18 kwietnia minęła 65. rocznica śmierci pierwszego polskiego stachanowca - górnika Wincentego Pstrowskiego. Niewielu już o nim pamięta, choć pomnik przodownika pracy nadal stoi w Zabrzu i siadają na nim gołębie.
1948 r. Polska (wtedy jeszcze tylko nieoficjalnie "ludowa") potrzebowała węgla. To był jeden z nielicznych tych towarów, jakie można było sprzedać za żelazną kurtyną, za prawdziwe, uznawane w całym świecie, również i moskiewskim, pieniądze. Polska socjalistyczna dostarczała bratniemu Związkowi Radzieckiemu (jeszcze wtedy przemiennie używano przymiotnika "sowieckiego") za darmo, albo pół darmo. Żeby węgla było więcej, by podnieść normy wydobycia dla całej górniczej masy, skorzystano z wzorców radzieckich i "zaimplementowano" - używając języka informatycznego - wzorce socjalistycznego przodownictwa pracy, które сделаннo B CCCP.
Przyszły bohater socjalistycznej pracy urodził się w 1904 r., jak przystało na wzór stachanowca w wersji polskiej, w rodzinie proletariackiej. Matka nie pracowała zawodowo. Ojciec zarabiał na życie będąc parobkiem w folwarku u tzw. dziedzica. Rodzinę Wincentego, podobnie jak familię Edwarda Gierka, bieda wygnała z kapitalistycznej Polski do także kapitalistycznej Belgii. Tyle, że wielokroć bogatszej od Rzeczypospolitej. W latach trzydziestych Pstrowski zaczyna rąbać węgiel na Zachodzie, gdzie też wiąże się z ruchem lewicowym, czego ukoronowaniem jest członkostwo w Komunistycznej Partii Belgii. Po II wojnie światowej Polska Partia Robotnicza, która (bardziej z woli Moskwy niż ludu pracującego miast i wsi) sprawuje w Polsce władzę (raz zdobytej nie zamierza oddać) apeluje, by także górnicy wracali do Polski, bo roboty w niej teraz nie brakuje.
Wincenty Pstrowski, jak wielu - w tym i także Edward Gierek - wraca w 1946 r. do kraju. Fedruje w kopalni Jadwiga, w Zabrzu (dawniej Hindenburg). Tak na marginesie: tamta kopalnia, to w dużej mierze dzisiejszy - w stu procentach prywatny - SILTECH... Mija nieco ponad rok, jak Pstrowski - oczywiście z własnej i nieprzymuszonej woli - występuje z apelem. To było 27 lipca 1947 r. Później podobne apele tak się upowszechnią, że nawet ówczesne gazety o wszystkich nie będą pisały, bo zabrakłoby w nich stron, a papieru już wtedy nie było tyle, ile chciałoby się, by było.
Ale wróćmy do historycznego apelu górnika Wincentego Pstrowskiego. Oto jego początek:
"Od maja ubiegłego roku pracuję jako rębacz na kopalni "Jadwiga" w Zabrzu. W lutym br. wykonałem normę 240 procent, wyrąbując 72,5 m chodnika. W kwietniu wykonałem normę 293 procent, wyrąbując 85 m chodnika. W maju dałem 270 procent wyrąbując 78 m chodnika...".
I, o ile mnie pamięć nie myli, apel kończył się wyzwaniem "kto da więcej niż ja", albo "kto wyrąbie więcej niż ja". Pstrowski zapoczątkował oficjalnie stachanowski ruch pracy w polskim wykonaniu. Dostał za to, poza radiem i paroma drobiazgami (w owym czasie niezmiernie cennymi), Order Budowniczego Polski Ludowej i Krzyż Orderu Odrodzenia Polski od Bolesława Bieruta, w owym czasie nie tylko przywódcy PPR, ale i prezydenta ówczesnej Rzeczypospolitej. Niestety, pośmiertnie.
"Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi!" - mawiali po cichu górnicy. Po cichu, bo jakby głośno się tak wyrażali, to mogliby wylądować za kratkami, a nawet - co nie było w tych czasach takie rzadkie - nawet i w którejś z radzieckich kopalń. A tam na własnej skórze poznawali zalety stachanowskiego systemu pracy i mogliby go porównać z polskim odpowiednikiem.
Nie do końca wyjaśnione jest, co było przyczyną śmierci wzorcowego polskiego przodownika pracy. Z pewnością miało na to wpływ przepracowanie, choć nie zapominajmy, że na lidera pracował cały zespół pomocników. Prawdopodobnie, gdyby po wyrwaniu zęba nie poszedł do roboty, wziął sobie parę dni wolnego, to pożyłby sobie w Polsce Ludowej w chwale. Niestety, poszedł. Doszło do zakażenia krwi, czyli sepsy. Na to umiera się dziś, a co dopiero wtedy, parę lat po wojnie.
Pstrowski wierzył w komunizm. Wierzył, że ciężką pracą wszystkich Polaków można zbudować dobrobyt. Nie dla nich ani dla ich dzieci. Nawet nie dla ich wnuków... Wierzył, że kiedyś ten dobrobyt będzie dany wszystkim obywatelom ludowej ojczyzny. Dziś mało kto o nim pamięta. Zatem niech ten pomnik ku jego pamięci ongiś wystawiony... niech stoi. Pstrowski bowiem jest częścią historii Polski bez jakichkolwiek przymiotników.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Chłopie jak Ty piszesz - błędy, błędy i....