To, że wiosna bardziej przypomina zimę, nie jest większym zmartwieniem dla elektrowni i ciepłowni, czyli dla gigantycznych odbiorców węgla kamiennego. Z takiej aury cieszą się autoryzowani sprzedawcy węgla i operatorzy jego składów. Smucą się ci, którzy zakładali, że wiosna przyjdzie w połowie marca, i nie kupowali węgla na zapas. Ci mają powód do zmartwienia. I przyczynek do nieplanowanych wydatków.
Plac przed kopalnią Wujek. Sprzedaż drobnicowa. Kilka ciężarówek autoryzowanych sprzedawców czeka na załadunek. Ze swoim dwutonowym multicarem pan Andrzej, przedstawiciel drobnych wozaków sprzedających węgiel najdrobniejszym z drobnych odbiorców, wygląda nader samotnie. Takich, jak on (od 20 lat w tym fachu, wcześniej był górnikiem w Wujku, w 1981 strajkował, ale - jak podkreśla - na szczęście nie dostał kulką) przybędzie w przyszłym tygodniu. Chyba że prędzej skończy się zima.
- Więcej sprzedaję przez tę pogodę, to fakt. Ludzie dokupują węgiel, bo im zabrakło. Ci, którzy mają w domach piece, nie kupują jesienią węgla na zapas. Zakładają, że jak przychodzi wiosna, to nie muszą już hajcować w piecach. No to kupują na styk. A teraz jest tak, jak widać, że im tego węgla brakuje. To i kupują - tłumaczy pan Andrzej.
To nie jest tak, że wszyscy mają ciepło od producenta. W Polsce około 2 mln mieszkań i domów jednorodzinnych spala węgiel w piecach centralnego ogrzewania albo w zwykłych, archaicznych już, kaflowych. Szacuje się, że tacy klienci zużywają około 11 mln t węgla kamiennego opałowego, tak krajowej produkcji, jak i z importu.
Jeden piec, jedna węglarka
Pani Henryka jest emerytką i ma mieszkanie ogrzewane piecami kaflowymi. Przez tę śnieżną wiosnę w piwnicy węgla już nie ma, a kupować w kwietniu trzy tony na kolejną zimę to jeszcze za wcześnie. Trzeba sobie na taki zakup odłożyć z emerytury. Żeby więc w mieszkaniu było te 18 stopni na plusie, emerytka dokupiła teraz 200 kg.
- Tak trochę na zapas, bo choć podawali, że po 12 kwietnia ma być już ciepło, to jakby nie trafili z prognozą, będę miała kilka węglarek w zapasie - tłumaczy.
Jedna taka węglarka to mniej więcej 10 kg węgla. Wystarczy na jeden tzw. wsad do "kafloka" albo na cały dzień palenia w piecu kuchennym.
Po węgiel do... spożywczego
Do sytuacji dostosowali się sprzedający zasadniczo żywność i napoje. W sklepach bardzo popularnej sieci sprzedają węgiel kamienny w workach. Jej konkurenci też nie zasypują gruszek w popiele. Ceny? Delikatesowe - można byłoby powiedzieć: od 8,99 do 9,99 zł za 10 kg. Brykiet o 10 proc. tańszy. Zresztą brykiet nie za bardzo nadaje się do pieców kaflowych, bo po rozgrzaniu rozsypuje się i niespalony wypada przez ruszt.
Paczkowanie węgla w kopalniach nie jest powszechne. Czynią to m.in. bytomski Bobrek i bieruński Piast. Najczęściej workuje się go na składach opałowych (najpopularniejszy sortyment do paczkowania to ekogroszek). Na rynku działa też kilka wyspecjalizowanych w tej dziedzinie firm.
Od kopalni do piwnicy
Przypomnijmy, że spółki węglowe realizują sprzedaż urobku poprzez sieć dystrybucji, opartą na autoryzowanych sprzedawcach i ich przedstawicielach handlowych. Redystrybucją węgla od takich pośredników zajmują się również kolejni pośrednicy, już bez autoryzacji, z reguły prowadzący drobne składy węgla na potrzeby lokalnych, stosunkowo niewielkich społeczności.
Ewgor BIS jest jednym z autoryzowanych sprzedawców Kompanii Węglowej. Właścicielem jest Adam Gorszanów, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla. Tegoroczny zimowo-wiosenny marzec sprawił, że Ewgor sprzedał ponad 5340 t węgla grubych i średnich sortymentów, podczas gdy rok temu (marzec był wiosenny) sprzedano 4530 t (bez uwzględnienia sprzedaży w Wielki Piątek, kiedy to - wbrew pozorom - klientów nie brakowało). Szczególnym wzięciem cieszy się węgiel wysokokaloryczny. Klienci, skoro już muszą uzupełniać wyczerpane zapasy, wolą paliwo, z którego da się wycisnąć jak najwięcej ciepła.
Jak poinformowano nas w firmie prezesa Gorszanowa, zwiększony popyt na węgiel jest widoczny. I to nie tylko za przyczyną tego, że wiosnę mamy zaśnieżoną po kolana. Również dlatego, że producenci węgla ograniczyli wydobycie. I dlatego zdarza się, że klienci (prowadzący małe składy opałowe) odprawiani są z kwitkiem. Składy opałowe nie prowadzą działalności dobroczynnej, więc kupują węgiel od innych bezpośrednich dystrybutorów. A jak ci nie mają surowca, to biorą go z importu, bo przecież muszą mieć towar na bieżąco. Im dłuższy łańcuszek od producenta do odbiorcy, tym węgiel droższy...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
na wesoŁej leŻĄ zwaŁy wĘgla bo podobno nie ma zbytu ktoŚ tu kogoŚ robi za h...