Dotychczasowe prace dot. wydobycia gazu łupkowego nie przyniosły rezultatów; przemysł działający w branży na ile może wstrzymuje się z pracami, bo czeka na regulacje w prawie, których wciąż nie ma - wskazywali uczestnicy czwartkowej (11 kwietnia) konferencji gazowej.
Przedstawiciele polskiego i ukraińskiego sektora gazowego spotkali się na konferencji organizowanej w ministerstwie gospodarki. Podczas panelu dotyczącego gazu łupkowego przypomniano, że temat gazu z łupków pojawił się w Polsce sześć lat temu, pierwsze wiercenia przeprowadzono trzy lata temu.
W Polsce wywiercono do tej pory około 46 otworów, jednak żaden z nich nie był przewidziany do produkcji - powiedział Cezary Filipowicz z United Oilfield Services. Dodał, że prowadzone prace wskazują, że polskie złoża są perspektywiczne.
Europoseł Konrad Szymański (PiS) diagnozował, że zmarnowaliśmy bardzo dużo czasu, bo wciąż nie widać końca przygotowania ram prawnych dla tej działalności (brakuje ustawy podatkowej i ustawy węglowodorowej). Jak mówił to, że do dziś nie ma uregulowań powoduje, że inwestorzy zagraniczni są w coraz większym niepokoju.
Firmy naftowe wskazują na dwa problematyczne punkty w proponowanych rozporządzeniach - pierwszym z nich procedura przejścia z koncesji poszukiwawczej na wydobywczą, firmy "kontestują też" publicznego partnera, jakim ma być Narodowy Operator Kopalin Energetycznych (NOKE) - wskazywali przedstawiciele firm sektora energetycznego. - Musimy ryzykować swoimi pieniędzmi, a sam miód jest spijany przez NOKE - mówił Andrzej Maksym z PGNiG.
Na Ukrainie - wskazywał Szymański - cała sprawa gazu łupkowego ruszyła później, jednak kraj ten nas teraz przegania. Jego zdaniem, główną słabością konkurencyjną Polski wobec Ukrainy jest chaos decyzyjny i konkurowanie ze sobą ministerstw o to, które odgrywa przewodnią rolę w tej sprawie.
Szymański podkreślał, że i dla nas i dla naszego wschodniego sąsiada nowy gaz może w istotny sposób wpłynąć na sytuację energetyczną. - Oba kraje widzą, że uruchomienie własnych zasobów jest ogromną szansą - zaznaczył.
Paweł Poprawa z Instytutu Studiów Energetycznych ostrzegł, że obserwujemy "spadający entuzjazm dla polskich łupków" na rynku energetycznym i finansowym. Ocenił, że 6 lat od kiedy mówi się o łupkach w Polsce, to bardzo dużo, zwłaszcza w kontekście tego, że cały czas jesteśmy w pierwszej fazie poszukiwań. Zaznaczył, że w Stanach Zjednoczonych pierwszy etap trwał ok. dwóch lat.
Poprawa podkreślał, że moda na rynkach finansowych na poszukiwanie gazu łupkowego zniknęła, a wkrótce możemy konkurować o zasoby finansowe na rozwój poszukiwań z innymi krajami. Jego zdaniem możemy też spodziewać się takiej sytuacji, że żadna z poszukujących gazu w łupkach firm nie zdoła przejść do fazy produkcyjnej i będzie konieczne rozpisanie nowych przetargów, co znowu wydłuży cały proces.
Wskazywał również, że otwory produkcyjne są u nas kilkakrotnie droższe niż gdzie indziej, a gaz łupkowy, przy takich kosztach będzie w najłatwiej dostępnych miejscach kosztował po 350-450 dol. za m sześc., co sprawi, że będzie nieopłacalny. Jego zdaniem, aby to zmienić, należy otworzyć rynek wydobycia, który w Europie jest bardzo płytki.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.