Do tego, że zachodnie landy Niemiec nadal są bogatsze niż te na wschodzie kraju, Niemcy zdążyli się już przyzwyczaić. Teraz muszą stawić czoła nowemu problemowi, jakim jest rosnące ubóstwo w bogatym do tej pory zachodnim regionie, zamieszkałym przez ponad 5 mln obywateli.
Choć od zjednoczenia Niemiec minęło już ponad 20 lat, a wschodnie landy tylko do 2009 r. otrzymały ponad 2 bln euro pomocy, to nadal linia podziału poziomu dobrobytu dość wyraźnie przypomina, gdzie leżała granica między NRD i RFN. W świadomości sporej liczby Polaków Niemcy są krajem, w przypadku którego trudno jest w ogóle mówić o ubóstwie czy biedzie. Wielu z nas ciągle z niekłamaną zazdrością spogląda na poziom życia sąsiadów zza Odry. Jak pokazuje opublikowany niedawno przez niemiecki Parytetowy Związek Socjalny raport o poziomie życia (i biedy) w Niemczech, ta zazdrość powoli staje się coraz mniej uzasadniona.
Wschód na Zachodzie
Co prawda z raportu jasno wynika, że nadal najbiedniejszym z niemieckich landów jest Meklemburgia-Pomorze Przednie, gdzie średni wskaźnik zagrożenia ubóstwem dla całego landu sięga 22,4 proc., lecz budujący jest fakt, że z roku na rok wartość ta powoli maleje. Znacznie mniej optymistyczne dane pochodzą z zachodu. Badania Parytetowego Związku Socjalnego jasno wskazują Zagłębie Ruhry - tak chętnie przedstawiane jako wzór do naśladowania dla woj. śląskiego - jako region najsilniej zagrożony spadkiem poziomu życia, a w konsekwencji biedą. Warto przy tym wyjaśnić, że według niemieckich kryteriów o zagrożeniu biedą możemy mówić w przypadku osób, których dochody są niższe niż 60 proc. średniej krajowej, co obecnie wynosi 826 euro. Powagę sytuacji w Zagłębiu Ruhry obrazuje fakt, że jego relatywnie niewielką powierzchnię zamieszkuje obecnie ponad 5,17 mln ludzi (1166 osób/km kw.), z czego za zagrożone biedą uznaje się od 16 (region Essen/Duisburg) do niemal 20 proc. populacji (19,7 proc. w Dortmundzie i okolicach). Dla porównania, we wspomnianej wcześniej Meklemburgii-Pomorzu Przednim w sumie mieszka zaledwie 1,7 mln obywateli (72 os./km kw.). Nietrudno sobie wyobrazić, co może oznaczać kolejny wzrost liczby osób uprawnionych do korzystania z pomocy socjalnej w tak silnie zaludnionym regionie. Już teraz przez rosnące wydatki socjalne wiele miast regionu jest mocno zadłużonych lub bardzo bliskich bankructwa.
Stan alarmowy
Przyczyn takiej sytuacji w Zagłębiu Ruhry jest kilka. Pierwszą z nich jest spadek znaczenia przemysłu ciężkiego dla gospodarki tego regionu. Liczby są bezlitosne - między 1980 i 2002 rokiem w sektorze produkcyjnym Zagłębia ubyło około pół miliona miejsc pracy. Owszem, w tym samym czasie utworzono 300 tys. miejsc pracy w sektorze usług, jednak nie wszyscy pracownicy przemysłu ciężkiego potrafili się przebranżowić i w konsekwencji odnaleźć w nowej, nierzadko zaskakującej rzeczywistości. Drugą przyczyną jest ciągły postęp technologiczny, który sprawia, że lokalny rynek pracy potrzebuje coraz mniej robotników. Zamiast nich mile widziani są wykształceni, znający języki młodzi profesjonaliści, doskonale orientujący się w innowacyjnych technologiach. Dyrektor generalny Parytetowego Związku Socjalnego, dr Ulrich Schneider, alarmuje: - Sytuacja w Zagłębiu Ruhry to obecnie najważniejszy problem całych Niemiec.
Schneider ostrzega także przed możliwymi konsekwencjami dalszego wzrostu liczby osób zagrożonych ubóstwem i porównuje Zagłębie Ruhry do biednych przedmieść Paryża i Londynu: - Jeżeli w kotle z napisem "Zagłębie Ruhry" zacznie się gotować, to opanowanie tego zjawiska może być bardzo trudne.
Słowa Schneidera uderzają także w rząd federalny: - Jeśli polityka socjalna szybko nie ulegnie zmianie, to setki tysięcy pozbawionych perspektyw bezrobotnych mogą wyjść na ulice.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.