Z moich wiadomości (nie jestem ekspertem) wynika, że zagrożenia są spore, ale tylko pod ziemią. Wprawdzie słyszałem już opowieści o tym, jak to gaz syntezowy wydostaje się przez szczeliny do piwnic domów i że są miejsca na świecie, gdzie ludzie mają "podgrzewaną podłogę" za free. Są to baje, urban legends, podobne bardzo do historyjek, których celem ma być strach przed łupkowym (że wylatuje z kranu itp.) Eksperyment w Wieczorku ma uzmysłowić fachowcom, jaka może być w realu skala i jaki rodzaj zagrożeń. Po to się go robi. Teoretycznie zgazowanie w najgorszym przypadku przedstawia dokładnie taki sam poziom i rodzaj zagrożeń, jak każdy pożar endogeniczny w kopalni. W uproszczeniu samozapłon złoża (przecież dość częsty) jest takim zgazowaniem, którego nie chcemy, i które przebiega gwałtownie i bez kontroli. Podczas gdy zgazowanie w procesie jest zabezpieczone ze wszystkich stron, monitorowane na bieżąco i możliwe - w najgorszym przypadku - do natychmiastowego ugaszenia reaktora i "zabetonowania 34; miejsca podsadzką. Z pośrednich (powierzchniowo-podz iemnych) zagrożeń najbardziej serio (ale to nie znaczy, że w ogóle wystąpi) wygląda możliwe skażenie wód. Produktem ubocznym zgazowania są bowiem toksyczne smoły, które bezwzględnie trzeba wywieźć z dołu na powierzchnię i bezpiecznie zutylizować. Jednak to zagrożenie nie jest inne ani większe od tego, które występuje w każdym kombinacie metalurgicznym czy koksochemicznym, gdzie identyczne smoły potrafimy już skutecznie neutralizować. Jeśli chodzi o osiadanie powierzchni, po zgazowaniu powstaje faktycznie pustka. Jeżeli kopalnia uzyska zezwolenie na metodę na zawał, to szkody nie będą się różnić od tradycyjnych. Natomiast można sądzić, że drugi wariant - wypełnienie pustki podsadzką, uda się dużo skuteczniej po zgazowaniu dlatego, że georeaktor jest teoretycznie hermetycznie szczelny z dwoma lub trzema małymi otworami, w których łatwo kontrolować ciśnienie w środku a więc i szczelność wypełnienia.