pięć dni "czarnych", ale może warto sięgnąć także po szósty czy siódmy dzień tygodnia - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Kilka tygodni temu rozpoczął pracę nowy zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W jaki sposób podsumowałby Pan pracę zarządu poprzedniej, przełomowej dla spółki kadencji?
Najlepszym podsumowaniem są oczywiście efekty pracy tego zarządu, a widać je po kondycji firmy, którą prowadzimy. W trakcie minionej, siódmej kadencji przechodziliśmy przez kryzys 2009 r., a przełomem, nie tylko dla samej JSW, ale także dla całej branży węglowej było przygotowanie spółki do debiutu giełdowego. Do tej pory słowo prywatyzacja budziło negatywne emocje, ale jak widać można było firmę skierować na giełdę. Nie pozyskiwaliśmy pieniędzy z debiutu, bo sytuacja rynkowa nam sprzyjała, natomiast dzięki wejściu na GPW akcje spółki otrzymali nasi pracownicy. Firma gwarantuje dzisiaj stabilne miejsca pracy i się rozwija. Głos załogi ważny był też w dyskusji społecznej, bo to ona, wbrew opinii związków zawodowych, zdecydowała że prywatyzacja poprzez giełdę się odbędzie. Natomiast porozumienia, które podpisaliśmy w tej sprawie ze stroną społeczną tak naprawdę poparte są procesem inwestycyjnym.
W niemal dwa lata po debiucie giełdowym ten krok można oceniać w pełni pozytywnie?
Na pewno w pełni pozytywnie dla firmy. JSW mocno się zmieniła, sam proces przygotowania do debiutu giełdowego jest procesem bardzo pozytywnym dla każdej jednostki gospodarczej. Natomiast mam pewien niedosyt związany z notowaniami naszej spółki. JSW ma bardzo mocne fundamenty: jest oparta o produkcję węgla, o przetwórstwo tego węgla w koksowniach - wytwarzamy prawie 50 proc. polskiej produkcji koksu - o energetykę i chemię, bo coraz więcej mamy produktów węglopochodnych. Firma nie jest zadłużona, prowadzi rekordowo duży proces inwestycyjny w swojej historii w oparciu o własne środki, a więc fundamenty są bardzo mocne, a obiecujące są też perspektywy na przyszłość. Pomimo tych wszystkich aspektów wartość naszych akcji po debiucie giełdowym spadła. Jakie są tego przyczyny? Wchodziliśmy na giełdę w bardzo dobrym okresie rynkowym, gdy trwała hossa. W kilka tygodni po naszym wejściu na GPW zaczęły się pojawiać negatywne informacje dotyczące sytuacji gospodarczej w Portugalii, Grecji a następnie światowego i europejskiego kryzysu. W związku z tym nasze akcje są dzisiaj niedoszacowane i ich wartość nie spełnia naszych oczekiwań. Na rynku kapitałowym dominują emocje, bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy po ogłoszeniu naszych rekordowych wyników za 2011 r. wynoszących prawie 2,1 mld zł zysku netto, wartość naszych akcji spadała? Trzeba mieć nadzieję, że JSW potrafi odbudować wartość swoich akcji.
Wyniki finansowe, przedstawione przez JSW po pierwszym kwartale br., napawały optymizmem i dawały nadzieję, że cenowy dołek to przeszłość. Jak Pan ocenia sytuację rynkową w tej chwili?
Cały czas jesteśmy optymistami, ale realna sytuacja jest taka, że Europa nie wychodzi z kryzysu, a Chiny przechodzą większe spowolnienie gospodarcze niż się wydawało. Wielu ekspertów mówiło o powrocie do wzrostu gospodarczego w Europie w drugiej połowie 2013 r., niestety tej tendencji nie widzimy. Przesuwa się tę optymistyczną zapowiedź na rok 2014, a my jesteśmy firmą, która jest poddana presji cen - zwłaszcza na węgiel koksowy i koks - kształtowanych przez koniunkturę światową, i tutaj nie mamy dużej możliwości oddziaływania. Nasze działania są skoncentrowane przede wszystkim na tym, żeby lokować wolumeny produkcji i pod tym względem sytuacja jest dobra. Dzisiaj sprzedajemy całą produkcję, a częściowo też zapasy węgla i koksu, widać więc, że działania marketingowe związane z poszukiwaniem nowych odbiorców przynoszą efekty. Niestety, ceny są cenami światowymi i temu zjawisku musimy się poddać. Stąd jedyna racjonalna recepta, która jak dotąd się sprawdza, polegająca na maksymalizacji produkcji i jak największym wykorzystaniu mocy produkcyjnych zarówno w części koksowniczej, jak i górniczej. Drugi pozytyw tych działań jest taki, że zwiększając produkcję, zmniejszamy koszty jednostkowe, a więc możemy być bardziej konkurencyjni na rynkach.
