Budowana przez Rosję elektrownia atomowa w obwodzie kaliningradzkim ograniczy bezpieczeństwo energetyczne Polski, Litwy, Łotwy i Estonii - wskazują w raporcie eksperci Ośrodka Studiów Wschodnich.
Budowę Bałtyckiej Elektrowni Jądrowej (BEJ) w rosyjskiej enklawie Rosatom rozpoczął w lutym 2012 r. Mają tam stanąć dwa reaktory o łącznej mocy 2400 MW. Pierwszy blok ma powstać w 2016 r., a drugi w 2018 r.
W opinii ekspertów elektrownia jądrowa z jednej strony stworzy możliwość zacieśnienia relacji UE z Rosją, z drugiej zaś może umocnić pozycję Rosji na rynku energetycznym w regionie Morza Bałtyckiego, tym samym ograniczając bezpieczeństwo energetyczne Polski, Litwy, Łotwy i Estonii.
- Dlatego też dla państw tego regionu najważniejsze jest koncentrowanie się na budowie bezpieczeństwa energetycznego. (...) Szczególne znaczenie miałaby zwłaszcza koncentracja na realizacji przez Polskę i Litwę własnych projektów budowy elektrowni jądrowych - napisano w raporcie.
Jak wskazują eksperci, deficyt energii elektrycznej do niedawna był poważnym ograniczeniem dla rozwoju ekonomicznego obwodu kaliningradzkiego. Po rozpadzie ZSRR region aż 80 proc. potrzebnej energii elektrycznej otrzymywał tranzytem przez sieci państw bałtyckich z elektrowni w obwodach leningradzkim i woroneskim.
Budowa kaliningradzkiej elektrociepłowni zasilanej gazem (TEC-2) ciągnęła się od początku lat 90. Głównym problemem była niechęć głównego inwestora - Gazpromu - do zwiększania nierentownych dostaw gazu do regionu. W grudniu 2010 r. uruchomiono drugi blok tej elektrowni (łączna moc obu bloków to 900 MW). Wraz z rozbudową TEC-2 Gazprom zwiększył też przepustowość systemu gazociągów dostarczających surowiec do enklawy - z 1,5 do 2,5 mld m sześc. rocznie.
Dzięki temu od 2011 roku obwód kaliningradzki jest w stanie pokryć zapotrzebowanie na energię elektryczną własną produkcją.
Dlatego też - jak wskazują eksperci - z perspektywy potrzeb energetycznych regionu budowa elektrowni jądrowej w obwodzie kaliningradzkim ma ograniczone znaczenie, bo jej planowana moc przekracza zapotrzebowanie enklawy. Tylko część produkowanej w niej energii mogłaby zostać tam wykorzystana, np. do pokrycia ewentualnego wzrostu popytu na energię oraz zastąpienia produkcji z ekologicznie szkodliwych, małych elektrociepłowni węglowych.
Większościowym udziałowcem (51 proc.) w projekcie pozostanie państwo (przez Rosatom), a pozostałe udziały mają trafić do prywatnych inwestorów, w tym zagranicznych. Rosatom zwrócił się z ofertą m.in. do polskiego i litewskiego biznesu. Strona rosyjska - jak wskazują eksperci - szczególnie jednak liczy na włączenie się w projekt inwestorów niemieckich, zwłaszcza w kontekście decyzji o wyłączeniu do 2022 r. niemieckich elektrowni jądrowych. Jednak do tej pory żaden z prywatnych inwestorów nie stał się udziałowcem BEJ. Rosatom nie znalazł potencjalnych odbiorców energii, nie zabezpieczył również szlaków jej dostaw.
W opinii analityków dotychczasowe doświadczenia realizacji projektów energetycznych w Rosji z udziałem zagranicznych inwestorów pokazują jednak, że ich powodzenie zależne jest przede wszystkim od decyzji politycznych rosyjskiej elity rządzącej, a nie ekonomicznych kalkulacji. Dla przykładu, większościowe udziały koncernu energetycznego Shell w projekcie naftowo-gazowym Sachalin-2 oraz długoletnia umowa z rządem rosyjskim nie zabezpieczyły tego koncernu przed utratą kontroli nad projektem na rzecz Gazpromu w 2006 r.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.