Dla wszystkich nie związanych z branżą. węgiel urobiony w ścianie trzeba odtransportować na powierzchnie. najszybszy i najprostszy sposób to transport przenośnikami taśmowymi pod szyb, a dalej szybem trzeba wyciągnąć na powierzchnie. żeby ten system był sprawny - płynny, bez postojów na czas załadunku węgla do naczyń wyciągowych ( skip ) stosuje się takie zbiorniki. W tym przypadku można sobie wyobrazić taki wielki silos jak na cement, zboże itp. wykuty w skale. " silos " ma wysokość 24m i średnicę 7-12m. Do niego wysypuje się z taśmy węgiel od góry, a pod spodem jest otwór średnicy ok 1m, przez który węgiel wsypuje się do naczynia wyciągowego ( jednorazowy załadunek w zależności od kopalni to od kilku do kilkudziesięciu ton ). Węgiel po wyjechaniu na powierzchnię trafia do sortowni lub magazynowany jest na tzw. zwałach węgla. przez taki zbiornik w ciągu doby "przesypuje" się kilka tysięcy ton węgla. Teraz teoretyzując możliwości co się stało i gdzie przebywa ów ślusarz, a raczej jego ciało jest wiele. - mógł wykonywać jakieś prace przy zbiorniku i wpaść do niego - mógł oszczędzać swoje nogi i jechał na taśmie i z jakiś przyczyn nie wyskoczył z niej w miejscu w którym zazwyczaj się wyskakuje żeby nie dojechać do zbiornika i razem z węglem nie zostać wsypanym do niego. - mógł wpaść na taśmę z jakiś przyczyn - samobójstwo - morderstwo - mistyfikacja - sama lampa dojechała do zbiornika, a ślusarz uległ jakiemuś wypadkowi i leży gdzieś obok taśmy. Oby to była jedna z dwóch ostatnich wersji.