Z tego co Pan mówi, wynika, że JSW nie ma problemu z poziomem zapasów?
Nie mamy problemu dzięki temu, że produkujemy unikalny węgiel koksowy, który ma odbiorców w Europie. Przypomnę, że Europa zużywa ok. 60 mln t węgla koksowego, my produkujemy ok. 9 mln t. Widzimy też problemy koncernu NWR, w związku z którymi mamy dużo zapytań od jego dotychczasowych odbiorców. Jeśli natomiast chodzi o produkcję koksu, to w Europie tworzy się ciekawa sytuacja. Z reguły koksownie zgrupowane są w koncernach stalowych, które przy niedoborze środków inwestują w końcowy segment łańcucha produkcji, dzięki któremu uzyskują wysoko przetworzony produkt końcowy. Zapewne efektem takiej filozofii będzie zaniedbanie części surowcowej. W Europie już wyłączane są baterie koksownicze, a jestem pewien, że ze względu na uwarunkowania ekologiczne nie powstanie tu żadna nowa bateria czy koksownia w nowej lokalizacji. To jest przestrzeń, w którą możemy trafić z naszym koksem, który dla JSW jest produktem wyżej przetworzonym.
Skoro wspomniał Pan NWR, nie mogę nie zapytać, czy JSW jest zainteresowana aktywami tego koncernu?
Docierają do nas informacje o sytuacji NWR, chociażby z perspektywy ich dotychczasowych klientów. Pozostawiając ten aspekt na boku, analizujemy wszystkie projekty, które pojawiają się na rynku, bo kryzys oprócz tego, że jest problemem dla firmy, jest też okazją: można taniej kupować i kontraktować lub taniej przeprowadzić akwizycję. Uważam, że JSW po dwóch latach na giełdzie jest przygotowana do tego, żeby powiększyć swój obszar posiadania. Trzeba to oczywiście zrobić logicznie, przy realnych założeniach finansowych, wiec jeśli będą na rynku dobre aktywa, rokujące nadzieję, że będą pracować, a nie nadawać się jedynie do restrukturyzacji, na pewno będziemy się takim projektom przyglądać.
Problem kosztów jest kluczowy dla przyszłości górnictwa. Ten problem dotyczy także JSW. Wskazuje Pan, że jedną z recept jest wprowadzenie sześciodniowego tygodnia pracy kopalń, przy zachowaniu pięciodniowego tygodnia pracy załogi.
To, że chodzi o pięć dni pracy dla pracownika, jest oczywiste, bo takie rozwiązanie gwarantuje Kodeks pracy. Natomiast uważam, że wprowadzenie innego systemu pracy, podnoszącego efektywność jest niezbędne. Jeśli polskie górnictwo chce się uratować, to trzeba sięgnąć po rezerwy, które jeszcze istnieją. Dobrze wykorzystać pięć dni "czarnych", ale może warto sięgnąć także po szósty czy siódmy dzień tygodnia. Polski rząd nie ma możliwości udzielania pomocy sektorowi, ponieważ unijne prawodawstwo wyklucza pomoc publiczną. Nie można też zamknąć granic przed tańszym węglem z zagranicy, czy to rosyjskim, czy amerykańskim, bo granica polska jest granicą celną Unii Europejskiej. Rząd nie może też nakazać energetyce, która w znacznym stopniu jest już prywatna, kupowania węgla z polskich kopalń. Ekologiczne względy powodują, że energetyka powoli przestawia się na inne źródła energii. Jestem przekonany, że węgiel będzie podstawą polskiego miksu energetycznego przez najbliższe dziesiątki lat, natomiast powstaje pytanie, czy to będzie polski węgiel. Aby to był polski węgiel, my musimy podnieść efektywność, żeby nasz surowiec był tańszy niż węgiel który może wpłynąć z zagranicy. Stąd uważam, że górnictwo musi samo podjąć działania, żeby podnieść efektywność. Tę drogę pokazała Bogdanka, która dzisiaj potrafi produkować najtaniej. Oprócz tego, że pomaga im geologia, model organizacyjny, który stosują, pozwala im konkurować z węglem z importu. Oczywiście, państwo ma rolę regulacyjną, ale zwracanie się o pomoc do państwa jest nieuczciwe. Trzeba najpierw próbować uleczyć się samemu, bo w polskim górnictwie są rezerwy. Efektywny czas pracy na jednej zmianie wydobywczej wynosi nieraz 2,5 do 3 godzin przez pięć dni w tygodniu. Tymczasem kopalnie na świecie pracują najczęściej w ruchu ciągłym. Dlatego uruchomienie rezerw jest koniecznością, aby utrzymać miejsca pracy w polskim górnictwie.
Dlaczego w tym roku w JSW zrezygnowano z wypłaty nagrody z zysku dla załogi na rzecz świadczenia pieniężnego?
W tamtym roku w czasie walnego zgromadzenia zostaliśmy skrytykowani przez przedstawicieli Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, że wypłata nagrody z zysku nie jest rozwiązaniem najkorzystniejszym dla firmy pod względem podatkowym. Przeanalizowaliśmy tę opinię i zaproponowaliśmy stronie społecznej takie rozwiązanie, żeby zamienić nagrodę z zysku na inną formę nagrody. Strona społeczna przystała na ten pomysł, bo przecież chodzi o to, żeby Spółka mogła się podzielić zyskiem z pracownikami. Dla pracownika jest obojętne, czy to się nazywa nagroda z zysku, czy jakoś inaczej. Udało się nam wypracować taki mechanizm wypłaty nagrody, że będzie ona przyznawana wówczas, gdy spółka osiągnie zysk w roku poprzednim. W sytuacji, gdy uda się to świadczenie powiązać z efektami pracy, będzie to dobry mechanizm, działający na korzyść firmy.
Od dłuższego czasu JSW ubiega się o koncesję na złoże Żory-Warszowice. Jakie konsekwencje będzie miało dla spółki jeśli radni Żor nie zgodzą się na zmianę zapisów miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego?
Na razie mamy nieformalną opinię radnych, że nie są przychylni naszemu projektowi, ale nie jest ona podstawą do podjęcia działań formalnych. To jest projekt autorski kopalni Borynia, która albo może zakończyć żywot za kilkanaście lat, albo poszuka możliwości rozwoju. Wypracowana koncepcja rozwoju polega na wykorzystaniu infrastruktury zakładu, który już istnieje i sięganiu po nowe zasoby. Stąd próba udostępnienia pokładów zlokalizowane pod Żorami. Ale powiedzmy sobie jasno, to nie chodzi o rynek w Żorach, lecz obrzeża miasta, relatywnie mało zurbanizowane. Oczywiście, przy działalności górniczej zawsze występuje deformacja terenu, ale w tym wypadku chcemy uniknąć typowych szkód górniczych, tym bardziej, że miasto chce w tym miejscu zlokalizować strefę ekonomiczną. Deklarowaliśmy też, że nie chcemy prowadzić eksploatacji pod samą strefą. Drugą, obok szkód górniczych, stroną medalu są pieniądze, które trafiają do gmin w formie podatków i opłat, czy też przepływają przez portfele naszych pracowników do śląskiego krwioobiegu gospodarczego. W przypadku Żor pieniądze nie trafiają do miasta bezpośrednio, ale aspekt ten trzeba widzieć szerzej. W naszych kopalniach pracuje duża liczba mieszkańców Żor i myślę, że w tej sprawie czas przyniesie refleksję, bo od niej zależy, czy w przyszłości utrzymamy miejsca pracy w górnictwie.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
W pełni popieram twoje zdanie jestem elektrykiem na dole i wiem co sie tam dzieje jak dojdzie do tego ze bedziemy pracowac 6 dni to w tą jedną niedzielę nie bedziemy w stanie przygotować się do kolejnego tygodnia wydobycia.
Heh... To ciekawe jeśli Pan prezes wprowadzi 6dniowy tryb pracy, to dopiero będzie ciekawie... Już teraz, przy fedrowaniu 5 dni w tygodniu jest presja, nie można usuwać wszelakich awarii, często narażając życie pozostałych pracowników, bo liczy się tylko wydobycie... A co będzie gdy będzie się wydobywać przez 6 dni? Kiedy będzie czas na konserwację, naprawy i remonty? Szok!
Pan Zagórowski powinien powiedzieć jasno, żeby nie przyjmować do pracy w spółce mieszkańców Żor, oni fedrują, zarabiają,nasze domy się zapadają, i jest niby Ok. Podobny problem był z mieszkańcami Kaczyc i okolic. Też nie chcieli Morcinka...
Moim zdaniem niema mowy o jakimkolwiek zastraszaniu. Ma jedynie uświadomić, że wszyscy czerpiemy korzyści z pracy górniczej, bądź to z poborów miesięcznych, bądź to z podatków. Tyle w temacie
Używanie sformułowania"W naszych kopalniach pracuje duża liczba mieszkańców Żor i.....(innych miejscowości) w kontekście zgody lub jej braku na eksploatację pod określonymi miejscowościami jest niestosowne i w podtekście ma charakter "szantażu i zastraszania "